Największe absurdy serialu ŚWIAT WEDŁUG BUNDYCH
Świat według Bundych to jeden z najmniej absurdalnych sitcomów, jakie widziałem. A to oznacza, że został świetnie osadzony w amerykańskiej rzeczywistości, opisując ją prawdziwie, co wzbudziło kontrowersje, ale i było przyczynkiem do utrzymania się serialu na antenie przez tyle sezonów. W tak realistycznych produkcjach trudno więc się poszukuje absurdów – zwłaszcza tych większych, na których bazuje świat przedstawiony – niemniej da się je znaleźć. Jeśli zaś nie są kompletnymi absurdami, to przynajmniej wykazują cechy nieprawdopodobieństwa albo zwykłego braku logiki. Absurd jest więc tutaj stosowany bardziej w sensie potocznym, jako odkrycie czegoś, w co trudno uwierzyć, chociaż się wydarzyło, co równocześnie oznacza, że większość z owych absurdów da się wytłumaczyć. Spróbuję to zrobić.
Małżeństwo Bundych
Relacja Peggy i Ala jest patologiczna. Nie ma sensu nawet próbować tłumaczyć pozytywnie ich stosunków. Stan rodziny Bundych jest jednym z głównych wątków serialu. Na nim bazuje świat, w który wchodzi widz. Widzimy zatem absurdalną z punktu widzenia dzisiejszych wartości humanistycznych sytuację. Między Alem i Peggy nie ma miłości, nie okazują sobie szacunku, on ją cały czas poniża, wyzywa od idiotek, dręczy psychicznie. Nie dochodzi oczywiście do rękoczynów, bo na tej kanwie nie sposób by było zbudować satyrycznego sitcomu, ale wysublimowanie i uporczywość przemocy psychicznej stoją na wysokim poziomie. Zachowanie Ala czasem jest tak antykobiece, że można go podejrzewać o skłonności homoseksualne, z którymi nie umie sobie poradzić np. z powodu swoich konserwatywnych przekonań. Peggy broni się, jak może, starając się dorównać Alowi. Ich dzieci patrzą na tę sytuację, ale żadne z nich nie chce się wyprowadzić, co jest dość dziwne, zwłaszcza że mieszkają w dużym mieście i w państwie, gdzie odejście dzieci od rodzin z chwilą ukończenia 18 lat, a nawet wcześniej, poczytywane jest za regułę, pewien element stylu życia i zachowanie prawidłowe dla społeczności tak ceniącej wolność jednostki.
Pomimo wzajemnej wrogości Al nie chce się rozwieść z Peggy. Trwa w czymś, co jest patologiczne, w imię bliżej nieokreślonych konserwatywnych zasad. Czyżby twórcy serialu chcieli pokazać w taki sposób absurdalność katolickiej nauki społecznej, czyli mąż bije, zbyt dużo nie pije, poniża, ale nie zdradza, od czasu do czasu nawet odbędzie stosunek, często równoznaczny z małżeńskim gwałtem, lecz świętość małżeństwa musi zostać ocalona? Al jest uzależniony od poniżania. Odnajduje w nim zastępcze spełnienie swojego niespełnionego żywota. Tak więc jeszcze raz podkreślę, że fenomenalnie się twórcom Świata według Bundych udało osadzić na małżeńskim absurdzie niezwykle realistyczny obrazek przedstawiający amerykańskie społeczeństwo, a może i społeczeństwo jako takie, zwłaszcza to dojrzewające w latach 60. i 70., kiedy dopiero zaczynał się w wielu krajach (nawet tych zachodnich) krystalizować praktyczny wymiar poszanowania praw człowieka mający swoje odzwierciedlenie w prawie stanowionym. Ów absurd dlatego tak uderza, bo jest powszechny w ramach cywilizacji, po której przecież spodziewać by się należało, w tym momencie jej dziejów, czegoś zupełnie przeciwnego.
Posada Ala
Al jest chodzącym życiowym niespełnieniem. Wszystko, co w jakiś sposób wiąże się z jego szczęściem, tkwi gdzieś w przeszłości, w dzieciństwie, w szkole, gdzie był obiecującym sportowcem (w co trudno uwierzyć). Głowa rodziny Bundych nie wygląda na takiego człowieka, który byłby w czymkolwiek dobry. No, może w sprzedaży butów. No właśnie, Al jest wieloletnim pracownikiem sklepu Gary’s Shoes mieszczącym się w dość uczęszczanym New Market Mall. Właściwie jedynym specjalistą od mierzenia kobietom butów, człowiekiem, który robi wszystko, a mimo to zarabia jakąś minimalną pensję. Wydaje się to nieprawdopodobne. Oczywiście od 9. sezonu dostaje pomocnika w postaci Griffa, ale do tego czasu twórcy serialu chcą za wszelką cenę przekonać widza, że Al jest głównym pracownikiem sklepu.
Posada Ala wydaje się dość absurdalna głównie ze względu na zarobki, które nie urosły wraz ze stażem. Zachowanie Ala jest równie dziwne. Skoro praca go nie zadowala, dlaczego jej nie zmienił, skoro mieszka w Chicago? Jak udaje mu się, pracując, omijać płacenie podatków, to kolejne pytanie. Czy po szkole stać go było mentalnie na znalezienie pracy jedynie jako sprzedawca butów? Jeszcze co do zarobków – nie urosły wraz ze stażem, ale generalnie dlaczego są tak niskie, skoro Al jest jedynym pracownikiem sklepu mieszczącego się w większym kompleksie handlowym i specjalizującego się w obuwiu kobiecym?
Majątek Bundych
Mam nadzieję, że wszyscy się zgadzamy co do tego, że rodzina Bundych w założeniu miała być reprezentantem tzw. niższych klas społecznych, przede wszystkim jeśli rozpatrywać je w perspektywie nie tyle wykształcenia, co stosunku do obowiązków obywatelskich, moralności i ogólnie pojętych wartości humanistycznych. Dla nas w Europie Wschodniej, w krajach postkomunistycznych wydaje się jednak mocno absurdalne, że ta tzw. niższa klasa społeczna może dysponować samochodem i domem na przedmieściach Chicago, podobno dość klasycznym jak na sferę podmiejską w USA, oraz utrzymywać się z pensji jednego członka rodziny, przynajmniej na początku. Potem dzieci Bundych prawdopodobnie przynosiły do domu nieco pieniędzy, nieregularnie, aczkolwiek to zawsze coś.
Absurdalność tej sytuacji jest więc tworzona przez kontekst kulturowy, narodowy i geograficzny. Inaczej ją pojmą Szwajcarzy, inaczej Polacy, a jeszcze inaczej np. mieszkańcy Ugandy.
Wybory polityczne Bundych
Teraz właśnie uświadomiłem sobie, że żyjąc w drugim co do wielkości mieście w Polsce, mogę mieć poważnie zaburzoną ocenę tego, co wiedzą Polacy o polityce, działaniu własnego państwa oraz w ogóle prawach i obowiązkach wynikających z posiadania polskiego obywatelstwa. A nawet tu, w Krakowie, odsetek ludzi, którzy wymagają wiele, a nie udzielają się w demokracji przekracza poziom racjonalnie akceptowalny. Wypowiem się więc jako mieszkaniec miejsca, którego mieszkańcy mają ułatwiony dostęp do wszelkich dóbr kultury i edukacji. W Chicago zapewne również nie ma z tym problemu.
Jest taki odcinek serialu, w którym cała rodzina Bundych nieoczekiwanie dla wszystkich bierze udział w wyborach prezydenckich, stanowych, do Kongresu i na dodatek jeszcze w referendum. Skumulowało się im więc sporo możliwości decyzji w ramach amerykańskiej demokracji. Myli się jednak ten, kto zakłada, że Bundy są zainteresowani tym, co się stanie z ich krajem. Obchodzi ich tylko podatek, który miasto chce nałożyć na piwo, w przeciwieństwie do nieopodatkowanego napoju dla wyższych sfer, czyli wina. Otóż wniosek z całego odcinka jest taki, że przeciętny Amerykanin (w tym członek rodziny Bundych), nie ma nawet pojęcia, kto jest aktualnym prezydentem USA, a poza tym go to nie obchodzi. Zależy mu jedynie na tym, co się dzieje obok, dosłownie obok. Absurdalne, prawda? Pytanie, czy absurdalne dla mieszkańców polskich większych miast, czy również tych niewielkich, prowincjonalnych oraz wsi.
Związek Marcy i Jeffersona
Jaki zgubny wpływ na osobowość, związek i w ogóle całe życie może mieć rodzina Bundych, przekonała się Marcy, sąsiadka – wydawać by się mogło, zupełne przeciwieństwo Ala, lecz w końcu osoba, która w pewnym sensie przejęła od niego wiele cech. Związek Jeffersona i Marcy to miniaturka paradoksalnego, absurdalnego związku Ala i Peggy, z tym że rolę kobiety pełni tu Jefferson, wiecznie bezrobotny żigolakowaty gość, który ożenił się ze starszą od siebie Marcy dla pieniędzy. Czy Marcy tego nie zauważyła? Oto jest pytanie. Po doświadczeniach pierwszego małżeństwa racjonalne wydaje się, że powinna, ale przecież jej związek z Jeffersonem jest absurdalny, więc nie zauważyła. Wynika to z wielu powodów. Osobowość Marcy jest pogubiona, nielogiczna, absurdalna właśnie, ulepiona przez negatywne doświadczenia z dzieciństwa i młodości. Podobno matka Marcy podebrała dosłownie każdego chłopaka córce. Teraz Marcy rekompensuje sobie braki osobowościowe karierą, ale i tak nie mogłaby normalnie funkcjonować bez tabletek na poprawę nastroju.
Marcy żyje w związku z Jeffersonem jak w oparach absurdu. Wciąż kocha swojego byłego męża, co przejawia się uporczywymi myślami o nim, a nawet chęcią bycia pochowaną obok niego. Jefferson zaś z pokorą godną człowieka interesu musi znosić jęki Marcy podczas seksu, kiedy to wzywa pierwszego męża, gdyż podobno był znacznie lepszy w łóżku niż ten drugi. Oczywiście, jak to bywa w Świecie według Bundych, raczej się nie rozwiodą.
Relacje między płciami
Większość powyżej opisanych absurdów podszyta jest osobliwą, nielogiczną i męczącą wszystkich nienawiścią do płci przeciwnej. Żywią ją zarówno kobiety jak i mężczyźni, a mimo to wchodzą ze sobą w relacje. Oczywiście serial skupia się na mizoginii facetów. Ona jest początkiem reakcyjnego zachowania kobiet. Nienawiść wobec nich zostaje nawet sformalizowana dzięki organizacji NO MA’AM. Założycielem jej jest oczywiście Al Bundy. Zgodnie z jej statutem rolą kobiet ma być wyłącznie służenie mężczyznom, a także, co się z tym wiąże, wykluczenie kobiet ze wszelkich aktywności dających im poczucie niezależności. Jeśli jakaś akurat odnajdzie wolność w zajmowaniu się domem, to oczywiście będzie to jak najbardziej pożądane.
Absurdalność tej sytuacji dodatkowo pogłębia charakterystyczna estetyka, na której bazuje organizacja NO MA’AM. Jej członkami są wyjątkowo niezadbani mężczyźni, źle ubrani, otyli lub z charakterystycznym dla facetów brzuszkiem zwiastujących popularną wśród naszej płci chorobę nazywaną potocznie LUSTRZYCĄ. Z tej kamaryli wyłamuje się oczywiście Jefferson. Nosi nawet podwójne koszulki, jedną z napisem NO MA’AM, a drugą z profeministycznym wyrażeniem YES MA’AM, tak na wszelki wypadek, gdyby Marcy przyłapała go na działalności w organizacji Bundy’ego. Ci zapuszczeni mężczyźni mają więc czelność krytykować kobiecy wygląd. Wyjątkowy absurd. Powiedzcie mi – czy nie jest tak w rzeczywistości, że największymi antyfeministami są faceci cechujący się niskim mniemaniem o sobie, zaniedbaniem w postaci np. piwnego brzucha, ogólną brzydotą i brakiem gustu? Cechy te mogą współistnieć lub występować osobno. Pytanie jest otwarte. Nie twierdzę, że faktycznie tak jest, chociaż z doświadczenia uważam, że spotkałem więcej niechętnych wobec kobiet mężczyzn sportretowanych tak jak w serialu niż wśród tych zadbanych i pewniejszych siebie. I nie chodzi tu o biologiczną urodę, którą trudno zmienić, lecz chęć dbania o siebie w ogóle. Być może jest po części tak, że ludzie, którzy nie troszczą się o siebie, nie umieją zrobić tego również w stosunku do innych?
Atrakcyjność i głupota Kelly Bundy
Z tą podkreślaną na każdym kroku dysproporcją między atrakcyjnością Kelly a ilością oleju w głowie aż tak bym nie przesadzał. Warto przyjrzeć się jej na przestrzeni całego serialu. Wydaje się, że z chwilą, kiedy skróciła włosy, jej głupota zaczęła oddziaływać również na urodę. Kelly stała się przeciętna wizualnie, intelektualnie pozostając na tym samym poziomie, ale i mając świadomość swojego nieszczęścia, niespełnienia, odciśniętego na sobie piętna Bundych. Kelly jest postacią absurdalną w sensie filozofii absurdu pojawiającej się u XX-wiecznych egzystencjalistów, np. Alberta Camusa. W tej perspektywie absurd przestaje być zwykłą niedorzecznością i nieracjonalnością, ale funkcjonuje jako kategoria opisująca stan danego człowieka. Jego uwięzienie w sytuacji, postępowanie źle oceniane przez innych, częściową nawet świadomość tych dwóch rzeczy, lecz jednocześnie brak woli, żeby coś radykalnie zmienić, zerwać kajdany, zachować się inaczej. Zachowanie Kelly więc wcale tak niedorzeczne nie jest. Ona szuka, na swój sposób odkrywa świat dookoła, wciąż paradoksalnie zostając na tych torach, którymi podróżowali rodzice i zawędrowali w ślepy zaułek. Można wyśmiewać Kelly za jej związki, za brak wiedzy o świecie, za niską klasę społeczną, ale to bardziej sposób na odreagowanie odbiorców jej osoby i postępowania, a nie sprowokowania dziewczyny do zmiany czegokolwiek w życiu. Może i bardziej pasuje ona na partnerkę członka gangu motocyklowego, a nie radnego miejskiego, jak to jest pokazane w serialu, lecz winę za mezaliansowość związku ponosi ów radny, a nie sama Kelly. Tak niestety jest, że to z niej się będą głównie ludzie śmiali, a nie z niego, więc Kelly znów dostanie po dupie. Taki to absurd społeczny.