search
REKLAMA
Artykuł

O JEDEN MOST ZA DALEKO (1977)

Maciej Niedźwiedzki

4 października 2014

REKLAMA

bRichard Attenborough to reżyser zainteresowany głównie wielkimi tematami i ważnymi postaciami. Realizuje kino, ktore ma być, w swoich założeniach,  większe niż życie. Opowiedział więc o I Wojnie Światowej w Miłości i wojnie, zebrał worek Oscarów za Gandhiego i zmierzył się z apartheidem w Krzyku wolności, sportretował również Chaplina – a to przecież kolos X Muzy. Nie interesowały go problemy maluczkich tego świata i kameralne dramaty, to reżyser piszący wielkimi literami. Angielski reżyser to kronikarz ostrożnie podchodzący do swojego materiału, autor łagodnie patrzący na opisywane zjawiska oraz przemiany, spisujący jedynie fakty i unikający odważnej dziejowej interpretacji, Attenborough nie igra z oczekiwaniami widowni. Jego tytuły są ideologicznie bezpieczne i zachowawcze, oparte jednak na doskonałym reżyserskim warsztacie.

To budżetowe supergiganty, realizowane z inscenizacyjnym rozmachem, przypominające filmy Davida Leana – bo to chyba z nim w trakcie swojej kariery mierzył się Attenborough. Fabuły swoich filmów również wpisywał w ogromną przestrzeń i angażował tysiące ludzi. Reżyser Chóru nie eksperymentuje z narracją, duchem jest jakby ciągle w opoce kina klasycznego. W jego filmografii nie mogło oczywiście zabraknąć dzieła traktującego o II Wojnie Światowej. W 1977 roku premierę miał O jeden most za daleko.

Prawie trzydzieści lat po premierze chyba dalej największe wrażenie robi aktorska obsada. Sama wojna doczekała się wielu bardziej przejmujących relacji. Jednak liczba zaangażowanych w ten projekt gwiazd zdumiewa. To dla nich ten film warto tak naprawdę znać. Richard Attenborough i jego scenarzysta William Goldman potrafili każdemu z aktorów oddać kilka czy kilkanaście ekranowych minut. O jeden most za daleko to trzygodzinny wojenny blockbuster, w którym aktorskie pojedynki (chyba muszę wymienić wszystkich: Lawrence Olivier, Liv Ullman, Sean Connery, Michael Caine, Anthony Hopkins, Gene Hackman, Maximilian Schell, Ryan O’Neal, James Caan, Edward Fox, Robert Redford) dorównują często spektakularnej batalistycznej inscenizacji.

b

O jeden most za daleko opowiada o kulisach i realizacji, skończonej ostatecznie niepowodzeniem, operacji Market-Garden. Obok Overlord (czyli lądowania w Normandii) była ona najdroższą i organizacyjnie najbardziej skomplikowaną akcją w czasie II Wojny Światowej. Rozpoczęła się ona 17 września 1944 roku i miała spowodować ostateczne zakończenie konfliktu. Celem było zdobycie kilku mostów znajdujących się w pobliżu miasta Arnhem. Czemu akurat ta lokacja? Znajdowały się tam kluczowe dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego ośrodki. Odcięcie wojsk od dostaw miało być decydującym ciosem w siły Hitlera. W operację Market-Garden zaangażowane były cztery jednostki: dwie brytyjskie – dowodzone przez generałów Roya Urquharta (Sean Connery) i Johna Frosta (Anthony Hopkins), amerykańska Jamesa Gavina (Ryan O’Neal) i w końcu polska pod dowództwem generała Stanisława Sosabowskiego (Gene Hackman). Richard Attenborough w zarysie przybliżył nam sylwetki tych historycznych postaci, a charyzmatyczni aktorzy potrafili nadać dialogom, napisanym w formalnym i specjalistycznym języku, odpowiedni dramatyczny ciężar.

Reżyser najwięcej jednak osiąga w scenie niewymagającej aktorskiego kunsztu. Oczywiście mam na myśli spektakularną sekwencję wylotu samolotów i późniejszego desantu spadochroniarzy. Ta kilkuminotowa scena ma w sobie ogromną ilość energii, która wręcz nie mieści się na ekranie i przytłacza sobą widzów. Ma się wtedy wrażenie, że budżet filmu dorównywał wydatkom na samą operację. Attenborough rozkoszuję się tą sceną, wydłuża ją, używa częstych powtórzeń, wykorzystuje ujęcia z wielu perspektyw, również kadry z pierwszoosobowej perspektywy. Lot samolotów utrzymany jest w podniosłym i patetycznym tonie, transportowce dumnie i zwycięsko zakrywają niebo – są zapowiedzią nieuchronnej klęski niemieckich wojsk (oczywiście nie dojdzie do niej podczas tej akcji ani w czasie trwania tego filmu – mam nadzieję, że dla nikogo nie jest to spoiler). To manifestacja siły rażenia i dominacji alianckich wojsk. Później, gdy powietrzną przestrzeń zakrywają setki spadochroniarzy, Attenborough uderza w bardziej liryczne tony. Reżyser zawiesza życie żołnierzy w powietrzu, umieszcza ich między niebem a ziemią. Delektuje się poetyckim obrazem, odnajduje w wojnie zaskakujące piękno. Zaraz jednak słyszalne zaczną być strzały skutecznie rozrywające ciszę i ciała żołnierzy. To na pewno jedna z najpotężniejszych sekwencji w historii tego gatunku.

b

Niestety, już żadna z późniejszych scen nie dorównuje wyżej opisanej. Narracja Richarda Attenborougha jest linearna – konsekwentnie zmierza od punktu A do B, kamera płynnie rejestruje kolejne potyczki, w tym wszystkim jednak ginie gdzieś wojenny chaos. Reżyser gubi wojenną atmosferę, wszystko obserwuje z dystansem, nie chce się wplątać w wojenną zawieruchę. O jeden most za daleko jest filmem zbyt statycznym – jest to tym bardziej odczuwalne, gdy znamy reporterski, znacznie bliższy doświadczeniu wojny, styl Stevena Spielberga z Szeregowca Ryana czy Ridleya Scotta z Helikoptera w ogniu. Perspektywa, którą proponuje Attenborough, oddala nas od przedstawionych wydarzeń i bohaterów. Razem z reżyserem stoimy gdzieś z boku – schowani – tak by nie oberwać ślepo lecącą kulą.

Trudno jednak nie cenić zakończenia – rozgrywającego się w ciszy i zadumie. Kolejne ujęcia przesiąknięte są niepokojem oraz nastrojem truamy. Nie słyszymy już wystrzałów i wybuchających bomb. Na zbliżeniach widzimy brytyjskich oraz amerykańskich żołnierzy – twarze i ręce mają we krwi i błocie, a w ich oczach tli się jeszcze życie, czekają już tylko na ewakuację i ratunek. Richard Attenborough nie ma wątpliwości – wojnę przegraliśmy wszyscy.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA