Oscarowe filmy, których NIKT NIE LUBI
Kształt wody
Najkrótszą recenzją filmu Guillermo del Toro mogłoby być stwierdzenie: OK. Ten film jest OK, wszystko jest z nim OK. OK, są tam naprawdę dobre role, ciekawa historia, dobre efekty, niezły klimat. OK, i to wszystko, naprawdę. Całość ulatuje z pamięci, zanim zaczną się napisy końcowe. Kształt wody, jak sama nazwa wskazuje, jest nijaki, obły, rozmyty i brak mu pazura charakterystycznego dla innych dzieł Meksykanina. Nie słyszałem od nikogo, by zdobywca Oscara za rok 2018 był jego ulubionym filmem. Nagrodę Akademii dostaje się z wielu rozmaitych powodów, wśród których poziom artystyczny jest tylko jednym – wcale nie najważniejszym. W przypadku Kształtu wody zadecydowało zapewne humanitarne przesłanie i nagroda na festiwalu w Wenecji. Akademia nie przepada za filmami science fiction i fantasy, bezpieczniej czuje się, nagradzając dramaty, filmy historyczne i biograficzne (w dekadzie 2010-2019 aż osiem statuetek za film roku powędrowało do filmów nawiązujących do autentycznych wydarzeń). Wyróżnienie del Toro na prestiżowym festiwalu zminimalizowało więc ryzyko ośmieszenia się Akademii. Kształt wody pozostaje zagadkowym oscarowym wyborem i filmem, o którym mało kto mógłby powiedzieć, że go lubi.
Największe widowisko świata
Lata 50. XX wieku w ogóle są okresem kontrowersyjnych wyborów Akademii. Dość powiedzieć, że w dekadzie tej powstały w Stanach Zjednoczonych takie arcydzieła jak chociażby Zawrót głowy, 12 gniewnych ludzi, Północ, północny zachód, Tramwaj zwany pożądaniem, Deszczowa piosenka, Poszukiwacze, Ścieżki chwały, a żaden z nich nie doczekał się Oscara, ba!, niektóre z nich – nawet nominacji. Tymczasem wśród zwycięzców znajdziemy takie tytuły jak Gigi, Amerykanin w Paryżu, wspomniane wcześniej W 80 dni dookoła świata tudzież właśnie Największe widowisko świata, które wygrało z klasycznym W samo południe. W tym samym roku Deszczowa piosenka nie doczekała się nawet nominacji w tej kategorii. Prawdę mówiąc – nie znam nawet osoby, która by Największe widowisko świata widziała, nie wspominając już o kimś, kto by ten film autentycznie lubił.
Pożegnanie z Afryką
Na podstawie prozy Karen Blixen powstały dwa filmy – oba nagrodzone Oscarem. Uczta Babette z 1987 to kameralne arcydzieło, za które Gabriel Alex przywiózł do Danii statuetkę za film obcojęzyczny. Pożegnanie z Afryką to melodramat, który odwrócił uwagę Akademii od Koloru purpury i Świadka, a w kategorii reżyserskiej nawet od wybitnego Ranu Akiry Kurosawy. Godzi się stwierdzić, że Akademia w ogóle ma niebywały talent do nagradzania filmów jednosezonowych, miałkich, nieszczególnych i przeciętnych. Pożegnanie z Afryką to typowy przykład Oscara zachowawczego, przyznanego pod wpływem uroku, który rzucają Meryl Streep i Robert Redford. Dwójka utalentowanych aktorów, wspomagana Klausem Marią Brandauerem, pod reżyserską batutą Sydneya Pollacka (który wcześniej zrobił Tootsie i Czyż nie dobija się koni?) wytworzyła na tyle dużo ekranowej chemii, że oczy członków Akademii zaszły mgiełką. Pożegnanie z Afryką niezwykle rzadko znajduje miejsce na listach filmów lubianych, kochanych, uwielbianych, wielokrotnie oglądanych czy kultowych.