search
REKLAMA
Analizy filmowe

Powidoki. Epitafium dla artysty

Tekst gościnny

25 stycznia 2017

REKLAMA

Analizując Powidoki można odwołać się do Hannah Arendt i jej stwierdzenia na temat banalności i powszechności zła. W filmie tym nie ma zbyt wielu funkcjonariuszy reżimu. Jest oczywiście minister Sokorski, a aparat przemocy reprezentuje kilku, dość poprawnie zresztą zachowujących się, ubeków i milicjantów, są „nieznani sprawcy” niszczący wystawę w YMCA – i to właściwie wszystko. W państwie policyjnym jednak w służbę systemowi wciągnięci zostają – często zresztą bez ich woli – zwykli, tzw. porządni obywatele. Nie mogłoby ono funkcjonować bez wspomnianych powyżej przedstawicieli coraz bardziej koniunkturalnych wobec władzy elit. Ale przecież i na niższym szczeblu stopień zastraszenie społeczeństwa wcale nie jest mniejszy.

System nie mógłby także sprawnie funkcjonować bez odbierającej Strzemińskiemu legitymacji ZPAP urzędniczki (Izabela Dąbrowska) czy wręczającej wypowiedzenie z pracy w malarni PSS Społem kadrowej (Dorota Kolak). Ta ostatnia okazuje się nawet znawczynią twórczości Strzemińskiego, nie daruje sobie też okazji, by spytać go o znajomość z Chagallem. Bezduszna jest także sprzedawczyni w sklepie mięsnym (Danuta Borsuk), obojętny jest wreszcie tłum mijający leżącego na ziemi kalekę. Choć w tym ostatnim wypadku wyłania się z niego jedna sprawiedliwa, która niesie pomoc. Bez zastraszonego, biernego społeczeństwa reżim nie mógłby izolować i niszczyć swych przeciwników.

W pojawiających się opiniach na temat filmu sporo dostało się scenariuszowi, autorstwa Andrzeja Mularczyka. Zarzuca mu się drętwość, sztuczność i niezrozumiałość dla masowego widza. Z tym ostatnim argumentem jestem się w stanie zgodzić. Tylko czy każdy film musi być skierowany do typowego konsumenta popkultury? Otóż Władysław Strzemiński jako awangardysta jest naprawdę ostatnią osobą do tego się nadającą. Nie da się z niego – i jemu podobnych – uczynić herosów medialnych. Ale tacy jak oni zmieniali rzeczywistość: pokuszę się o obronę nieco już wiekowego poglądu, że dwudziestowieczni awangardyści w swych dziełach wyprzedzali późniejsze odkrycia nauki czy techniki, wprowadzali wzorce dziś zbanalizowane przez popkulturę. Poza tym mają dość wierne grono swych miłośników, zdolnych wydać pieniądze na bilet do muzeum czy właśnie na taki film.

W dyskusji na antenie Radia Tok FM między Grażyną Torbicką a Tomaszem Raczkiem (30 września 2017), ten ostatni zarzucił drętwość i akademickość dialogów. Jakim więc językiem miał się zwracać wykładowca do swoich studentów? Czy oczekiwali oni ulicznego żargonu lub propagandowych sloganów? Myślę, że raczej cenili go za wyznaczanie poznawczych i etycznych drogowskazów, na których mogliby oprzeć swoje życie artystyczne i prywatne. Młodzi naprawdę szukają autorytetów. To zresztą byli trochę inni studenci niż dzisiejsi konsumenci uniwersyteckiego dyplomu (oczywiście celowo wyostrzam różnicę). Znaczną część dialogów oparto w filmie na tekstach zaczerpniętych z Teorii widzenia, więc można je także potraktować jako swoiste przesłanie artysty skierowane ku nam, widzom. Podobne uwagi zresztą pojawiły się wobec Wajdy przy Panu Tadeuszu, kiedy radzono mu rezygnację z trzynastozgłoskowca na rzecz mowy potocznej.

Raczek miał również spore zastrzeżenia do gry Bronisławy Zamachowskiej. Nika wydała mu się zbyt dojrzałą jak na swój wiek. Czy rzeczywiście? Gdy pierwszy raz pojawia się w filmie ma tylko 12 lat, w scenie szpitalnej po śmierci ojca liczy już jednak lat 16. Można mieć zastrzeżenia, że nie przedstawiono procesu jej dorastania. Właściwie jej osobowość jest taka sama na początku i na końcu filmu. Ale czy córka dwojga wielkich artystów, po traumatycznych przeżyciach rodzinnych, doświadczeniu okupacji nie może być dojrzalsza ponad swoje kilkanaście wiosen? Zwłaszcza że jej tożsamość jest rozbita między ojcem a matką, katolickością a prawosławiem, polskością i rosyjskością.

Wiele też już powiedziano na temat odwołań do współczesności w ostatnim filmie Wajdy. Sam reżyser myślał o nakręceniu Powidoków od jakiegoś ćwierćwiecza. Więc nie jest to na pewno dzieło, które pod płaszczykiem historii jednoznacznie nawiązuje do współczesności. Raczej odwrotnie. Tak jak w przypadku dramatów Szekspira czy Dziadów Mickiewicza, filmy Wajdy wchodzą w dialog ze współczesnością. Często na potwierdzenie tego poglądu przytacza się ostatnią scenę Człowieka z marmuru, antycypującą jakoby zaszłe trzy lata po premierze wydarzenia. Faktycznie zakończenie to zawdzięczamy… cenzurze, a nie proroczym predyspozycjom Wajdy. To raczej widzowie odczytują niektóre wypowiedzi Strzemińskiego, dość sugestywnie wypowiedziane przez Lindę, z perspektywy naszego tu i teraz.

[quote]Ostatni film Wajdy natomiast sprzeciwia się manichejskiemu podziałowi Polaków w czasach powojnia. Ta kultywowana w prawicowych kręgach czarno-biała dychotomia społeczeństwa na niezłomnych, najlepiej walczących z bronią w ręku, patriotów i stalinowskich oprawców nie do końca odpowiadała rzeczywistości.[/quote]

Paleta ówczesnych wyborów była znacznie bardziej różnobarwna. Inaczej kto odbudowałby kraj z wojennych zniszczeń, tworzył polską naukę czy kulturę? Pośród obrońców wolności sztuk plastycznych przed narzuceniem socrealistycznych ograniczeń odznaczyli się szczególnie awangardyści, nierzadko o lewicowych poglądach. Obok Władysława Strzemińskiego i Katarzyny Kobro wymienić by tutaj należało także np. przedstawicieli środowiska krakowskiego: Marię Jaremiankę, Jonasza Sterna (przed wojną członka KPP), Tadeusza Kantora czy Jerzego Nowosielskiego.

Rok 1949 to czas przegranej batalii o wolność sztuki, po których nastąpiły trudne czasy socrealizmu. Strzemińskiemu i Kobro nie było dane ich przeżyć. Pozostali z wymienionych, wyrzuceni z głównego nurtu artystycznego życia, w najlepszym razie wegetowali na jego obrzeżach. Kantor – jeden z owych niezłomnych – zwolniony został z krakowskiej WSSP w tym samym czasie, co Strzemiński z łódzkiej uczelni. W tekście Soc-realizm tak podsumował te niedobre lata:

Opis tego okresu należy do historyka o wysoce wyczulonej wrażliwości, zdolnego ocenić wydarzenia, które dotknęły najbardziej wrażliwe i najgłębsze warstwy kondycji artysty i twórczości. […] To nie artyści walczyli. To władza państwowa niszczyła i eksterminowała bezwzględnie tendencje »abstrakcji«, postulując, popierając, gwarantując pełne bezpieczeństwo »realistom«, korumpując, demoralizując, powołując i mobilizując całe zastępy miernych i gorliwych konformistów i karierowiczów. Nie byle jakim chwytem było ogłaszanie artystów o przeciwnych poglądach »wrogami Ludu«. […] Był to czas dla mnie i dla tych bardzo niewielu, którzy »odmówili«, dość ciężki. Nie używając słów patetycznych, broniliśmy po prostu osobistej uczciwości. Można to nazwać obroną Wolności myśli i wyobraźni, nonkonformizmem, świadomością.

[T. Kantor, Soc-realizm, w: T. Kantor, Pisma, T. I. Metamorfozy. Teksty o latach 1934-1974, red. K. Pleśniarowicz, Kraków-Wrocław 2005, s. 120.]

Nie tylko wyczulony na niuanse epoki historyk jest zdolny opisać noc stalinizmu. Może to uczynić także wrażliwy na zmienne koleje ludzkiego losu i kapryśne prądy epoki twórca. Do takich należał niewątpliwie Andrzej Wajda. Powidoki to bowiem epitafium dla artysty, który do końca zachował wierność przesłaniu uprawianej przez siebie sztuki.

REKLAMA