search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Opowieść o „Opowieści wigilijnej”

Filip Jalowski

24 grudnia 2016

REKLAMA

Kiedy gonitwa związana z kupnem produktów, które wylądują na wigilijnym stole, oraz prezentów mających znaleźć się pod rozświetloną choinką dobiegnie końca, przychodzi moment na to, aby nieco odsapnąć. Święta w rodzinnym gronie dla jednych są najbardziej wyczekiwaną chwilą roku, dla innych natomiast kilkudniowym koszmarem, który nabiera na sile wprost proporcjonalnie do kieliszeczków nalewki babci wytrąconych przez domowników. Niemniej, o ile rodzinne rauty są w pewnym stopniu nieprzewidywalne, bo nigdy nie wiadomo, w jakim kierunku potoczy się werbalna rozgrywa szachowa nad karpiem oraz pierogami z grzybami, o tyle media są w trakcie Bożego Narodzenia niczym opoka czy też solidny fundament, na bazie którego możemy budować nasze doświadczenie świąt. Kevin sam w domu, Witaj, Święty Mikołaju, Last Christmas oraz All I Want For Christmas Is You stały się przez lata artefaktami równie ważnymi, co pierwsza gwiazdka, siano pod obrusem lub wigilijne dwanaście potraw. Możemy się na takie stwierdzenie nieco krzywić, zarzekać się, że to nas nie dotyczy, ale po krótkim rachunku sumienia większość z nas dojdzie zapewne do wniosku, że bez tej całej świątecznej, popkulturowej rutyny byłoby nieco smutno, nieswojo, dziwnie.

Celebracja świąt jest pewną formą rytuału, a ten wymaga powtarzalności. Przejawia się to zarówno w sferze sakralnej, jak i komercyjno-rozrywkowej otoczce stworzonej wokół jednego z najważniejszych momentów katolickiego kalendarza. Właśnie z tego powodu wiele wytworów kultury stworzonych z myślą o Bożym Narodzeniu z taką łatwością przedostaje się do świadomości masowego odbiorcy. Ich schematyczność nie jest tym razem przywarą, ale realizacją pewnych konkretnych potrzeb, które to wpisują się w szeroko pojmowany etos świąt Bożego Narodzenia jako momentu, w którym warto przestać pędzić, aby znaleźć czas dla siebie oraz drugiego człowieka. Jedną z ikonicznych historii, które w dużej mierze przyczyniły się do kreacji współczesnego wizerunku świąt jest bezapelacyjnie Opowieść wigilijna Charlesa Dickensa. Opowiadanie wydane w roku 1843 po dziś dzień pozostaje jedną z najchętniej przytaczanych oraz adaptowanych narracji świątecznych. Chociażby dlatego warto prześledzić, jakimi ścieżkami poruszało się ono po świecie kina.

Od Lumière’ów do II wojny światowej

Pierwszy pokaz kinematografu Lumière’ów w Salonie Indyjskim odbył się 28 grudnia 1895 roku. Datę tę przyjęło uważać się za początek kina. Kiedy robotnice po raz pierwszy raz wyszły na ekranie ze swojej lyońskiej fabryki Charles Dickens nie żył już dwadzieścia pięć lat, a jego Opowieść wigilijna świętowała pięćdziesiątą drugą rocznicę urodzin. Tekst Anglika od lat wystawiano z powodzeniem na deskach teatrów, niemniej w XIX wieku kino nie było jeszcze gotowe na to, aby opowiadać złożone historie. Oczywiście, początek XX wieku wiele w tej kwestii nie zmienił, niemniej wraz z nowym stuleciem filmowcy coraz śmielej zaczęli odchodzić od konwencji dokumentalnej i mierzyć się z fabułami. Kino starało się stworzyć własny język, dzięki któremu mogłoby docierać do publiczności równie skutecznie jak literatura oraz teatr, a to wymagało zderzenia się z tymi mediami oraz klasycznymi opowieściami funkcjonującymi w ich obrębie.

Pierwszy romans Opowieści wigilijnej i kina miał miejsce już w roku 1901, kiedy to Walter R. Booth, specjalista od magicznych sztuczek, zadecydował się przedstawić tekst Dickensa w niecałe pięć minut. Scrooge, or Marley’s Ghost przez wiele lat uważany był za film zaginiony. Po latach od premiery udało się jednak odnaleźć jego fragmenty w skrzynkach stanowiących profesjonalny magazyn dla filmowych taśm składających się na domową kolekcję zamożnej rodziny. Dzięki temu znalezisku widzowie mogą obejrzeć dziś dokładnie trzy minuty i dwadzieścia siedem sekund pierwszej adaptacji Opowieści wigilijnej. Na szczęście wśród nich zachowały się techniczne triki Waltera R. Bootha z twarzą Ducha Marleya ukazującą się w miejscu kołatki do drzwi Scrooge’a na czele. Dziś tego typu efekt może oczywiście śmieszyć, należy jednak pamiętać, że zaledwie parę lat wcześniej ludzie uciekali z kina w obawie przed staranowaniem przez pociąg zarejestrowany przez braci Lumière.

Scrooge, or Marley’s Ghost opierał się w głównej mierze na sztuce Johna Copelanda Buckstone’a, będącej na początku XX wieku najpopularniejszą sceniczną adaptacją tekstu Dickensa. Nurty historii pochłonęły niestety imię oraz nazwisko pierwszego filmowego odtwórcy roli Ebenezera Scrooge’a. Warto wspomnieć również o tym, że Walter R. Booth, czyli reżyser filmu, pięć lat po jego premierze miał stworzyć pierwszą brytyjską animację zatytułowaną The Hand of the Artist (1906).

W 1908 roku Scrooge przepłynął wielką wodę, aby zawitać do hal zdjęciowych Essenay Studios w Chicago. Amerykańska wytwórnia przeszła do historii kina głównie z tego powodu, że to właśnie pod jej skrzydła trafił młody Charlie Chaplin w momencie, kiedy zdecydował się na opuszczenie Keystone Studio zarządzanego przez legendarnego komika, Macka Sennetta. W 1908 roku znajdowała się ona jednak w powijakach, a Opowieść wigilijna miała być hitem, który pozwoliłby na rozszerzenie swojej działalności. Dzięki niej w annałach zapisał się Tom Ricketts, który został pierwszym kinowym Scrooge’em znanym z imienia oraz nazwiska. Niestety, mniej szczęścia miał sam film, który po dziś dzień uważany jest za zaginiony. Wszelkie informacje na jego temat pochodzą z współczesnego mu magazynu The Moving Picture World, który z okazji premiery zamieścił notkę na temat obsady oraz dokładny opis wszystkich scen filmu. Ten sam magazyn wychwalał ekranizację Opowieści wigilijnej pod niebiosa, dlatego należy zastanowić się, czy pierwsza amerykańska adaptacja tekstu Dickensa nie przyczyniła się również do powstania jednego z pierwszych artykułów sponsorowanych na łamach prasy filmowej.

Już w 1910 roku potencjał bożonarodzeniowego klasyka dostrzegł Tomasz Edison, który w przerwach pomiędzy składaniem kolejnych wniosków patentowych i zapalaniem żarówek postanowił zatrząść również biznesem filmowym. Stworzona na jego zamówienie interpretacja historii przemiany starego Scrooge’a to pierwsza ekranizacja Opowieści wigilijnej, która zachowała się w całości. Film nakręcony przez J. Searle’a Dawleya, z australijskim aktorem broadwayowskim Marcusem McDermottem liczy sobie niecałe czternaście minut.

Scrooge z roku 1913 oraz Opowieść wigilijna z 1914 doskonale uwypuklają, jak dynamiczną ewolucję przeszło kino przez niespełna dwie dekady istnienia. W obu filmach w role zgorzkniałych starców, którzy doświadczają grozy oraz magii świąt Bożego Narodzenia wcielają się uznani aktorzy teatralni. W przypadku pierwszego filmu Seymour Hicks, w przypadku drugiego Charles Rock. Jeszcze kilka lat wcześniej świata teatru oraz kina nie dało się z perspektywy aktora pogodzić. Osoby występujące na deskach uważały, że film to jarmarczna rozrywka dobra jedynie dla słabo wykształconego tłumu. Gra przed kamerą była uważana za rynsztokowy wręcz poziom rzemiosła, dobry dla amatorów oraz osób, którym zależy jedynie na zarobieniu kilku groszy. Diametralna przemiana zaszła również na gruncie techniki oraz umiejętności posługiwania się ruchomym obrazem. Film z roku 1914 trwał około dwudziestu minut, ten z 1913 niemal czterdzieści, co w porównaniu do niespełna pięciu minut Scrooge, or Marley’s Ghost z roku 1901 musiało robić wrażenie. Sposób kreacji filmowej rzeczywistości (scenografie, światło, itd.) wykraczał w przypadku tych dwóch filmów dalece poza poziom poprzedników.

Wszystkie znane adaptacje Opowieści wigilijnej powstałe pomiędzy rokiem 1901 a 1914 wywodziły się z krajów anglosaskich (Stany Zjednoczone lub Wielka Brytania), dlatego dosyć łatwo zrozumieć, czemu wybuch I wojny światowej wpłynął na chwilowe zatrzymanie powoli nakręcającej się karuzeli kolejnych ekranizacji tekstu Dickensa. Koszty związane z prowadzeniem działań wojennych i odpływ mężczyzn, którzy mieli w tamtym czasie monopol na filmowy biznes musiał odbić się na jego kondycji. Na przestrzeni lat 1914–1922 powstała jedynie jedna wersja Opowieści wigilijnej. W roku 1916 wyświetlono ją pod nazwą The Right to Be Happy (Prawo do bycia szczęśliwym), co w kontekście sytuacji mającej miejsce na świecie nabierało charakteru dosyć przejmującej manifestacji.

W 1922 powstała pierwsza powojenna adaptacja, która uważana jest dziś za zaginioną. Już rok po niej do rodziny aktorów wcielających się w postać Scrooge’a dołączył weteran I wojny światowej, Russell Thorndike, który w historii zapisał się raczej jako autor dosyć poczytnej (na terenie Wielkiej Brytanii) serii powieści o doktorze Synie. Wersja z roku 1923, mimo dekady dzielącej ją od adaptacji z lat 1913 oraz 1914, nie miała do zaoferowania zbyt wiele. Pewną nowością był dopiero Scrooge z roku 1928, którego wyświetlano wraz ze ścieżką dźwiękową połączoną z taśmą dzięki technice Phonofilm, co stanowiło symboliczny moment pożegnania Opowieści wigilijnej z epoką kina niemego i wkroczeniem do świata filmu dźwiękowego. Niestety, film spotkał los analogiczny do dickensowskich duchów – zniknął.

Pierwszą całkowicie udźwiękowioną ekranizacją był Scrooge z roku 1935. Co ciekawe, w tytułową rolę po dwudziestu dwóch latach od wersji z 1913 wcielił się Seymour Hicks, który najprawdopodobniej miałby dziś szansę na rekord Guinnessa w kategorii aktora najczęściej wcielającego się w postać Ebenezera – aktor przez znakomitą część swojej kariery odgrywał tę rolę na deskach brytyjskich teatrów. Co więcej, Hicks kreuje w filmie zarówno portret starego, jak również młodego Scrooge’a, co w historii adaptacji tekstu Dickensa zdarzało się nie więcej niż kilka razy (ponoć trzy, ale kto by to wszystko zliczył).

W roku 1938 powstała ostatnia ekranizacja Opowieści wigilijnej stworzona przed wybuchem II wojny światowej. Film wyprodukowany przez MGM jest dziś z dużą dozą prawdopodobieństwa najlepiej rozpoznawalną adaptacją tekstu Dickensa z okresu przedwojennego, a wszystko za sprawą tego, że w Stanach Zjednoczonych zyskał on statut świątecznego klasyka, na którym bazowało wielu kolejnych twórców. Film stawiano jako przykład kina familijnego, co całkowicie pokrywało się z intencjami studia zamawiającego realizację produkcji. W związku z tym wersja z roku 1938 pozbawiona jest większości elementów, które mogłyby przestraszyć, znudzić lub być zbyt trudne do zrozumienia dla najmłodszego widza. Oberwało się nawet duchom, których ekranowy czas ograniczony jest tu do minimum (przez większość seansu są jedynie głosami). W rolę Scrooge’a wcielił się w tym przypadku Reginald Owen, który wskoczył na miejsce pierwszego kandydata, Lionela Barrymore’a, borykającego się z postępującym i bolesnym artretyzmem. Barrymore dołożył jednak swój akcent do produkcji. Ze względu na to, że kilkukrotnie w swojej karierze wystąpił jako Scrooge w popularnych słuchowiskach radiowych, użyczył on swojego głosu do oficjalnego zwiastuna filmu Edwina L. Marina.

Droga do współczesności

Jerzy Płażewski powiedział niegdyś, że kino nieme jest tajemnicą, której prawdopodobnie nigdy nie przyjdzie nam już zgłębić. Ogrom zaginionych filmów czy też produkcji, które znamy jedynie dzięki krótkim wzmiankom w prasie czy też zapiskom znajdowanym w archiwach, jest przeogromny. Gdyby odnaleźć chociaż część filmów, które utonęły w rwących nurtach historii medium, prawdopodobnie musielibyśmy pisać ją na nowo. W przypadku chociażby adaptacji Opowieści wigilijnej widzimy, jak wiele wersji nie zachowało się do dzisiaj. O dziesiątkach innych z pewnością wiedzą natomiast jedynie ci, którzy nie będą już mieli okazji podzielić się z nami swoimi wrażeniami z seansów. Taka sytuacja pozwala jednak na łatwiejszą systematyzację istniejącego materiału, stąd też dokładność segmentu tekstu poświęconego produkcjom sprzed roku 1939.

Jerzy Płażewski powiedział niegdyś, że kino nieme jest tajemnicą, której prawdopodobnie nigdy nie przyjdzie nam już zgłębić.

Po II wojnie światowej kino zaczęło rosnąć w siłę z prędkością błyskawicy, a z pomocą przyszła mu jego młodsza siostra – telewizja. Początkowo nie istniała technika pozwalająca na rejestrację sygnału nadawanego poprzez anteny, dlatego emitowane na żywo programy bezpowrotnie przepadły. Taki los spotkał chociażby nieco wcześniej teatr telewizji, w ramach którego jedna z amerykańskich stacji TV wyświetliła widzom w roku 1943 adaptację, a jakżeby inaczej, Opowieści wigilijnej.

Wbrew temu, co można by przypuszczać, historia Dickensa nie pojawiała się w kinach zbyt często. Po roku 1945 oraz gwałtownym rozwoju zainteresowania odbiornikami telewizyjnymi zdecydowana większość produkcji poświęconych przedstawieniu świątecznej metamorfozy Ebenezera Scrooge’a była tworzona na potrzeby tego medium. Co za tym idzie, nie sposób zliczyć wszystkich wersji opowieści, jakie pojawiły się od tego czasu na filmowej mapie świata. A nawet gdyby istniała taka możliwość, to poświęcenie się sprawie nie miałoby jakiegokolwiek sensu, ponieważ znakomita część produkcji powstających dla telewizji była niestety tworzona na kolanie, jedynie po to, aby wypełnić świąteczną ramówkę czymś, na co wszyscy czekają, i zarobić nieco pieniędzy na reklamach. W związku z tym w tej części tekstu przedstawię jedynie subiektywny wybór najciekawszych (z różnych względów) produkcji, które doprowadziły tradycję adaptacji wigilijnego opowiadania Dickensa do współczesności.

Opowieść wigilijną z roku 1947 warto wspomnieć właściwie z jednego powodu. U boku swojego ojca, Johna Carradine’a, w wieku jedenastu lat zadebiutował w niej David Carradine, co – zważywszy na jego późniejsze filmowe emploi – jest całkiem urocze. Nieco więcej można powiedzieć jednak na temat telewizyjnej, półgodzinnej wersji z roku 1949. Produkcję zasponsorowała firma Magnavox, która była wówczas na amerykańskim rynku jednym z potentatów branży urządzeń RTV. Projekt miał na celu promocję odbiorników telewizyjnych producenta, a sam film stał się tym samym jednym z pierwszych tego typu działań reklamowych. Wszyscy polscy widzowie, którzy zachwycają się dziś serią Legendy polskie tworzoną przez Allegro, powinni zatem ciepło pomyśleć na temat Vincenta Price’a, który ze względu na zaproponowaną mu gażę zgodził się odegrać w dosyć lichym pod kątem filmowym projekcie rolę narratora. Wersja z roku 1949 może zainteresować również fanów Jamesa Bonda, ponieważ w roli jednej z córek pracownika Scrooge’a zadebiutowała w niej dziewięcioletnia Jill St. John wcielająca się w dziewczynę agenta 007 w kultowym Diamenty są wieczne.

W 1951 roku Brian Desmond Hurst wyreżyserował oparty na Opowieści wigilijnej film Scrooge. Wśród wielu krytyków pojawia się zdanie, wedle którego zarówno kreacja bohatera tytułowego przez Alastaira Sima, jak również sama produkcja to najlepsze, co spotkało opowiadanie Charlesa Dickensa w świecie filmu. Mimo zyskania za wielką wodą statusu świątecznego klasyka, który na przestrzeni lat wielokrotnie emitowano w telewizji, wydano na VHS oraz DVD, a nawet (w roku 1989) wyłożono pieniądze na koloryzację wersji czarno-białej, film Briana Desmonda Hursta początkowo wzbudzał skrajne emocje i przez długi czas miał nieco pod górkę. Wszystko za sprawą konwencji przyjętej przez twórców, którzy w opozycji do familijnej i grzecznej wersji opowieści stworzonej na zamówienie MGM przed II wojną (w roku 1938), postanowili stworzyć film poważniejszy, niesilący się na proste zaskarbienie sobie sympatii publiki. O dezaprobacie określonej grupy osób do takiego podejścia świadczyć mogą chociażby jego perypetie z dystrybucją na terenie USA. Po sukcesie ekranizacji z roku 1938 konkurencyjny do MGM Universal stwierdził, że zakup kinowej wersji Opowieści wigilijnej od Brytyjczyków będzie doskonałą zagrywką, która pozwoli na wypełnienie portfeli przy stosunkowo niewielkim nakładzie środków. Film miał zostać wyświetlony na organizowanym przez producenta przyjęciu świątecznym odbywającym się w nowojorskiej sali Radio City Music Hall. Do seansu nie doszło jednak ze względu na wyraźny przeciw ze strony administratorów legendarnego klubu, gdyż uznano, że tego typu film po prostu nie wpisuje się w świąteczną atmosferę wydarzenia. Universal zgodził się z tą opinią, a Opowieść wigilijna Hursta ostatecznie trafiła do amerykańskich kin podczas celebracji innego święta – Halloween.

Do jednej z najciekawszych i najdziwniejszych wariacji na temat tekstu Dickensa z całą pewnością należy zaliczyć telewizyjny A Carol for Another Christmas z roku 1964. Reżyserem filmu jest Joseph L. Mankiewicz. Obraz jest jedyną produkcją zrealizowaną przez twórcę na potrzeby małego ekranu. Co więcej, nosi on wszelkie cechy kina propagandowego. Pieniądze potrzebne do wykonania adaptacji zostały wyłożone przez ONZ, który w latach sześćdziesiątych rozpoczął program edukowania oraz przekonywania ludzi do słuszności idei stojących za działaniem organizacji. W tej wersji Scrooge jest cynicznym, amerykańskim kapitalistą, który poprzez swoje wpływy usiłuje odwieść USA od polityki wpisującej się w statut Organizacji Narodów Zjednoczonych. Twierdzi on, że Stany nie powinny być zaangażowane w problemy innych nacji, pieniądze podatników mają w jego mniemaniu zasilać program atomowy, a wszelkie przejawy pobłażliwości w stosunku do innych kultur są szkodliwe, czemu daje wyraz uniemożliwiając współpracę pomiędzy polskim oraz amerykańskim uniwersytetem. W swojej podróży Scrooge z filmu Mankiewicza zostaje skonfrontowany z wizją świata, który porzucił idee ONZ. Oczywiście, obrazy przedstawione mu podczas wędrówki doprowadzają do przemiany bohatera. W rolę Ebenezera wciela się w filmie Sterling Hayden, niemniej jeśli chodzi o obsadę, jej najciekawszym punktem wydaje się Peter Sellers odgrywający rolę przywódcy jednego ze światów odwiedzonych przez Scrooge’a. To pierwszy film aktora po tym, gdy zażycie końskiej dawki leku rozszerzającego tętnice przed planowaną upojną nocą ze swoją partnerką doprowadziło go do serii ośmiu zawałów serca w przeciągu trzech godzin.

W 1970 brytyjski musical Scrooge otrzymał cztery nominacje do Oscara, a Albert Finney wcielający się w bohatera tytułowego odebrał Złoty Glob dla najlepszego aktora w komedii lub musicalu. W roku 1984 na potrzeby telewizji w buty zgorzkniałego starca wskoczył natomiast George C. Scott znany głównie z ikonicznej roli generała Pattona w filmie Franklina J. Schaffnera. Co ciekawe, reżyser filmu – Clive Donner – był montażystą adaptacji z roku 1951 (Scrooge z Alastairem Simem w roli głównej). Produkcja telewizyjna odniosła duży sukces, który zachęcił dystrybutorów do rozpoczęcia kinowej dystrybucji filmu na terenie Wielkiej Brytanii.

Rok 1988 przyniósł jedną z najpopularniejszych wariacji na temat Opowieści wigilijnej. Jej autorem był Richard Donner, a w rolę filmowego odpowiednika Scrooge’a wcielił się Bill Murray. Scrooged przenosiło klasyczną opowieść do bezwzględnego świata telewizji, w którym nie liczy się nic prócz pieniędzy. Magiczna atmosfera opowiadania Dickensa nie udzieliła się jednak Billowi Murrayowi oraz Richardowi Donnerowi, którzy – mówiąc nieco eufemistycznie – nie mogli się ze sobą porozumieć. W wywiadach udzielanych po premierze filmu aktor nie krył frustracji związanej z faktem, wedle którego reżyser nie zostawił mu miejsca na kreatywność i nie pozwalał rozwijać postaci w taki sposób, w jaki chciałby Murray. Mimo nieporozumień oraz ambiwalentnego odbioru ze strony krytyków Scrooged w dalszym ciągu pozostaje pozycją godną polecenia. W końcu to Donner, Murray i lata osiemdziesiąte – czego chcieć więcej?

Jeśli chodzi o aktorskie wersje opowieści, warto wspomnieć również o Opowieści wigilijnej mającej premierę w roku 1999. W rolę producenta oraz odtwórcy głównej roli wcielił się w jej przypadku Patrick Stewart. Film telewizyjny otrzymał nominację do nagrody Emmy za najlepsze zdjęcia. Styl oraz scenariusz produkcji bazują na adaptacji z roku 1951.

Opowieść wigilijna w świecie animacji

Ze względu na swój familijny charakter Opowieść wigilijna trafiła również do świata animacji. Duża część produkcji opierających się o tekst Dickensa nie stoi jednak na zbyt wysokim poziomie, będąc jedynie ciętymi z metra kreskówkami zapełniającymi ramówki świątecznych programów dla dzieci. Jej animowana historia rozpoczyna się w okolicach lat sześćdziesiątych, kiedy to w rolę Scrooge’a wcielił się niejaki Pan Magoo, bohater istniejącej od roku 1949 serii kreskówek tworzonych przez studio United Productions of America (UPA). Przykład z cierpiącego na krótkowzroczność Magoo wzięły dziesiątki bohaterów znanych, animowanych serii. Już w 1979 roku swoją wersję Opowieści wigilijnej przedstawili bohaterowie Looney Tunes z królikiem Bugsem na czele, cztery lata później dołączyła do nich Myszka Miki, a jeszcze później Flinstonowie, Jetsonowie, czy też – już nieanimowane – Muppety lub bohaterowie Ulicy Sezamkowej. Z wymienionych produkcji na szczególną uwagę zasługują wersja disneyowska oraz film z udziałem Kermita i ekipy.

Jeśli chodzi o oryginalne animacje, niebędące spin-offami już istniejących serii, warto zapoznać się z Opowieścią wigilijną z roku 1971 oraz 2009. Pierwszy z filmów został wyreżyserowany przez Richarda Williamsa, czyli twórcę, który kilkanaście lat później miał pełnić funkcję dyrektora animacji na planie kultowego Kto wrobił królika Rogera?. Co więcej, na planie filmu z 1971 Williams – jak sam określił – uczył się fachu, podglądając pracę odpowiedzialnego za wygląd animacji Kena Harrisa, który pracował m.in. przy stworzeniu ikonicznego prologu do Różowej pantery z roku 1963, Grincha z roku 1966 czy też pierwszego filmu Hannah Barbera o misiu Yogim. Co ciekawe, w filmie Williamsa głos Ducha Marleya oraz Scrooge’a dubbingują ci sami aktorzy, którzy wcielili się w te role w klasycznej wersji opowieści z roku 1951 (Scrooge). Film z roku 2009 to oczywiście komputerowa animacja Roberta Zemeckisa, która po dziś dzień pozostaje najdroższą filmową ekranizacją opowiadania Dickensa.

***

Tekst opisuje jedynie ułamek obecności Opowieści wigilijnej na małych i dużych ekranach, niemniej jest to fragment dosyć reprezentatywny. W toku wywodu pominięte zostały chociażby takie dzieła jak Scrooge in the Hood (2011), w którym tytułowy bohater boryka się nie tylko z duchami, ale również z żydowską mafią, która wykradła nadzorowane przez niego panie lekkich obyczajów. Tego typu kwiatki to jednak temat na inny artykuł. Wesołych świąt!

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA