search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

O miejskich legendach z Joshuą Zemanem, reżyserem Cropsey

Karolina Chymkowska

8 sierpnia 2016

REKLAMA

Co było pierwsze, feniks czy płomień?

Koło nie ma początku.

Miejska legenda. Opowieść przekazywana z ust do ust, obrastająca w szczegóły, zmieniająca się w detalach, ale jedno pozostaje niezmienne: apelujące do emocji i najczęściej przerażające przesłanie oraz obowiązkowy dodatek, że wydarzyło się to koleżance z pracy mojej szwagierki bądź babci siostry mojej kuzynki. Mieliśmy w Polsce kilka naszych własnych. Najsłynniejsza jest chyba opowieść o czarnej wołdze z firankami w oknach, która krążyła po ulicach, czatując na niewinne dziatki. Za kierownicą – podstępni Niemcy, przebrani za księży i zakonnice. Czasami SB. Czasami Żydzi…

cropsey 5
Joshua Zeman reżyser Cropsey i Killer Legends

Wodne tatuaże rozdawane pod podstawówką i nasycone LSD. Matura z polskiego, gdzie odpowiedzią na pytanie „co to jest ryzyko” był rząd kropek. Wisława Szymborska, która nie poradziła sobie z interpretacją własnego wiersza. Student wysłany przez okno akademika w kartonie opatrzonym napisem „misja na Marsa”. Sławetna para narkomanów, która upiekła dziecko w mikrofalówce, i strój weselny przesycony trupim jadem. Niektóre miejskie legendy są totalnie absurdalne, inne mają wszelkie pozory prawdopodobieństwa. Jaką pełnią rolę? Jak powstają? Czy tkwi w nich ziarno prawdy? Co było pierwsze: legenda czy fakt? A może emocja, najczęściej strach?

Miejskie legendy, jak twierdzą socjolodzy, często rodzą się w momentach kryzysu bądź przełomu. Są naturalnym odruchem obronnym społeczeństwa, które próbuje oswoić to, co nieznane i niepewne, względnie ująć ostrzeżenie w przemawiającej do wyobraźni, horrorowej formie. Co jednak sprawia, że powstają legendy o takiej, a nie innej treści? Co je napędza?

To pytanie okazało się wspólną płaszczyzną porozumienia dla mnie i dla Josha Zemana, reżysera dwóch interesujących filmów dokumentalnych podejmujących temat miejskich legend: Cropsey i Killer Legends. O Cropseyu wspominałam już w swoim zestawieniu 12 godnych uwagi kryminalnych filmów dokumentalnych. Nie zaszkodzi jednak pochylić się nad sprawą bliżej, zwłaszcza mając zaplecze w postaci autora obu scenariuszy. Temat miejskich legend omówiliśmy wzdłuż i wszerz. Doszliśmy do pewnych wniosków i sformułowaliśmy kilka teorii, ale na ile są one słuszne?

„Geneza miejskich legend w moim odczuciu jest przede wszystkim instynktowna. Zgodzisz się ze mną, że strach to coś, co nas napędza jako gatunek. Nie wiemy do końca, co może przynieść nam szczęście, za to wiemy na pewno, co nas przeraża, prawda? Nasz podstawowy instynkt to pragnienie przetrwania. Nie wchodzimy do ciemnej jaskini, bo może się tam czaić niedźwiedź. Nie oddalamy się od bezpiecznego obozowiska, bo w pobliżu mogą krążyć lwy. Aby ostrzec przed tym innych, możemy uciekać się do przesady. Miejska legenda wzbudza strach, ale też nadaje mu wizualną formę. Wpisuje się w ewolucję gatunku”, tłumaczy mi Josh.

cropsey 1

Pytam, jak to było z nim. Ja rosłam w atmosferze przestróg przed czarnym samochodem porywaczy dzieci i obawą przed handlarzem narkotykami w Polsce. Josh, kilka lat ode mnie starszy, dzieciństwo spędził na Staten Island i jego straszono Cropseyem. Usłyszał o nim po raz pierwszy na szkolnym obozie. To znakomicie wpisywało się w klimat okolic, w których dorastał: lasy, w których gromadzili się bezdomni, opuszczony szpital psychiatryczny, sanatorium dla chorych na gruźlicę, również niszczejące w zapomnieniu. Dzieciaki straszyły się do obłędu wizją niezrównoważonego pacjenta, który polował na nieostrożną młódź zapuszczającą się tam, gdzie zapuszczać się nie powinna. Niebezpieczny i nieprzewidywalny wariat: Cropsey. Mit, symbol, a może coś więcej?

„Dzisiaj nie musimy się już obawiać niedźwiedzi ani lwów. Zagrożenia są inne. Wystarczy spojrzeć na treść popularnych miejskich legend: kradzież organów, celowe zarażanie chorobami, seryjni mordercy, sekty. Wszystko, co może uderzyć w nasze dzieci – a tym samym w przetrwanie gatunku. Stale towarzyszy nam niepewność względem przyszłości naszej cywilizacji”.

„Te obawy nie są jednak nieuzasadnione”, zauważam. „Są mordercy, są i sekty, są i dużo bardziej przyziemne zagrożenia. Trudno odciągnąć nastolatki nabuzowane hormonami od obściskiwania się w alejce zakochanych – każde miasto ma taką – natomiast łatwo je przestraszyć wizją mordercy z hakiem zamiast dłoni. Symbol działa tu silniej niż historia. Morderca z hakiem jest bardziej przerażającą możliwością niż syn Sama, chociaż David Berkowitz faktycznie polował na zakochane pary i faktycznie je uśmiercał, a psychopata z hakiem to lokalna legenda. Niemniej syna Sama schwytano i tym samym unieszkodliwiono, a Hook będzie żył wiecznie. I nie chodzi tu nawet o ostrzeżenie przed tym, że jak udasz się na upojną randkę, to napadnie cię zamaskowany mściciel. Chodzi o to, żebyś nie poszedł na upojną randkę, tak po prostu. Bo beztroski seks może poskutkować niechcianą ciążą. Bo miły chłopak z sąsiedztwa może nie rozumieć znaczenia słowa »nie«. Bo nie da się ciebie uchronić przed tym wszystkim, co przeraża nas, twoich bliskich, pragnących oszczędzić ci bólu i rozczarowania”.

cropsey 2

„To byłby całkiem przejrzysty mechanizm”, ripostuje Joshua, „gdyby nie pewien drobny element. Mianowicie taki, że tak bardzo lubimy się bać. Nic tak nie podnosi ciśnienia jak dobra opowieść z dreszczykiem. A od lęku do seksu nie ma daleko. Zaprowadzenie dziewczyny do nawiedzonego domu i przerażenie jej na śmierć opowieścią o duchach to niezawodny sposób na zapełnienie opiekuńczych męskich ramion”.

Szowinista, jasny gwint. No ale cóż, ma rację. Wynika nam z tego bezsprzecznie, że miejska legenda to broń obosieczna. A więc znowu, co wtedy, kiedy kryje się w niej ziarno prawdy? Bo Cropsey to symbol, oczywiście, symbol wybitnie uniwersalny, który z powodzeniem mógł zaistnieć w każdym kraju i w każdym kręgu kulturowym. W końcu u nas niezrównoważony Leszek Pękalski też skutecznie polował na naiwne autostopowiczki i samotne kobiety w bramach. A co gorsza, za rok wyjdzie zapewne na wolność. To nasz własny polski Cropsey.

Na Staten Island, jak twierdzi Josh, jedną z twarzy Cropseya był Andre Rand.

Rand siedzi obecnie w więzieniu, Joshowi i jego współreżyserce Barbarze nie udało się do niego dostać. Siedzi za porwanie, ponieważ morderstw udowodnić mu nie zdołano. Pozostaje jednak faktem, że na Staten Island zaginięcia dzieci były w pewnym okresie nie miejscową opowiastką, ale smutną prawdą. Od Alice Pereiry w 1972 roku po Jennifer Schweiger w 1987 – dzieci znikały bez śladu, jakby faktycznie porwał je bezimienny boogeyman. Cropsey znienacka okazał się prawdziwy, a zdjęcia Randa z epoki tylko podbijały ogólną histerię, ponieważ z mętnym wzrokiem i pianą toczoną z ust był wręcz książkową realizacją wizerunku wariata.

cropsey 3

„Źródłem życia dla miejskiej legendy jest niepewność”, twierdzi Josh. „Coś mogło się wcale nie wydarzyć, ale równie dobrze mogło. Sprawa Randa niesamowicie napędziła legendę Cropseya właśnie przez ten pierwiastek prawdopodobieństwa, nawet jeśli legenda sama w sobie była utrwalonym przez lata połączeniem różnych opowieści. Zabójstwa obozowiczów pod namiotami. Pacjenci zbiegli z psychiatryka. Czciciele szatana odprawiający w lasach mroczne rytuały”.

„Filtrujemy miejską legendę przez pryzmat naszych własnych przekonań i lęków. To dlatego, że nie da się jasno odpowiedzieć na pytanie, kto faktycznie jest winny i dlaczego. Dla jednych Cropsey będzie przestrogą przed niewłaściwym stosunkiem społeczeństwa do ludzi chorych psychicznie. Dla innych, zwłaszcza dla rodziców, ostrzeżeniem przed pedofilem częstującym cukierkiem. Fanatycy religijni natomiast będą szukać diabelskich konotacji”, wylicza Joshua. „To właśnie wydaje się najbardziej fascynujące dla mnie jako dla reżysera”.

Ludzie, których wraz z Barbarą spotkali podczas realizacji Cropseya, zainspirowali Joshuę do dalszych poszukiwań. Krążąc po ruinach szpitalnego skrzydła na Staten Island, natykali się co chwila na grupki nastolatków, zafascynowanych opowieścią i chętnych dzielić się tym, co słyszeli… oczywiście od świadka z pierwszej ręki. Nie trzeba chyba dodawać, że każdy z nich mówił co innego.

W kolejnym projekcie, Killer Legends, Joshua i Rachel Mills poszli krok dalej, biorąc na tapet jedne z bardziej znanych miejskich legend w Stanach Zjednoczonych. Na zasadzie, co było pierwsze, jajko czy kura? Feniks czy płomień? Legenda czy jej faktograficzna podstawa? I szybko się okazało, że koło rzeczywiście nie ma początku. Ile razy widzieliście w filmach eksploatowaną do znudzenia historię mordercy z hakiem zamiast dłoni, który czai się na zakochaną parę w zaparkowanym samochodzie? Czasami jest to para na randce, ona słyszy podejrzany dźwięk i wysyła go na przeszpiegi. Czasami to młode małżeństwo w podróży poślubnej, straszące się wzajemnie opowieściami o boogeymanie, po czym rano ona słyszy skrzypiący dźwięk, jakby ktoś przeciągał hakiem po karoserii… a to zgrzyt obrączki na bezwładnej dłoni zamordowanego męża, którego zabójca powiesił na drzewie nad samochodem. I wreszcie czasami to grupa nastolatków, która w panice rozbiega się po lesie, podczas gdy wezwana na miejsce policja znajduje wbity w drzwi samochodu hak. Wersje są różne, ale jedno się w nich przewija – izolacja, uprawiająca seks para ukarana za swoją potrzebę samotności i nieuchwytność zabójcy bez twarzy.

https://www.youtube.com/watch?v=k7ePGICcSxA

Opowieść równie wiekowa, co zakochani w odosobnionych alejkach, niemniej czy ma jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości? Joshua zawędrował z kamerą do Texarkany, by przyjrzeć się z bliska opowieści o Phantomie. Bynajmniej nie legendarnej, w stu procentach prawdziwej, chociaż od czasu, gdy do tych wydarzeń doszło, obrosła w mit. Dziś trudno już swobodnie oddzielić fakty od fikcji. Legenda wyprzedziła życie, ale życie dało początek kolejnej legendzie. Koło się toczy. Co prawda nieuchwytny morderca z Texarkany nie miał haka, natomiast miał pistolet, którego lufą zgwałcił jedną z ofiar. Brutalne przedłużenie ręki, zdaniem socjologa, z którym Joshua przeprowadził wywiad, ma dokładnie ten sam wymiar, co hak w miejskiej legendzie.

Phantom w masce, nieuchwytny. Zodiak, też zamaskowany i też nieuchwytny. Bardziej symbol niż cokolwiek innego. Symbol stworzony prawdopodobnie z premedytacją. Bo czy historia Zodiaka nie jest gotowym materiałem na miejską legendę? A co z przypadkiem tzw. Tylenol Murders? Ktoś zatruł cyjankiem zupełnie przypadkowe partie popularnego leku przeciwbólowego i siedem osób straciło przez to życie. Znowu brzmi jak legenda, a jednak zdarzyło się naprawdę.

cropsey 4

„Dlatego miejskiej legendzie nie da się jednoznacznie zaprzeczyć ani też jednoznacznie jej potwierdzić. Więcej rzeczy jest możliwych, niż moglibyśmy przypuszczać. W tym tkwi siła takich opowieści”, mówi Joshua.

„Z waszym amerykańskim fiołem na punkcie Halloween nie było opcji, żeby nie powstała Halloweenowa legenda”, mówię, odwołując się do drugiej opowieści z filmu, tej o Candymanie. „Jednak ona też ma dwa oblicza”, ripostuje Joshua. W zasadzie może nawet więcej niż dwa, ponieważ, spójrz – mamy do czynienia z sytuacją, kiedy legenda ma ostrzegać dzieci przed przyjmowaniem poczęstunku od nieznajomych; z prawdziwym wydarzeniem, kiedy mały chłopiec umiera po zjedzeniu zatrutego cukierka i o tę zbrodnię zostaje oskarżony jego ojciec; i z ogólnonarodową pretensją względem tegoż ojca (aż do samego końca, do momentu egzekucji, utrzymywał swoją niewinność), że, uwaga, zrujnował wszystkim Halloween, bo to przez niego nikt już nie będzie mógł się czuć bezpiecznie. A przecież jedna jaskółka wiosny nie czyni i jeden przypadek nie oznacza jeszcze powszechnego trendu. Za to z powodzeniem może stać się podstawą do manipulacji, i to jest kolejne oblicze miejskiej legendy, z którym się mierzymy. Nie ma lekko.

„Nic nie sprawia mi większej przyjemności niż rozprawianie się z rzekomo prawdziwą podstawą miejskiej legendy. Ponieważ w istocie wiele z nich powstało po to, by nas kontrolować, budzić w nas lęk przed tym, co obce i niejasne. Mogą to być imigranci, homoseksualiści czy Żydzi. To manipulacja, na tyle skuteczna, że staje nam na drodze w samodzielnym dochodzeniu do prawdy”.

townthatdreadedsundown800-copy

„Dziwnym nie jest”, zauważam, i oboje zgadzamy się co do jednego: prawda może być paskudna, może być trudna, może być niełatwa do zaakceptowania i do ogarnięcia, może wymagać skomplikowanej intelektualnej analizy. A legenda, cóż?

„Prosta, lekka i zabawna. Sprowadzenie skomplikowanych rozważań do prostej i łatwo definiowalnej kategorii”, kiwa głową Josh.

A co z historią o opiekunce do dziecka, która jest nękana telefonami przez natrętnego nieznajomego, po czym policja informuje ją, że dowcipniś ukrywa się gdzieś w domu? Owszem, takie morderstwa miały miejsce. Nie oznacza to jednak, że bycie opiekunką do dziecka automatycznie stawia cię w pozycji zagrożenia, jakby był to zawód super wysokiego ryzyka. Raczej wręcz przeciwnie. Niemal każda nastolatka w Ameryce co najmniej raz opiekowała się czyimś dzieckiem. Pojedynczy tragiczny wypadek – chociaż smutny i bardzo przykry – pozostaje właśnie taki, jednostkowy. Więc gdzie baza dla powstania samej legendy? Ponownie jest to ostrzeżenie przed nieodpowiedzialnością i beztroską. „Czy sprawdziłaś, jak miewają się dzieci?” – mówi anonimowy głos w słuchawce. Ergo: masz obowiązki, masz do wypełnienia zadanie, weź to pod uwagę, zamiast sprowadzać chłopaka tylnymi drzwiami albo konwersować godzinami z przyjaciółką. Znaczenie legendy nie jest dosłowne, nie oznacza ona globalnego zagrożenia dla opiekunek wchodzących w orbitę zainteresowania zabójcy. Jest symboliczne, nawet jeśli śmierć takiej opiekunki miała w historii miejsce.

gacy
John Wayne Gacy

Symbole są bardziej wyraziste niż fakty. O ile wszyscy w Chicago wiedzą, kim był John Wayne Gacy i jak wyglądało jego modus operandi, o tyle ta sama opowieść powtórzona w – dajmy na to – Chinach nie miałaby takiej siły oddziaływania. Stąd skłonność do uprawdopodabniania jej.

„Chcesz przerazić na śmierć kogoś w Rosji? Opowieść o Gacym nie zadziała. Dlatego mówisz: „to naprawdę spotkało kogoś, kogo znam”. Wtedy twoja historia zyskuje na sile”, mówi Josh.

Gacy czy nie Gacy, w moim przypadku wystarczy w ogóle przywołać postać klauna, żeby przerazić mnie na śmierć. No boję się ich, co mam poradzić. Pewnie najbardziej przez To i Pennywise’a, chociaż Josh, o te parę lat starszy, zdążył nabawić się fobii wcześniej przez Poltergeista. Niemniej zgodziliśmy się, że mityczna przezabawność klaunów jest nam zupełnie obca. Bo jak sobie z nimi poradzić? Są nieszczerzy z założenia. Nie masz pojęcia, co kryje się pod tym wymalowanym bezosobowym uśmiechem. To może być absolutnie wszystko, a jednak klaun udaje, że jest taki radosny, bezproblemowy i zabawny. Nie wiesz, jak sobie z tym skutecznie radzić.

Lęk przed klaunami wyrażony w formie miejskiej legendy ma jeszcze jeden wymiar – chyba zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tej niejednoznaczności, prawda? A mianowicie lęk przed nieszczerością. Sami przyjmujemy różne maski i niejako automatycznie zakładamy, że to samo musi się tyczyć osób, które spotykamy. Obawiamy się paść ofiara manipulacji, a tym samym narazić na wpadkę i zranienie. Wszystko zaczyna się dobrze i wesoło, a potem, w najlepszym wypadku, czeka nas śmiech przez łzy. Miejska legenda o morderczym klaunie nie musi koniecznie ostrzegać przed Gacym. Może równie dobrze zwracać uwagę na fakt, że nieskrępowana beztroska powinna budzić czujność.

W podsumowaniu Josh, który obecnie dzieli uwagę między projektem poświęconym „najbardziej samotnemu wielorybowi świata” i mrocznemu obliczu Staten Island (jego lokalny patriotyzm jest godny podziwu!), próbuje po trosze zdefiniować sam siebie.

„Lubię przerażać ludzi. Ale jednocześnie chcę ich skłonić do zadania sobie pytania, co tak naprawdę ich przeraża i dlaczego. Nie chodzi o tę sekundę lęku, kiedy ktoś znienacka wyskakuje na ciebie zza drzewa. Chcę się dowiedzieć, czemu ludzie boją się klaunów, czemu tak wielu z nich jest skłonnych uwierzyć, że ktoś tylko czai się na to, by zatruć słodycze dla ich dzieci. Fascynują mnie sekrety narracji i jej ciągłej ewolucji. Narracji rozumianej jako opowiadanie historii, jako pewna ciągłość, kiedy książka inspiruje film, a legenda inspiruje książkę. Podstawy tej narracji wydają się bardzo proste, a jednak w istocie są niesłychanie złożone. I co ciekawe, nawet jeśli skrupulatnie rozłożymy ją na części składowe – wciąż jest w stanie nas diabelnie wystraszyć”.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA