Connect with us

Publicystyka filmowa

5 NAJLEPSZYCH ról JOAQUINA PHOENIXA. Dyktator, samotnik, szaleniec

JOAQUIN PHOENIX w 5 NAJLEPSZYCH rolach to prawdziwa uczta dla miłośników kina – od dyktatorów po samotników, odkryj jego aktorskie arcydzieła.

Published

on

Todd Haynes skomentował odejście Phoenixa z jego filmu. "To było trudne"

Brat tragicznie zmarłego Rivera Phoenixa miał sporo do udowodnienia w temacie aktorskich umiejętności. Gdy w końcu udało mu się wyjść z jego cienia, wszyscy zgodnie uznali go za aktora nietuzinkowego. Choć jego kariera trwa od lat osiemdziesiątych, można śmiało powiedzieć, że dopiero w ostatnich latach Joaquin Phoenix pokazał się widowni z najlepszej strony.

Advertisement

Ten niezwykle charakterystyczny aktor specjalizuje się w rolach osób dalece niejednoznacznych. Dyktatorzy, samotnicy, szaleńcy – wszystkich łączy drzemiący w sercu smutek życia. Niczym mityczny Feniks aktor zostaje w swoich rolach niemalże przygnieciony egzystencją, przejawiając zarazem potencjał do odrodzenia.

Być może was zaskoczę, ale nie uważam, by rola w Spacerze po linie, za którą Phoenix otrzymał Złoty Glob, należała do jego najlepszych. Owszem, jest dobra, wyrazista, ale w porównaniu do wymienionej przeze mnie piątki wypada blado. I mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie. Przyznać trzeba jednak, że po tej roli nastąpił swoisty przełom w karierze aktora. Po serii występów w blockbusterach (Osada, Królowie nocy, Płonąca pułapka) i bezpiecznych dramatach przeżył kryzys twórczy udokumentowany w Joaquin Phoenix: Jestem, jaki jestem, gdzie przekonywał o chęci porzucenia aktorstwa.

Advertisement

Choć okazało się to mistyfikacją, trudno nie odnieść wrażenia, że coś się wówczas w głowie Phoenixa poprzestawiało. Po tym odbiciu się od dna zaczął podejmować się niezwykle ambitnych przedsięwzięć. Przez to właśnie nie powinno nikogo dziwić, że zaledwie jedna z wymienionych ról pochodzi z wcześniejszych lat aktorskiej kariery Phoenixa. Z kolei najlepszą okazała się ta, o której jest ostatnimi czasy bardzo najgłośniej.

5. Nigdy cię tu nie było

W tym osobliwym thrillerze Phoenix gra momentami jakby z nudów, jakby dopiero co wstał z łóżka po nocy spędzonej przy butelce whisky. Ale ten zblazowany kostium wyjątkowo pasuje do roli, którą zaproponowała mu reżyserka Lynne Ramsay. Nigdy cię tu nie było opowiada bowiem o byłym agencie federalnym, który na skutek bardzo przykrych doświadczeń i osobistych traum postanawia zboczyć z drogi prawa, by wejść na ścieżkę zła. Nie interesuje go już odnajdywanie brudu.

Advertisement

Teraz chce go jedynie eliminować jako zabójca na zlecenie. Choć profesja tylko pogłębia uczucie przygnębienia, nowe zlecenie może wpuścić do jego życia odrobinę światła. Okrągła suma pieniędzy ma przekonać go do odnalezienia zaginionej dziewczynki, która najprawdopodobniej padła ofiarą pedofilskiej szajki zmuszającej do uprawiania nierządu. Ciężar tej tematyki broni się sam, ale pogrążona w rozpaczy twarz Phoenixa jeszcze zdecydowanie potęguje efekt dramatyzmu. Jak wspomniałem, aktor nie wysila się specjalnie, by zawalczyć o uwagę widza. To raczej milcząca rola, nakierowana bardziej na tłumienie emocji niżeli epatowanie nimi. Być może dlatego właśnie jest tak dobra i dlatego aktor tak łatwo przekonuje nią do swych racji.

4. Ona

Wyniszczające uczucie samotności stanowi wdzięczny materiał dla filmowców. Ona Spike’a Jonze’a należy do grona zdecydowanie najlepszych filmów o samotności ze względu na aktualność podejmowanej tematyki. A grany przez Phoenixa Theodore to zarazem jeden z najbardziej przejmujących portretów filmowych samotników. Ufny wobec nowych technologii bohater postanawia dać szanse rewolucyjnemu systemowi operacyjnemu, który, wedle twórców, ma zaspokoić wszystkie jego emocjonalne potrzeby.

Advertisement

Tak poznaje Samanthę, sztuczną inteligencję o zmysłowym głosie Scarlett Johansson, która tak dobrze spełnia się w roli przyjaciela od serca, że Theodore nierzadko zapomina, iż jest ona tylko fantasmagorią. Genialną, acz zwodniczą projekcją inżynierów przyszłości. O tym, jak bardzo ten film i poruszane w nim problemy z każdym dniem stają się co raz bardziej aktualne, możemy się przekonać chociażby za sprawą doniesień z Japonii, informujących, że era sztucznej inteligencji jest już bliżej niż dalej. Phoenix dokłada do tego obrazu coś, bez czego byłby on niepełny – jego twarz obrazuje z jednej strony bezradność w dążeniu do prawdziwej bliskości, a zarazem niebezpieczną w skutkach naiwność w zawierzeniu technologicznym cudeńkom.

I widzeniu w nich czegoś, czym w istocie nie są. Jego kreacja opowiada przede wszystkim o tym, że otaczając się technologią, tworzymy wokół siebie mur, utrudniający nawiązanie prawdziwej, zdrowej relacji z drugim człowiekiem.

Advertisement

3. Gladiator

To nie jest pierwsza zapadająca w pamięć rola Phoenixa. Sygnały o swoim potencjale aktor umiejętnie wysyłał już chociażby w filmie Za wszelką cenę Gusa Van Santa. Ale chyba nikt z was nie miałby problemu podpisać się pod stwierdzeniem, że to właśnie rola Kommodusa otworzyła dwudziestopięcioletniemu wówczas aktorowi drogę do kariery w Hollywood. Kapitalny tu popis złowieszczości, w tym wypadku wyrażanej poprzez dyktaturę. Warto jednak brać w ocenie przypadku przeciwnika Maximusa pod uwagę fakt, że jest on duszą sponiewieraną brakiem ojcowskiej miłości. Zarówno tu, jak i w Spacerze po linie Phoenix niejako rozlicza się ze swoją przeszłością, relacją z bratem, który zginął, pozostając w świetle reflektorów.

Jego blada, pozbawiona witalności twarz daje do zrozumienia, że mrok strawił go już doszczętnie, przez co nie jest zdolny do wydania sprawiedliwego osądu. Maximus i Kommodus mają po równo charyzmy, ten pierwszy bierze w tej walce górę, ale obaj kończą ją ze złamanymi sercami. Choć Phoenix stworzył w Gladiatorze antagonistę kompletnego, po tej roli nie dał się umieścić w szufladzie bohaterów negatywnych.

Advertisement

2. Mistrz

Jednym z reżyserów, który wprowadził Phoenixa na nową, bardzo ambitną śnieżkę, był Paul Thomas Anderson. W swoim nomen omen mistrzowskim Mistrzu dał Joaquinowi do zagrania coś, czego ten wcześniej nie miał okazji doświadczyć. Freddie Quell w jego wykonaniu to osobnik, który nie radzi sobie z dźwiganiem na barkach życiowego ciężaru. Za sprawą trawiącej go rozpaczy staje się łatwym celem dla tych, co do perfekcji opanowali manipulację słabszymi od siebie.

W ten sposób trafia pod skrzydła tytułowego mistrza, przywódcy kultu religijnego, stając się jego prawą ręką. Oryginalna metoda, jaką obrał Phoenix do tej roli, polegała na pracowaniu mimiką twarzy tak, by wykreować niezwykle posępnego, flegmatycznego osobnika. W ten sposób, choć wszystko kręci się w filmie wokół Philipa Seymoura Hoffmana, od jego przybocznego nie da się oderwać wzroku. Rola ta jest mniej więcej tak wielka, jak wielki jest sam film.

Advertisement

1. Joker

Mam wrażenie, że wszystkie te twórcze kierunki, jakie obrał Phoenix w ostatnich latach, zbiegły się w Jokerze do jednego, kulminacyjnego punktu. W ten sposób aktor zdołał stworzyć kreację totalną, która już teraz zapisuje się w annałach historii kina złotymi zgłoskami. Dyskusja o tym, czy aktorowi udało się przebić Heatha Ledgera, jest z zasady głupia. To może jedna postać, ale zarazem dwie kompletnie różne interpretacje. Przede wszystkim w przypadku najnowszej wersji Jokera należy podkreślić, że za sprawą Phoenixa stał się on w końcu człowiekiem z krwi i kości, przybitym egzystencjalnym ciężarem do tego stopnia, że po dojściu do granicy swej wytrzymałości psychicznej postanawia wszystko, co go otacza, zamienić w żart.

Zerwać z moralnością i nadając światu własny sens, lub uznając jego brak, wyprzeć daleko tego rozgoryczonego, słabego mężczyznę i wpompować krew do swego alter ego – szalonego klauna. Frustracja staje się więc zapalnikiem buntu, a bunt – eksplozji przemocy. Zawsze traktowałem Jokera w kategoriach symbolu tkwiących w człowieku zadatków do destrukcji. Za sprawą Phoenixa po raz pierwszy udało mi się w tą postać uwierzyć i dojrzeć w niej coś ujmująco prawdziwego. Trzymam kciuki za Oscara – należy mu się jak psu buda.

Advertisement

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.