search
REKLAMA
Seriale TV

NOWY PAPIEŻ. Oda do narcyzmu PAOLA SORRENTINO

Marcin Kempisty

12 lutego 2020

REKLAMA

Dziewięć godzinnych odcinków drugiego sezonu to maraton składający się z narcystycznych hołdów, jakie Sorrentino składa samemu sobie. Od pewnego momentu w jego kinie nic nie może chociaż odrobinę zbliżyć się do „normalności”. Jeżeli pokazuje proces odchodzenia, to w kontekście dzieci dotkniętych tragicznymi chorobami. Jeżeli ujawnia seksualne wyuzdanie kleru, to obowiązkowo w pięknych dekoracjach, w formie orgii z nieletnią. Zawsze musi być na bogato, z przepychem, z delikatnie sunącą kamerą, obowiązkowo przy akompaniamencie smyczków wygrywających wzruszającą melodię. To samo zresztą jest z dialogami: postacie nie rozmawiają ze sobą, tylko recytują kolejne wersety aforyzmów, przypowieści i prawd objawionych.

Nowy papież

Z tego też względu wykorzystywane przez niego zabiegi ośmieszają obraną strategię narracyjną, zamiast nadać jej głębi. Rozmowy Jana Pawła III z zaproszonymi gwiazdami – Marilynem Mansonem i Sharon Stone – to Nowy papież w pigułce. Ich spotkania są zaskakujące, dziwaczne, ale na swój sposób interesujące, zwłaszcza gdy dochodzi do zestawienia postaci z dwóch całkowicie odmiennych porządków religijnych, społecznych, kulturowych. Bywa także zabawnie, zwłaszcza gdy Brannox nie chce oglądać aktorki przekładającej nogi na nogę. Nic jednak z tych scenek nie wynika. Sorrentino jest tak zapatrzony w wykorzystywaną formułę, w ramach której żeni wysokie z niskim, komiczne z tragicznym, absurdalne z poważnym, że stanowi to dla niego wartość samą w sobie. Adorowanie własnej wyjątkowości bywa zdrowe, ale tylko do pewnego stopnia. Włoch wielokrotnie przekracza tę granicę.

Autor Wielkiego piękna nie potrafi już opowiedzieć szczerej historii. Jego imaginarium składa się z niezliczonej liczby błyskotek wykorzystywanych w sposób instrumentalny w celu osiągnięcia wyznaczonego celu. Tak jest z powracającymi monologami Voiella na temat zespołu piłkarskiego Napoli, tak jest z wątkami o pedofilii wśród kościelnych oficjeli, sposobu finansowania kurii, relacji na linii papiestwo – wierni, homoseksualnych relacji księży czy zagrożenia płynącego ze strony islamskich fanatyków. Owe tematy funkcjonują jako przynęty na głodnych kontrowersji widzów, bo trudno je inaczej nazwać, skoro żaden z nich nie zostaje w jakikolwiek sposób zamknięty. To szczególnie widać w kontekście straszącego katolików kalifa, tajemniczego antagonisty idącego po niewiernych jak Nocny Król z Gry o tron po mieszkańców Siedmiu Królestw. A gdy przychodzi do ostatecznej konfrontacji sił papieskich z arabskimi, to nagle sprawa przestaje mieć znaczenie. Chyba trudno wyobrazić sobie gorsze zamknięcie tego wątku. 

By uzasadnić wyżej postawione oskarżenia, wystarczy porównać pierwsze odcinki serialu z epizodami, w których pojawia się zdrowy Lenny Belardo. Wystarczy chwila, by zrozumieć, jakim wielkim atutem pierwszego sezonu był charyzmatyczny, zadufany w sobie następca świętego Piotra. Powrót do gry Jude’a Law to najlepsze, co mogło się przytrafić Nowemu papieżowi, bo wraz z nim powróciła „tajemnica” do serialu. Przypomnijmy: Pius w najnowszym sezonie przypomina swoją tezę dotyczącą traktowania wiernych. Według niego należy im tylko delikatnie uchylić wrót do Kościoła. Jeżeli są zainteresowani uczestnictwem w religijnym misterium, muszą spełnić odpowiednie warunki i dostosować się do panujących w nim reguł, i tak nie otrzymując odpowiedzi na najważniejsze pytania. 

Nowy papież

Taki właśnie był Młody papież, gdzie Sorrentino unikał jednoznacznego stwierdzenia, czy Belardo jest prorokiem, czy może antychrystem. Dzięki temu lawirowaniu udało mu się stworzyć wielopłaszczyznową opowieść, a to od widza percepcji i nastawienia zależało, według jakiego klucza odczytywana była historia. Tymczasem Nowy papież jest wyzbyty owej mistycznej aury, jest bardzo „codzienny”, choć twórca sili się na to, by przywrócić mu wcześniejszy klimat. Na próżno, szansa została zaprzepaszczona.

Seans serialu Paola Sorrentino bardzo rozczarowuje. Po magii pierwszego sezonu, opartej na niezwykłej warstwie wizualnej oraz na poważnym podejściu do sensu wiary i istnienia religii, pozostała jedynie godna podziwu estetyka. Widzowie nie powinni jednak wyrażać opinii na podstawie li tylko podpowiedzi omamionych zmysłów. Nie powinni podążać za wizualnymi uciechami, tak jak Sorrentino, który na przestrzeni ostatnich filmów z postępem geometrycznym zwiększa liczbę rozebranych kobiet na ekranie. To są tylko błyskotki ukrywające brak pomysłu na zaprojektowanie interesującego szkieletu opowieści. Zamiast ludzi z krwi i kości przedstawiono serię pustych, mniej lub bardziej ekscentrycznych gestów. Za mało.

Marcin Kempisty

Marcin Kempisty

Serialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go tutaj.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor