search
REKLAMA
Ranking

Najlepsze filmy science fiction 2016 roku

Jakub Piwoński

29 grudnia 2016

REKLAMA

5. 10 Cloverfield Lane, reż. Dan Trachtenberg

Przede wszystkim efekt dała dobra kampania marketingowa. Dobra, bo intrygująca. Zwiastun nie wyłożył wszystkich kart na stół, dlatego od początku seansu nie można było wyrokować, z zagrożeniem jakiej natury mierzyć się będą bohaterowie – a my razem z nimi. I co za tym idzie, aż do ostatniej sekwencji nie można było także odgadnąć, czy zawarty w nazwie człon Cloverfield w jakikolwiek sposób łączy się z wcześniejszym filmem, tak też się tytułującym. Bo to, co najlepsze w filmie Trachtenberga, to właśnie niedopowiedzenia, nieustannie prowadzące z widzem grę. Czy przebywająca w bunkrze bohaterka została uratowana przed tajemniczym zagrożeniem, czy też najzwyczajniej w świecie uprowadzona? Tego nie możemy być pewni aż do końca seansu. W podtrzymywaniu tajemnicy duża jest zasługa rewelacyjnej gry Johna Goodmana, który za nic nie daje poznać, jakie intencje kierują jego postacią. 7/10

 

4. Into the Forest/Głusza, reż. Patricia Rozema

Kobieca reżyseria zaowocowała wyjątkową wrażliwością. Główne bohaterki opowieści to dwie siostry, które muszą radzić sobie z następstwami tajemniczej awarii – w swym domku, położonym w samym centrum leśnej głuszy, zostają odcięte od prądu. Wkrótce okazuje się, że nie tylko one mają ten problem – zasilania pozbawione zostaje całe okoliczne miasteczko, a nie ma pewności jak sytuacja wygląda w reszcie kraju. Twórcy fantastyki postapokaliptycznej, tworząc zmyślne i efektowne wizje końca cywilizacji człowieka, tak rzadko biorą pod uwagę, że katastrofa może zacząć się w najbardziej prozaiczny, niewinny sposób. Gdy uzależniony i całkowicie zależny od nowych technologii człowiek po prostu zostanie pozbawiony możliwości jej uruchomienia. Głusza to niezwykle intymny obraz takiej katastrofy, przychodzącej z dnia na dzień, bez zapowiedzi, czyniąc spustoszenie powoli, acz niezwykle skutecznie. Tylko samozaparcie i powrót do natury są w stanie wówczas nas uratować. I szybko rozumieją to bohaterki, wzajemnie na sobie polegając, nadrabiając zaległości w zacieśnianiu łączących ich więzów. 7/10

 

3. Shin Gojira/Godzilla Resurgence, reż. Hideaki Anno, Shinji Higuchi

Król potworów powrócił z nowym przytupem, ale w starej, oryginalnej formie. Szczerze podziwiam japońskich twórców za konsekwencję, z jaką pielęgnują swoje popkulturowe ikony. A najnowszy film o przerośniętym jaszczurze podziwiam za to, że jest w tym tak uroczo bezpretensjonalny. Utrwala fundamenty legendy, nie poprawiając ich przesadnie. Nie boi się także operować dawką humoru i absurdu, zachowując do tematyki zdrowy dystans. Zaskakujące ciekawie wypadają też postacie, swoją ekspresją przypominające szaleństwa japońskiego anime. Z kolei efekty specjalne są już wyrazem czystego oldschoolu – do którego dziś tak tęsknimy, pogrążeni w zalewie nachalnego CGI. To niezwykłe, że dwudziesty dziewiąty film z serii potrafi zaskakiwać taką świeżością. Zobaczcie zresztą widniejący poniżej zwiastun – on wszystko tłumaczy. 7/10

 

2. Lobster, reż. Yorgos Lanthimos

Znając wcześniejsze dokonania greckiego reżysera, który np. powalił mnie na kolana zjawiskowym Kłem, wiedziałem, że Lobster nie będzie zwykłym filmem, a już na pewno nie będzie zwykłym filmem SF. Nacisk położono bowiem na aspekty socjologiczne, a całość przyprawiono wyjątkowym czarnym humorem. Lobster to swoisty pamflet na zatomizowaną cywilizację, w której zjawisko samotności rozumiane jest jako zło godne potępienia. Akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości, stanowiąc zarazem krzywe zwierciadło naszej codzienności – co z perspektywy gatunku jest normalne i wręcz pożądane. Zaprezentowany w filmie mechanizm, wedle którego miłość między dwojgiem ludzi, powstaje jako wynik nadawanych przez społeczeństwo znaczeń oraz ustalonego odgórnie planu, przypomina np. zasady dzisiejszych portali randkowych. Ta specyficzna bliskość, podkręcona ekranowym absurdalnością, sprawia, że choć na ekranie niewiele się dzieje, Lobster intryguje i trzyma w napięciu do samego końca. Natomiast swoistą wisienką na torcie jest wybitna kreacja Colina Farrella, który po raz kolejny udowadnia, że jeśli chce, w każdej chwili może zostawić emploi amanta w kącie i wykreować tego emploi zaprzeczenie. 8/10

 

1. Arrival/Nowy początek, reż. Denis Villeneuve

Zwycięzca mógł być tylko jeden. W przypadku tego filmu użycie przymiotnika „fantastyczny” zadziała dwojako. Cała jego kompozycja jest tak pełna, że trudno znaleźć miejsce na wciśnięcie chociażby małej szpilki krytyki. Cudownie się na ten obraz patrzy w oderwaniu od treści, ale i cudownie się tę treść rozpamiętuje w oderwaniu od obrazu. Jeszcze lepiej się ten film słyszy, za sprawą wyjątkowej (choć odtwórczej) partytury Johanssona. W ujęciu stricte najistotniejsze jest jednak realizowanie przez Villeneuve’a fantastycznych tradycji. Choć nie bez znaczenia mają w filmie zawiłości czasu, cenniejsza dla mnie jest jego główna metafora. Styczność z obcą, pozaziemską cywilizacją (niezwykle zresztą wiarygodna) posłużyła jako wgląd w ludzką, ułomną naturę, borykającą się z komunikacyjnymi trudnościami. Jest więc Nowy początek swoistym hołdem złożonym mechanizmom języka – będącym zarazem wyznacznikiem naszego cywilizacyjnego rozwoju. Czuć w tym twórcze przemieszanie Bliskich spotkań trzeciego stopnia z Kontaktem. Film absolutnie wyjątkowy, wykraczający poza ramy swej sztuki, bo formułujący dla dzisiejszego, skłóconego świata uniwersalne, pokojowe przesłanie. Villeneuve jednocześnie udowadnia, jak dobrze czuje się w science fiction, do którego od zawsze go zresztą ciągnęło. Po takiej prezentacji o jakość będącej właśnie w postprodukcji kontynuacji Blade Runnera możemy być spokojni. 9/10

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA