Serial, którego jednym z producentów – do momentu śmierci – był Wes Craven, doczekał się trzech sezonów, jednak ja widziałam tylko dwa stanowiące zamkniętą całość. Dla mnie to jedna z najlepszych serialowych produkcji o seryjnych zabójcach, nieodbiegająca od filmu, który zapoczątkował na nowo slasherowe szaleństwo. Zanim światło dzienne ujrzała piąta odsłona Krzyku, okrzyknięta mianem requelu, dziedzictwo Cravena było kontynuowane dzięki serialowi, który w przeciwieństwie do oryginału skoncentrował się na nowym podejściu do kina gatunkowego. Produkcja zachwyca nie tylko od strony scenariuszowej – prezentując masę nowatorskich rozwiązań idealnie wpisujących się we współczesny slasher – ale również wizualnej. Nic dziwnego, przy Krzyku bowiem pracowali ludzie związani wcześniej z serialami takimi jak Twin Peaks, American Horror Story czy Hannibal. Oczywiście jeden z bohaterów, który przejął pałeczkę po zamordowanym w części drugiej filmu Krzyk, stwierdza odważnie, że nie da się zrobić slashera w formie serialu. Twórcy przez dwa sezony udowadniają jednak, że jest zupełnie inaczej, dając widzom nie tylko szereg nawiązań do materiału źródłowego, ale przede wszystkim wciągającą od samego początku intrygę z makabrycznymi morderstwami w tle. Kocham ten serial całym sercem i chciałabym, by więcej osób dało mu szansę.
Zeszłoroczna produkcja, powstała we współpracy Netflixa z BBC, to prawdziwa kryminalna petarda rozłożona na osiem odcinków. Pierwsze recenzje były dość ambiwalentne, gdzie wiele osób zastanawiało się, czy faktycznie potrzebny jest kolejny serial o seryjnym mordercy, z racji tego, iż w pandemii pojawiło się nadzwyczaj dużo tego typu produkcji. Ja uważam, że to jeden z lepszych seriali opowiadający o człowieku, który w latach 70. XX wieku zabił ponad tuzin niczego niespodziewających się turystów. Ale to nie tylko historia mordercy. To przede wszystkim spojrzenie na subkulturę emigrantów i podróżników, który podróżowali do Azji, by odkryć na nowo siebie poprzez religię, narkotyki itd., stając się łatwym celem dla kogoś takiego jak Charles Sobhraj, czyli tytułowy Wąż. Dwie rzeczy na pewno wyróżniają ten serial na tle innych dramatów o seryjnych mordercach. Po pierwsze rzemiosło stojące za produkcją jest fenomenalne. Nie mówię tylko o obsadzie, ale również scenariuszu, muzyce, kostiumach itd. Po drugie uwaga skoncentrowana jest na ofiarach i ich rodzinach, którzy zostali niejako uhonorowani w serialu. Bardzo podoba mi się to podejście, szczególnie że w wielu dokumentach rodziny ofiar zwracają uwagę, iż mówi się wyłącznie o mordercy, a nie o ludziach, których ci zabili.
To jeden z moich ulubionych brytyjskich seriali, którego pierwszy sezon rozpoczyna się od sprawy niesławnego Kuby Rozpruwacza, a dokładniej jego naśladowcy. Ale to nie jedyny seryjny morderca, który pojawił się na przestrzeni czterech kolejnych sezonów. Serial zaczyna się w roku 2008 w Londynie, gdy troje niecodziennych bohaterów: znawca Kuby Rozpruwacza, policjant oraz jego nowy szef cierpiący na nerwicę natręctw, muszą zmierzyć się z serią krwawych i tragicznych zbrodni, równo 120 lat po tym, jak Kuba Rozpruwacz uderzył po raz pierwszy. To, co się dzieje, to fascynujące spojrzenie na legendę Rozpruwacza (a w późniejszych sezonach kolejnych seryjnych morderców), która z jednej strony intryguje widza, a z drugiej potrafi wręcz doprowadzić do szewskiej pasji najbardziej zagorzałych ripperomaniaków przez niewiedzę na temat tego, kto zabijał. Mamy więc współczesną estetykę wymieszaną z wiktoriańskim klimatem dalej obecnym na ulicach Londynu, co daje twórcom szansę na stworzenie niesamowitej wręcz atmosfery. Drugi sezon opiera się na tych samych założeniach, tyle że w centrum mamy niesławnych braci: Ronniego i Reggiego Krayów. Kolejne dwa sezony kontynuują format, prezentując kolejnych seryjnych zabójców, taplając głównych bohaterów w brudzie i mroku oraz konfrontując ich z serią przerażających morderstw. Musicie to koniecznie zobaczyć.