Najlepsze filmy lat 70. – miejsca 40-31
100 – 76
75 – 51
50 – 41
40 – 31
30 – 21
20 – 11
10 – 1
Suplement do rankingu
40. Znikający punkt
Vanishing Point
1971, reż. Richard C. Sarafian, w rolach głównych: Barry Newman, Cleavon Little, Dean Jagger, Victoria Medlin, Dodge Challenger 440 R/T
„Znikający punkt” to wspaniałe kino egzystencjalne. Opowieść o ucieczce od przeszłości i od samego siebie. Historia człowieka, który pozbawiony wszystkiego staje się synonimem wolności i nonkonformizmu, historia, która może mieć tylko jeden finał. Bunt i jego tragiczne konsekwencje zawsze szły ze sobą w parze. Od samego początku mamy świadomość tego, jakie będzie zakończenie, a jednak kibicujemy bohaterowi, bo nie poddał się, mimo że jego podróż z góry skazana jest na porażkę. Miał siłę woli i odwagę, aby zrobić to co chciał, a może zwyczajnie nie widział dla siebie miejsca w nowym porządku? [Arahan, fragment recenzji]
Dogde challenger, nieśmiertelna route 66, muzyka z epoki i umiłowanie wolności. Niesamowite ujęcie dogorywającej epoki hipisów i jeden z najbardziej klimatycznych obrazów lat 70’. [materatzowy]
Film po którym nie ma wyjścia, kończą się napisy, bierzesz kluczyki, idziesz do auta, odpalasz swojego 17 letniego Golfa (czy innego Escorta, Astrę czy Malucha) i ruszasz w trasę, nieważne gdzie ważne że jedziesz, czujesz się wolny…I radość trwa aż do pierwszego fotoradaru czyli ok 30 s 🙂 [Sonny Crockett]
Krzyk pokolenia – z założenia ówczesnego, w rezultacie każdego kolejnego. Potrzeba wolności, która na mocy wciąż narastających ograniczeń i praw dziś wydaje się jeszcze bardziej aktualna, jak w dniu premiery. Manifest młodości zawarty w śnieżnobiałych czterech kółkach i poczciwej twarzy swojskiego Kowalskiego – człowieka znikąd i bez przyszłości, który niczym w transie podąża ku swej zgubie. Tuż obok „Zabriskie Point” (który jednak nie załapał się na mą listę) jeden z najważniejszych, a przy tym najbardziej szczerych środkowych palców wymierzonych w rzeczywistość. Rzeczywistość, jaką sami wszak tworzymy. [Mefisto]
39. Wszyscy ludzie prezydenta
All the President’s Men
1976, reż. Alan J. Pakula, w rolach głównych: Dustin Hoffman, Robert Redford, Jack Warden, Martin Balsam
To Redfordowi zatem w dużej mierze zawdzięczamy to, czym jest film „Wszyscy ludzie prezydenta” – fascynującym studium reporterskiego śledztwa, pokazywanym od kuchni, w każdym szczególe, krok po kroku. Do dzisiaj ogląda się to z zapartym tchem, chociaż w rutynie dziennikarskiej zmieniło się tak wiele, szturmem wszedł internet, bazy danych, powszechny dostęp do informacji, blogi, PR i portale społecznościowe. Tym bardziej praca Woodwarda i Bernsteina budzi niekłamany podziw. Burza mózgów, kto zna kogo i kogo zna ten ktoś, i co ten ktoś może załatwić. Wybiegi i podchody, by wydobyć listę nazwisk. Mozolne odcedzanie prawdy od kłamstwa i oddzielanie ziarna od plew. Telefon za telefonem, morze kawy, urabianie godzina za godziną przerażonej informatorki, by zechciała nieśmiałym bąknięciem potwierdzić istnienie jakiegoś pojedynczego fragmentu układanki. [Deina, fragment recenzji]
Prawdopodobnie wielu młodych ludzi po obejrzeniu tego filmu zdecydowało się zostać dziennikarzami. Niestety, pewnie większość z nich później zawiodła się realiami pracy w tym zawodzie. Ale nie zmienia to faktu, że dzieło Alana Pakuli jest jednym z najbardziej nietuzinkowych filmów śledczych dekady. [Piotr Han]
Po nitce do kłębka, poprzez stos papierów, setki telefonów – wszystko w imię prawdy i dobrego imienia zawodu, który się nie tyle wykonuje, co nim żyje, oddycha. Dziennikarstwo jako pozytywistyczna wizja świata? Coś w tym jest. A przy okazji Pakula udowadnia, jak się powinno prowadzić tak mało spektakularny film, który od pierwszej do ostatniej minuty przykuwa do ekranu, nie popuszczając nawet na sekundę. Nie byłoby sukcesu, gdyby nie dwie ikoniczne role Redforda i Hoffmana. Ależ oni są niesamowici! [desjudi]
38. Skrzypek na dachu
Fiddler on the Roof
1971, reż. Norman Jewison, w rolach głównych: Topol, Norma Crane, Leonard Frey, Molly Picon
Wkurza mnie to, że ludzie pamiętają z tego filmu tylko “If i were a rich man”. Przecież w tym filmie jest wszystko – świetne piosenki, barwny żydowski folklor, dużo humoru, chwile wzruszenia, życiowa mądrość… Wiecie co najbardziej mi się w “Skrzypku” podoba? To, że w przeciwieństwie do innych musicali nie skupia się na młodych ludziach, na trójkątach miłosnych ani niczym takim – głównym bohaterem jest dojrzały facet, głowa ubogiej rodziny, jednocześnie konserwatywny i refleksyjny. Jeśli ktoś tu się fatalnie zakochuje, to jego córki – każda kolejno łamie kolejne tabu, każdą los kieruje w inną stronę… a i tak najlepszą miłosną piosenkę ma stary Tewje Mleczarz i jego żona Gołda;) Mój ulubiony musical i jeden z najulubieńszych filmów. [Phlogiston]
3 godziny przepięknego musicalu i do tego jedynego w swoim rodzaju, bo tak mocno zatopionego w żydowskiej tradycji, folklorze i wartościach. Każda wyśpiewana piosenka to hymn na cześć życia, bez względu na to, czy przynosi ono dobro lub zło. Bez zbędnej naiwności, za to z wiarą, że wystarczy być dobrym, że warto trzymać się pewnych zdrowych zasad, szanować rodzinę, wspierać potrzebujących. Nawet jeśli wiatr historii zawieje i zmiecie wszelki dobytek – nie warto się poddawać, tylko patrzeć przed siebie, czerpiąc siłę z tradycji przodków. Ot, mądrość ludowa – cudownie prosta i jakże wymagająca. Takiż jest i “Skrzypek na dachu” – klasyczny musical skrywający w sobie o wiele więcej niż łatwe melodie. [desjudi]
37. W kręgu zła
Le Cercle Rouge
1970, reż. Jean-Pierre Melville, w rolach głównych: Alain Delon, Bourvil, Yves Montand, Gian Maria Volonté
Wiadomo, że Francuzi potrafią robić nie tylko dobre komedie, ale też świetne kryminały. Niekwestionowanym mistrzem eurocrime’u jest Jean-Pierre Melville, a „W kręgu zła” to jego ostatnie wielkie dzieło, w którym zestawił tak zróżnicowane osobowości jak Alain Delon, Gian Maria Volonte, Yves Montand oraz przede wszystkim Bourvil, znany komik, który w niekomediowej roli komisarza wypadł wyśmienicie. Fabuła nie jest tak skomplikowana jak chociażby w „Szpiclu” (1962) tego samego twórcy, ale siła filmu tkwi właśnie w prostocie wymieszanej z artystyczną wizją świata, który nie przypomina francuskiej rzeczywistości. Gangsterzy dokonujący wielkiego skoku to temat wielu filmów, a jednak minimalistyczne dzieło Melville’a wciąga i intryguje bardziej niż inne klasyczne „opowieści rabunkowe”. [Mariusz]
Twarde dialogowanie, bohaterowie dążący do celu mimo wiszących nad nimi toporów katowskich (u Melville’a rzadko topór jest tylko jeden), podskórne uczucie zaciskającej się ciasno pętli… Ciężko przecenić to, ile zawdzięczają Mistrzowi współcześni reżyserzy i warto nie raz – tuż przed obwołaniem któregoś z nich geniuszem – troszeczkę się cofnąć i zobaczyć, gdzie znajduje się źródło wszystkiego. Kwestia jest tylko udoskonalenia tego, co już Melville dawno zrobił – takim właśnie duchowym następcą jest chociażby Michael Mann, który jeśli nie ma w swym domu ołtarzyka poświęconego twórczości Francuza, to byłbym tym faktem mocno zdziwiony. Oszczędne dialogi, opowiadanie obrazem, bohater, który wiecznie ucieka – wszystkie składniki na swoim miejscu. Do tego coś, co cenię wręcz nade wszystko inne – czyli bezpardonowość działań postaci. Nie ma przebacz – broń służy do zabijania i do tego też jest używana, bez sentymentów, kula w łeb i o jednego gracza mniej. Wspomnieć też należy o nakręconej z niebywałą finezją kluczowej scenie rabunku, znamiennej ze względu na to, że Melville wyeliminował z niej wszystkie niepotrzebne dźwięki pozwalając na to, by napięcie rodziło się w widzu w sposób naturalny, bez żadnej sugestywnej muzyki, jedynie pokazane szybkie działanie prawdziwych zawodowców. Każdy szczegół dopracowany do perfekcji, zero niepotrzebnych ruchów, zero błędów. I taki jest też cały film. Bezbłędny. [McCoy, wypowiedz z forum]
36. Głowa do wycierania
Eraserhead
1977, reż. David Lynch, w rolach głównych: Jack Nance, Charlotte Stewart, Jeanne Bates, Jack Fisk
„Głowa do wycierania” na stałe zawitała do kultowego „nocnego obiegu”. Lynch wspomina, że sam John Waters, w trakcie panelu dyskusyjnego po jednym z jego filmów, nie odpowiadał na pytania publiczności, tylko z entuzjazmem polecał obejrzenie filmu o Henrym Spencerze. Po kilku latach nieprzerwanego wyświetlania debiutancki film Lyncha stał się jednym z głównych symboli „midnight movies”. Enigmatyczna twarz Jacka Nance’a zahipnotyzowała z plakatów oraz ze srebrnych ekranów tysiące widzów. [Fidel, fragment analizy]
Najlepszy film Lyncha. Wykładnia wszystkiego tego, co gra w duszy szalonego surrealisty – bez żadnych zahamowań odnośnie formy i treści, na całego, pełną parą. Henry Spencer ma coś, co może nazywać dzieckiem, w kaloryferze śpiewa dziewczynka z wypchanymi policzkami, kosmiczny (?) zawiadowca co rusz przestawia dzwignie, a z głośników sączy się huk z hut. Niepewność, zagrożenie, przerażenie. Ale wszystko jednak w konwencji takiej, jakby nic się dziwnego nie działo, jakby wszystko to, co nienormalne, chore, niezwykłe, potworne, niepokojące było… normalne. Dysonans? To za mało powiedziane. “Głowa do wycierania” to DOŚWIADCZENIE FILMU niepodobne do niczego wcześniej ani pózniej. Oglądać tylko w nocy przy zgaszonym świetle. [desjudi]
Może pierwsze próby Lyncha nie były tak doskonałe, jak te późniejsze, Głowa do wycierania pozostaje w swoim czasie, absolutnie bezkonkurencyjna. Mało jest filmów, które by tak intrygowały, brzydziły, poruszały, a przede wszystkim wywoływały kontrowersje. Bo oto przecież chodzi w kinie, o emocje. [Marinhos Stefansky]
35. Serpico
1973, reż. Sidney Lumet, w rolach głównych: Al Pacino, John Randolph, Jack Kehoe, Biff McGuire
Lubię filmy na faktach. Szukam w kinie naiwnie jakiejś abstrakcyjnej, niezdefiniowanej Prawdy i takie filmy jak Serpico dają mi płonną nadzieję na jej znalezienie. Oparta na faktach historia ukazana niczym złowieszcza Kafkowska sytuacja bez wyjścia wydaje się posiadać w sobie pewien piękny i zarazem przerażający ładunek uniwersalności. [patyczak]
Bardzo dużo w latach 70. powstało kina policyjno-kryminalnego, dla którego był to zresztą złoty okres. Spośród tych wszystkich, nieważne jak doskonałych produkcji, wyróżnia się jednak ta jedna, oparta o fakty i bardziej niż na akcji (acz tej nie brakuje), skupiająca się na wyalienowaniu głównego bohatera. Wyglądający jak hipis Frank Serpico być może nie sprawia wrażenia wzorowego gliny, ale takim bez wątpienia jest. Ba! To wręcz bohater bielszy od bieli, co stanowić może (zwłaszcza dziś) jedyny poważny minus całego filmu, gdyż trudno w pełni kupić takiego herosa bez skazy w takim środowisku. A jednak Serpico trudno nie kibicować. A Al Pacino, dla którego również był to najwybitniejszy okres życia, jest w swej roli po prostu totalny. Obok „Pattona” (który niestety musiał u mnie odpaść) trudno o lepszy przykład tak doskonałej kreacji, bez której cała reszta historii, choć też dobra, zwyczajnie straciłaby sens. W głowie się nie mieści, że – podobnie jak rok wcześniej i dwa kolejne lata pod rząd – skończyło się tu jedynie na oscarowej nominacji… [Mefisto]
34. Aquirre, gniew boży
Aguirre, der Zorn Gottes
1972, reż. Werner Herzog, w rolach głównych: Klaus Kinski, Peter Berling, Helena Rojo
Nie potrzeba wspaniałych efektów specjalnych i wysokich nakładów, aby stworzyć arcydzieło. Aquirre to film dokumentalny zabierający nas w przeszłość, który udowadnia, że człowiek prawdziwy, nawet w obliczu nieuchronnej beznadziei, jest w stanie sądzić i wieszać bliźniego. Przerażające dzieło, które ukazuje nam brutalną prawdę o nas samych. [Marinhos Stefansky]
„Aguirre” najczęściej określany jest mianem dramatu historycznego. Kilka realnych nazwisk, plansza informacyjna poprzedzająca pierwszą scenę filmu oraz seria odniesień do wydarzeń, które zostały zapisane w kronikach – to wszystko najwidoczniej wystarczyło, aby w wielu przypadkach patrzeć na film Herzoga jedynie w kontekście konkwisty. „Aguirre, gniew boży” nie sili się jednak na historyczną skrupulatność. Herzog w wywiadach nie potrafi lub nie chce podać żadnych źródeł, z których czerpał w trakcie przygotowywania scenariusza. Nie ukrywa tego, że historię potraktował jedynie jako źródło inspiracji. „Aguirre” nie jest zatem dramatem historycznym, to dramat ludzkiego umysłu. [Fidel, fragment analizy]
33. Nędzne psy
Straw Dogs
1971, reż. Sam Peckinpah, w rolach głównych: Dustin Hoffman, Susan George, Peter Vaughan, T.P. McKenna
Zrealizowany w Wielkiej Brytanii thriller twórcy „Dzikiej Bandy” to film z mistrzowsko budowaną atmosferą permanentnego zagrożenia. Zwykły człowiek, pozorny nieudacznik, stopniowo zmienia się w agresywnego psa, który chroni swoje terytorium. Dustin Hoffman i Susan George kapitalnie odegrali swoje role, a Sam Peckinpah udowodnił że gdyby nie był specjalistą od westernów mógłby być mistrzem thrillerów, gdyż doskonale opanował sztukę montażu, dzięki której udało mu się stworzyć niesamowity suspens. Choć film momentami bywa dosadny i mocno wali po głowie swoją bezkompromisowością zawiera też niedomówienia, które dają widzom pole do interpretacji. [Mariusz]
Mam słabość do Sama Peckinpaha, a już szczególnie do Nędznych psów. Historia wyobcowania i klaustrofobii na brytyjskiej prowincji trzyma w napięciu do samego końca. No i niedoceniany kiedyś przeze mnie Dustin Hoffman, który nie tylko w tym filmie udowodnił że wielkim aktorem jest. [Witold Wojciechowski]
“Nędzne psy” to najbardziej kontrowersyjny z filmów “krwawego Sama”. W Anglii, dopiero w 1999 roku ukazała się pełna, nieocenzurowana wersja tego filmu i to wyłącznie w wydaniu kasetowym. Opierając się na kontrowersyjnej powieści Gordona M. Williamsa “Oblężenie farmy Trenchera”, Peckinpah stworzył pełne grozy i napięcia studium osaczenia. Główną postacią filmu jest amerykański “jajogłowy” – matematyk David (Dustin Hoffman), wraz z piękną, młodą żoną Amy (Susan George), przybywający na angielską prowincję. Wobec seksualnej bierności swego męża, kobieta prowokuje miejscowych osiłków. Korzystając ze sposobności, mężczyźni brutalnie gwałcą Amy. Dochodzi do starcia Davida z bandą gwałcicieli, podczas której nieśmiały i skryty Amerykanin okazuje się bezwzględnym oprawcą, w akcie obrony nie przebierającym w najbardziej prymitywnych środkach. “Peckinpah odziera swych bohaterów z ludzkich cech. To zwierzęta, brutalnie walczące o samice i terytorium.” – pisał recenzent “New York Timesa”. Twórca “Nędznych psów” w sposób precyzyjny ukazał rozkręcający się mechanizm przemocy, gdzie jeden akt brutalności, wywołuje drugi, aż do całkowitego unicestwienia jednej ze stron konfliktu. Schemat fabularny filmu zostaje spłaszczony do prostego systemu “akcji i reakcji”. [Piotr Kletowski, filmografia Peckinpaha]
32. Bliskie spotkania trzeciego stopnia
Close Encounters of the Third Kind
1977, reż. Steven Spielberg, w rolach głównych: Richard Dreyfuss, François Truffaut, Teri Garr, Melinda Dillon
Steven Spielberg wbrew filmowym dokonaniom z poprzednich dziesięcioleci przekonuje, że spotkanie z obcą pozaziemską cywilizacją nie od razu oznaczać musi wojnę. Ciekawa dobrze opowiedziana historia, bardzo dobre efekty specjalne plus jak zawsze niezastąpiona muzyka Johna Williamsa. Magia kina w najczystszej postaci. [Lawrence]
Film idealny w każdym calu. Przede wszystkim świetny Richard Dreyfuss w roli Roya, który kradnie każdą scenę, w której się pojawia. [Jeremy]
Steven Spielberg zainteresował się tematem UFO, ze względu mnogość i zgodność relacji świadków, którzy zaobserwowali niezidentyfikowane obiekty latające. Doszedł do wniosku, że nie trzeba kręcić filmu o wyprawie w kosmos, skoro kosmos przychodzi do nas. Inspiracją były również 20-letnie prace nad tym zjawiskiem, amerykańskiego astronoma J. Allena Hynka, który jako jeden z nielicznych nie traktował tematu UFO jak fantastykę, ale jako spekulację naukową. [Adi, fragment analizy FX]
31. Potop
1974, reż. Jerzy Hoffman, w rolach głównych: Daniel Olbrychski, Tadeusz Łomnicki, Małgorzata Braunek, Krzysztof Kowalewski, Władysław Hańcza
Mój numero duo także wędruje do kina made in Lechistan. Czemu? Ano temu, że jest to kino wielkie i, co by nie mówić o jego historyczno-obyczajowych ramach, światowe. Hoffman z książkowej lektury zrobił wspaniale oglądającą się, olbrzymią epopeję, której nie powstydziliby się nawet Amerykanie. Zresztą za oceanem film doceniono nominacją do Oscara (pech chciał, że w tym samym czasie Fellini dał światu „Amarcord”…). Szkoda jedynie, że podobnych względów nie doczekał się Olbrychski, którego Andrzej Kmicic dosłownie rozsadza ekran. Zaprawdę śmieszne, iż to byle gównianą rólką w podrzędnym, hollywoodzkim akcyjniaku ekscytowała się prasa ponad 30-lat później, a arcygenialną kreację, w której przelewa się krew za ojczyznę zwykło traktować się, jak coś naturalnego. A ja gadam: na kolana, psie syny i bić pokłony! Lecz jeśli wam własna rzyć niemiła, wytoczcie przeciw tej produkcji swe działa, a zaprawdę powiadam wam, litości nie będzie i niejedna posoka ubarwi… Cóż, zapędziłem się, niczym rzeczony Andrew w ocenie nikłego przeciwnika z wąsem. Lecz nie zmienia to faktu, że film jest ze wszech miar godny poklasku. [Mefisto]
Najlepszy film z gatunku płaszcza i szpady w historii kina! Bo właśnie jako film przygodowy, a nie historyczny należy go postrzegać, oglądając perypetie jakże barwnej i zawadiackiej postaci Andrzeja Kmicica, w której Sienkiewicz sparodiował ewoluującego bohatera romantycznego. Jednak targanego rozterkami i nieustannie walczącego z wewnętrznymi sprzecznościami Jędrusia nie sposób nie polubić, szczególnie że jego dynamiczna osobowość nigdy nie znalazła dla siebie konkurencji. No bo w końcu któż z nas jest godzien całować rany Jędrusia? [Hitori Okami]
To, co niektórzy widzą w filmowej trylogii “Władca Pierścieni”, ja dostrzegam w arcydziele Jerzego Hoffmana z 1974 roku. “Potop” na podstawie epopei Henryka Sienkiewicza to spektakularna, klimatyczna, doskonale oddająca czasy, które przedstawia, i wykonana pod względem technicznym historia, która od dzieciństwa jest jednym z moich ulubionych filmów powstałych w naszym kraju. [Juby]
100 – 76
75 – 51
50 – 41
40 – 31
30 – 21
20 – 11
10 – 1
Suplement do rankingu