NAJSMUTNIEJSZE momenty w wesołych filmach
„Kłamca, kłamca” (1997), reż. Tom Shadyac
Zaklęcie, by Fletcher mówił tylko prawdę przez 24 godziny, działa. Gdyby wywiązywał się z ojcowskich obowiązków zgodnie z tym, co mówi, być może jego syn nigdy nie wypowiedziałby tego pozornie niemożliwego do spełnienia życzenia. Gdy pada ostatni bastion i Fletcher uzmysławia sobie, że jest „złym ojcem”, dochodzi do przełomu. W czasie rozprawy tytułowy kłamca wygrywa dla swojej klientki sprawę o podział majątku. Ta jednak nie zamierza spocząć na pieniądzach. Chce pozbawić ojca praw rodzicielskich, by wygranej stało się zadość. Wizja utraty dzieci wstrząsa Fletcherem do reszty, gdy on sam uświadamia sobie, że podobna tragedia mogłaby lub zdarzy się lada moment jemu samemu. Ten smutny obrazek z sądu jest kulminacją kilku innych dramatycznych scenek i ma służyć Carreyowi jako ostatni dzwonek w walce o bycie dobrym ojcem.
„Polowanie na druhny” (2005), reż. David Dobkin
Niepoprawna komedia, w której dwóch kawalerów wprasza się na wesela, by dobrze się bawić i robić wrażenie na płci przeciwnej. Prawdziwym mistrzem w tym drugim jest niejaki Chazz Reinhold. Grany przez Willa Farrella, Chazz wydaje się mieć trudne do wytłumaczenia powodzenie wśród kobiet, co skrzętnie wykorzystuje, a swoje doświadczenie przekazuje kolejnym adeptom sztuki podrywania. John Beckwith (Owen Wilson) odwiedza go, by na własnej skórze przekonać się, czy wszystkie legendy o Chazzie to prawda. Gdy jednak Chazz przyznaje się, że niedawną kochankę poznał na pogrzebie, John zaczyna nabierać wątpliwości. Przy okazji kolejnego pogrzebu okazuje się, że sprawa zaszła za daleko. John zaczyna rozumieć, że granie na uczuciach ma swoje konsekwencje, gdy obserwuje wdowę łkającą nad grobem ukochanego. Ten przygnębiający wyrywek przełamuje komediową passę i zmienia głównego bohatera w, cóż, lepszego człowieka.
„500 dni miłości” (2009), reż. Marc Webb
To był czas, kiedy do opisów komedii dodawano nietaktowne „zwariowana”. W przypadku 500 dni miłości zwrot ten, jeśli już, można podłączyć pod gwałtowne uczucie, którym Tom obdarzył Summer. Celowo zaznaczam zaangażowanie jedynie jednej ze stron, ponieważ sama Summer miała o relacji z Tomem kompletnie inne wyobrażenie. I już ten emocjonalny rozjazd, który napędza fabułę filmu, jest w sam sobie smutny. Dodajmy do tego memiczną sekwencję, kiedy podczas przyjęcia oglądamy oczekiwania Toma kontra rzeczywistość i dostajemy prawdziwie smutny obrazek, co miłość może zrobić z człowiekiem. Najjaskrawszym tego przykładem w filmie Marca Webba jest wizyta w IKEA, kiedy Tom tylko pozornie traktuje zabawę w dom jako zabawę. W rzeczywistości nasz bohater jest śmiertelnie zakochany, z czym musi sobie poradzić w ciągu tytułowych 500 dni.