Najlepsze filmy lat 70. – miejsca 10-1
I oto finałowa dycha – dość oczywiste arcydzieła w swoich gatunkach, konwencjach i podjętych tematach. Za kilka dni przedstawimy suplement do rankingu, czyli kilkadziesiąt tytułów, które w setce się nie zmieściły, ale bez ich obecności lata 70. byłyby na pewno uboższe.
100 – 76
75 – 51
50 – 41
40 – 31
30 – 21
20 – 11
10 – 1
Suplement do rankingu
10. Gwiezdne wojny: Część IV – Nowa nadzieja
Star Wars Episode IV: A New Hope
1977, reż. George Lucas, w rolach głównych: Mark Hamill, Harrison Ford, Carrie Fisher, Peter Cushing, Alec Guinness
W 1977 George Lucas można by powiedzieć zmienił życie miliardów ludzi na całym świecie. No bo kto nie zna tego filmu? Kto nie słyszał i nie potrafi rozpoznać po pierwszej nucie tematu przewodniego tej produkcji? Myślę, że nie istnieje taka osoba, nawet dzieci w Afryce mieszkające w małych wioskach wiedzą co to Star Wars. Efekty specjalne jak na tą epokę filmową pozostawiały wszystko daleko w tyle, historia stała się ponadczasowa a sama muzyka stała się kanonem soundtracków filmowych. [Sephiroth]
Kamień milowy i jeden z ważniejszych filmów w historii, który na zawsze zmienił oblicze kina. Niby znane historie i motywy, ale opowiedziane z takim zapałem i sercem przez George’a Lucasa, że aż samemu chce się chwycić za świetlny miecz i wsiąść do myśliwca X-Wing, aby zniszczyć Gwiazdę Śmierci. Do tego rewolucyjne efekty specjalne i fenomenalna zapadająca w pamięci do końca życia muzyka Johna Williamsa. [Lawrence]
Narodziny fenomenu. Moc, miecze świetlne, rycerze Jedi, Han Solo i jego chodzący futrzak, okrąglutki R2-D2, Imperium i niesamowity wygląd Dartha Vadera o równie niesamowitym głosie Jamesa Earl Jonesa – to tylko niektóre elementy sagi Lucasa, bez których trudno wyobrazić sobie nie tylko współczesne kino, ale i całą popkulturę. Można nie zachwycać się tym filmem, który na tle kolejnych części – zwłaszcza Epizodu V – wypada blado, a i dziś już nie robi takiego wrażenia, jak w dniu premiery. I nawet niekończące się przeróbki papy George’a nie ukryją faktu, iż zwyczajnie lekko się postarzał – zarówno technicznie, jak i narracyjnie. To zawsze była zresztą infantylna bajeczka dziejąca się dawno, dawno temu, w odległej galaktyce… Nie można jednak nie docenić jej wpływu na cały dzisiejszy świat oraz rewolucji, jaką wywołała w kinie. [Mefisto]
I spróbuj tu człowieku napisać coś mądrego. Początek najpiękniejszej przygody filmowej mojego życia. To na „Star Warsach” dorastałem, to je znalem na pamięć, to Darth Vader był najstraszniejszą postacią filmową, to ułożony z klocków Lego X-Wing stał długo na mojej półce… Film, który zmienił oblicze kina i choć nie jest idealny, choć prequele zniszczyły jego legendę to zdecydowanie należy mu się miejsce na liście. [Pegaz]
„Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…” – słowa te są znane osobom, które nigdy nie oglądały nawet jednej części „Gwiezdnych wojen”. Podkreśla to, jak bardzo film George’a Lucasa wpłynął nie tylko na kinematografię, ale i na cały współczesny świat i społeczeństwo. Postacie z tejże Sagi, z Darthem Vaderem na czele, bez wątpienia należą do najbardziej rozpoznawalnych, a setki książek, parodii, gier i innego typu tworów rozszerzyły historię bohaterów tworząc największe uniwersum fikcyjnych postaci i wydarzeń na świecie. [Gigacz, fragment opracowania]
9. Taksówkarz
Taxi Driver
1976, reż. Martin Scorsese, w rolach głównych: Robert De Niro, Jodie Foster, Albert Brooks, Harvey Keitel
Pamiętam, że swego czasu miałem tendencję do mylenia personaliów bohatera filmu, Travisa Bickle, z Antonim Blikle – znanym cukiernikiem. Z czasem, oraz dzięki wpływowi wiadomej sceny przed lustrem, pomyłka uległa dewaluacji (choć nie powiem, ciekawi mnie, jakby przebiegała kariera Travisa, gdyby zatrudnił się za delikatesową ladą – na pewno wszelkie rozmowy z klientami byłyby mocne: „-Poproszę tego pączka. – Czy pan mówi do mnie?” ;). Na szczęście sam film się nie zdezaktualizował i wciąż robi duże wrażenie – nawet rzeczona scena z lustrem, mimo tysiąca jej parodii i przeróbek, to cały czas pierwszorzędny kawałek kina. Nie jest to raczej najlepszy film Scorsese, ale z pewnością jego najważniejszy i najbardziej wpływowy, który bezustannie zmusza nas do refleksji nad kondycją współczesnego człowieka. [Mefisto]
Dlaczego wybrałem ten film chyba nie muszę pisać. Oczywiście ze względu na młodziutką Jodie Foster i irokeza na głowie Roberta De Niro. A tak na poważnie to wizytówka Martina Scorsese i w ogóle lat 70. Brudne ulice, wszechobecna nieprawość i przemoc, wojna w Wietnamie i wyobcowanie w wielkim mieście. [Witold Wojciechowski]
Jeden z tych filmów, który każdy powinien zobaczyć chociaż raz by przeżyć ten niesamowicie ciężki klimat tego dzieła. Zakończenie po prostu mnie zdruzgotało, a fenomenalnej roli Roberta de Niro nie mogłem wyrzucić jeszcze długo z pamięci. Jeśli ktoś myśli że ta rola to tylko słynne „You talkin’ to me” to uprzedzam, że ma tu wiele momentów powodujących jeszcze większy opad szczęki (np. „strzał w głowę” w finale filmu).Wielkie brawa także dla młodziutkiej Jodie Foster, którą postawiono przed niezwykle trudnym aktorskim zadaniem, a pokazała niezwykłą aktorską dojrzałość. [Pegaz]
Najciekawszy obraz tej dekady, niby prosty, jednak mający naprawdę duże przesłanie. Robert De Niro zdecydowanie odegrał rolę swojego życia (Vito Corleone to przy tym nic!), no i co jeszcze mogę tutaj napisać? Aż mi się ciśnie przeczytany kiedyś komentarz odnośnie tego filmu: „nic lepszego ludzkość już nie nakręci”. I patrząc na dzisiejsze banalne kino jestem w stanie przyznać rację temu dżentelmenowi… [materatzowy]
Kiedy w połowie lat 70. Martin Scorsese otrzymał od swego wieloletniego przyjaciela, Briana De Palmy, scenariusz do filmu „Taksówkarz”, jeszcze nie wiedział, że w jego karierze nastąpi prawdziwy przełom. Nie wiedział, że stworzy film, który stanowić będzie wzór dla pokoleń twórców i obiekt fascynacji dla pokoleń widzów. Nie wiedział, że właśnie rodzi się legenda… [piwon, fragment artykułu]
8. Ojciec chrzestny II
The Godfather Part II
1974, reż. Francis Ford Coppola, w rolach głównych: Al Pacino, Robert Duvall, Diane Keaton, Robert De Niro, Talia Shire, Morgana King, John Cazale
Absolutny klasyk i jeden z najlepszych filmów jakie w życiu widziałem. Losy rodziny Corleone ukazane z perspektywy Michaela, przeplatane wydarzeniami z życia jego ojca – Vito to wspaniała opowieść o mafijnym imperium, problemach rodzinnych, a także analiza upadku człowieka. Genialne role Pacino i De Niro, wspaniale ukazane realia lat 50, a także świetna scenografia, kostiumy i muzyka. Film totalny, sequel, który okazał się lepszy od części pierwszej. [Arahan]
Druga część Ojca Chrzestnego posiada wszystkie zalety pierwowzoru. W mojej opinii zaś nieznacznie go przewyższa. Wątek młodego Vita Corleone jest zdecydowanie najmocniejszym punktem całej sagi a kreacja stworzona przez Roberta De Niro jest zdecydowanie najlepszą rolą w dorobku tego nieprzeciętnego aktora. [Piotr Han]
Do tego filmu mam ambiwalentny stosunek. Z jednej strony umieszczam go wysoko na mojej liście, gdyż jest on znakomitą kontynuacją doskonałego oryginału (a wielu twierdzi, że jest wręcz lepszy – niech im będzie na zdrowie), z drugiej zaś – nie jest jednak dla mnie już tak porywający. Do “dwójki” trzeba mieć naprawdę dużo cierpliwości, bo są to bite trzy godziny seansu, z których sporą część zajmuje przynudzanie o interesach rodziny Corleone, w dodatku ubyło kilka pamiętnych postaci, które “jedynkę” wyniosły na ekranowe szczyty: brak starego Don Vita, Sonny’ego (epizod na końcu to za mało) i Clemenzy, a Tom Hagen prawie już nie ma włosów na głowie. Na szczęście jest to rekompensowane retrospekcjami z czasów młodości Don Vita, które świetnie nadają historii rodziny głębszy rys, jak zwykle wybornym aktorstwem całej obsady oraz najwyższą maestrią reżyserską Coppoli, który ponownie stworzył dzieło wybitne. To nie jest film do oglądania raz za razem, ale w swojej kategorii stanowi dla każdego szanującego się kinomana seans obowiązkowy. Jednym słowem: filmowa propozycja nie do odrzucenia. [Cassel]
Prawdziwe znaczenie “Ojca Chrzestnego II” kryje się w opowieści o rodzinie. To jest właściwa treść tego filmu. Saga rodziny Corleone zaczęła się od intensywnego pragnienia zemsty za cios wymierzony w rodzinę. Tylko dlatego Don Vito działał tak jak działał – budował swoją potęgę krok po kroku, z niewyczerpaną cierpliwością, po to, by kiedyś móc odpłacić Don Ciccio za czyn, o którym ten dawno zapomniał. W tym tkwi podstawowa różnica między Don Vito a Michaelem – i ostateczna przyczyna przyszłego upadku Michaela w kompletnej samotności… [Dejna, fragment opracowania]
7. Chinatown
1974, reż. Roman Polański, Terry Jones, w rolach głównych: Jack Nicholson, Faye Dunaway, John Huston
Wyjątek potwierdzający regułę niemożności nakręcenia dobrego filmu noir poza epoką królowania gatunku (powstały w kolejnym dziesięcioleciu „Body Heat” to już bardziej wariacja i zabawa konwencją, acz także udana). No i kolejny dowód na to, że podstawą dobrego kina jest przede wszystkim dobry skrypt – a, że ten Roberta Towne’a jest perfekcyjny, to i nie dziwi Oscar na koncie, oraz fakt, że do filmu trudno się przyczepić o cokolwiek, na jakimkolwiek poziomie. Doskonałe kino-gąbka, które chłonie widza, a widz w nie wsiąka. W końcu film, który może niekoniecznie trzeba obejrzeć, ale zdecydowanie warto to zrobić, zamiast np. czytać kolejne komentarze rozwodzące się nad jego doskonałością… [Mefisto]
Uwielbiam oglądać ten film ze względu na Nicholsona i Polańskiego, którzy zachodzili sobie dosyć mocno za skórę podczas jego kręcenia. Podobno scenę w której postać grana przez Polańskiego rozcina nos detektywowi granemu przez Nicholsona reżyser wymyślił w złości po kłótni z tym drugim. Poszło ponoć o mecz Lakersów (ich fanem jest aktor) przez który Polański musiał przerwać zdjęcia. Dzięki tej scenie twórca ujarzmił trochę swoją gwiazdę, która codziennie musiała poddawać się makijażystce w celu nałożenia plastra. Tak naprawdę jest to genialna intryga. [Witold Wojciechowski]
Wielki ukłon Romana Polańskiego w stronę kina noir, który sam stał się legendą. Doskonała reżysera, wybitny scenariusz, wielkie aktorstwo z Jackiem Nickolsonem na czele i tak można długo wymieniać i wysławiać ten film w samych superlatywach. Ależ czy mogłoby być inaczej? Prawdziwe arcydzieło! [Lawrence]
Głównymi zaletami filmu Chinatown są moim zdaniem scenariusz i wspaniale oddany przez reżysera klimat Los Angeles lat 40-tych. Intryga, którą widz chcę rozwiązać razem z naszym bohaterem. Tutaj rola Nicholsona wkomponowuję się idealnie do tego filmu, mamy do czynienia z mistrzem kina i ciężko byłoby mi sobie wyobrazić innego aktora grającego główną role w tym filmie. “Chinatown’ Romana Polańskiego to jeden z lepszych filmów w jego karierze reżyserskiej i zdecydowanie jeden z lepszych swoim w gatunku. [Sephiroth]
Powstawał jako hołd dla kryminału noir, a stał się najdoskonalszym przedstawicielem tego gatunku. Nastrojowy, głęboki, pochłaniający uwagę widza od pierwszej sceny. A niewiele brakowało, aby Polańskiemu nie udało się zmienić pierwotnego happy endu scenariusza. Jerry Goldsmith godnie zastąpił tragicznie zmarłego Krzysztofa Komedę i stworzył jedną z najlepszych w historii kina ścieżek dźwiękowych. [Hitori Okami]
„Chinatown” przetrwało próbę czasu, choć nie było mu łatwo – o filmie na długi czas zapomniano (a jeśli o nim mówiono to raczej w kontekście seksualnych ekscesów reżysera), a po raz pierwszy wydano go na Blu-rayu dopiero w ubiegłym roku – z opcjonalnym komentarzem reżyserskim niejakiego Davida Finchera.
Wpływ dzieła Polańskiego na współczesną kinematografię jest jednak niepodważalny. Jakiś czas temu oglądałem materiał dokumentalny traktujący o serii o Obcym i jej przyszłości. Przypominam sobie wypowiedź scenarzysty pierwszej części, Dana O’Bannona: „Co do mnie, to możecie zrobić i dziesięć następnych części, nie obchodzi mnie to. <Alien> i tak zabił gatunek horrorów science-fiction, bo niczego lepszego w tej materii zwyczajnie nie da się nakręcić. Jak niby zrobić film detektywistyczny po <Chinatown>?”. [Rodia, fragment recenzji]
6. Łowca jeleni
The Deer Hunter
1978, reż. Michael Cimino, w rolach głównych: Robert De Niro, Christopher Walken, John Savage, John Cazale, Meryl Streep
Łowca jeleni to zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów wojennych jakie kiedykolwiek oglądałem, dlatego też nie mogło zabraknąć go w czołówce tej listy. Najlepsze filmy wojenne zostały nakręcone wiele lat temu. Najnowsze produkcje tego gatunku to bardziej widowiska batalistyczne dlatego też film Michaela Cimino to produkcja jakich już się nie kręci a do jakich tęsknimy jako widzowie i fani tego gatunku. Łowca jeleni udowadnia, że kiedyś o wojnie można było opowiadać bez nadmiernej liczby efektów specjalnych, a przy tym w sposób tak niezwykle prawdziwy, że widz na własnej skórze mógł odczuwać jej koszmar. [Sephiroth]
Wstrząsające widowisko – i to wstrząsające nie z powodu pokazywania rozerwanych ciał, biestialskich gwałtów, mordowania dzieci. Ten film pokazuje zniszczenia jakie przynosi wojna w głowach młodych ludzi i pokazuje to w sposób nieprawdopodobny. Cimino zrealizował perfekcyjny film, a do jego twórczości dostosowali się odtwórcy głównych ról. [AliEns00]
Większość filmów wojennych skupia się na przedstawieniu człowieka w obliczu wojny, która wymusza na nim zachowania oraz decyzje relatywne moralnie. Co jednak się dzieje z takim człowiek, kiedy wraca do domu? Kim był zanim trafił na front? Czy jest coś co łączy tego który wyjechał z tym który wrócił? Wielkie aktorstwo, wspaniała realizacja i najlepszy film o tragicznych – ludzkich – skutkach Wietnamu. [Jokullus]
Arcydzieło. Film totalnie bezkompromisowy, o niezwykłej sile przekazu i odwadze w ukazywaniu wydarzeń z tego trudnego dla amerykanów okresu. Kino wojenne skupiające się na emocjach i postaciach. Brak tutaj scen batalistycznych czy wielkich potyczek, są za to sceny jak ta w której bohaterowie grają w rosyjską ruletkę. Sekwencję, którą ogląda się z zapartym tchem. [Arahan]
„Łowca jeleni” to prawdziwe arcydzieło, które po dziś dzień zadziwia odwagą swojego przekazu, bezkompromisowością czy w końcu wybitnym aktorstwem. Dla współczesnych widzów ten film może wydawać się sztucznie przedłużony. Może wydawać się, że pokazuje zbyt mało batalistyki jak na kino wojenne, ale to przede wszystkim kino emocji, w którym każda scena buduje fascynujące sylwetki bohaterów. [Pegaz, fragment recenzji]
5. Mechaniczna pomarańcza
A Clockwork Orange
1971, reż. Stanley Kubrick, w rolach głównych: Malcolm McDowell, Patrick Magee, Adrienne Corri, Miriam Karlin
Mój numer 1. Być może nie tylko tej dekady, ale w ogóle, choć, jak wiadomo, takie osobiste listy lubią się zmieniać, przewartościowywać w zależności od nastroju chwili. Film Kubricka jest jednak dziełem wyjątkowym zawsze i wszędzie, bez względu na nasilenie życiowego optymizmu i pesymizmu, a że cenię w kinie oryginalność, to i “Mechaniczna pomarańcza” zawsze okupuje szczyt tych najlepszych. Przede wszystkim ten film to mistrzostwo FORMY i za to go kocham przede wszystkim. Treść, owszem, jest niebanalna, stawia wiele pytań odnośnie przemocy i jej skutków (w bardzo ironiczny, przewrotny sposób), nie pomijając wątków represyjności kultury, wytykając hipokryzję i obłudę społeczeństw – nic dziwnego, to w końcu czas kontrkulturowej rewolty – ale to maestria obrazu i dźwięku winduje film Kubricka w rejony wybitności – sposób operowania światłem, cieniem i kolorem, zaskakujący montaż, niesamowite dekoracje i kostiumy i klasyczna muzyka w tle Ludwiga van. Czysta perfekcja i nieograniczona pomysłowość, przed którą biję pokłony za każdym razem. I Malcolm McDowell jako ikona szaleństwa – jego mimika, tembr głosu, spojrzenie… Kubrick stworzył w 1971 roku film jedyny w swoim rodzaju – tak odważnego, tak stylowego i wizjonerskiego kina nie robił nikt wcześniej i nie zbliżył się doń nikt później. [desjudi]
Drugi prawdziwie Kubrickowski film mistrza. I wbrew temu co wielu myśli i mówi nie jest to film o przemocy, a tym, co czyni nas ludźmi. O tym, że bez wyborów, nawet tych złych, przestajemy istnieć. No i oczywiście strona techniczna filmu, wybitna pod każdym względem. [Jeremy]
Wielki sukces Kubricka i jedno z jego najlepszych i najbardziej kontrowersyjnych dzieł. Ciężki do przełknięcia w latach 70. ze względu na sporą dawkę przemocy, seksu i nagości. Genialne aktorstwo MacDowella, genialna muzyka i antyanarchistyczny wydźwięk. Co to dużo mówić – film kultowy. [Witold Wojciechowski]
Rewelacyjna kreacja McDowella + wspaniała reżyseria + niesamowita wizja przyszłości + świetne połączenie obrazu z muzyką + “Singing in the Rain” = arcydzieło! [Robert]
Kubrick w rekordowym dla siebie czasie i za śmiesznie małe pieniądze (niewiele ponad 2 mln dolarów), realizując zdjęcia głównie w naturalnych plenerach i wnętrzach, w ciągu roku napisał, nakręcił i zmontował arcydzieło, w którym po raz kolejny i z premedytacją perfidny sposób postawił wiele ważnych pytań. Okrucieństwo bandy Alexa, ich narkotykowe seanse i bijatyki, Kubrick przedstawił w lekkiej, pasjonującej wizualnie formie, gdzie negacja przemocy zostaje zakwestionowana sposobem jej prezentacji. Walki gangów i sadystyczne wizje Alexa (ujęcie wiszącej panny młodej wzięto z “Cat Ballou”) to pełen najczystszej filmowej magii spektakl, imponujący baletowym pięknem… [Adi, fragment analizy filmografii]
4. Lot nad kukułczym gniazdem
One Flew Over the Cuckoo’s Nest
1975, reż. Miloš Forman, w rolach głównych: Jack Nicholson, Louise Fletcher, William Redfield, Brad Dourif, Danny DeVito
Analiza psychiki ludzkiej podczas walki szaleństwa z poczytalnością. Jednak wraz z mijającym seansem, solidna granica między tymi dwoma antagonizmami kompletnie zanika, pozostawiając widzowi napisanie własnej definicji normalności. Nie traćmy jednak czasu na tworzenie pojęć, gdyż – jak to powiedział Ken Kesey (autor książki “Lot nad Kukułczym Gniazdem”) – potrzeba tajemnicy jest znacznie większa niż potrzeba odpowiedzi. Obraz ten ma dwie gwiazdy, które dzięki niemu zasłużenie rozbłysły na firmamencie X muzy. Są to Jack Nicholson i reżyser Milos Forman. Po mistrzowsku połączyli dramat psychologiczny z komedią. Pomogła im w tym świetna muzyka z genialnym motywem przewodnim. Film wielopłaszczyznowy. Film kompletny. Film zapadający głęboko i – przede wszystkim – trwale w pamięci. [Doveling]
Jack Nicholson w wariatkowie – tak można w skrócie opisać ten film i byłoby to zarówno sprawiedliwe, jak i kuszące dla potencjalnego odbiorcy. Wszak któż nie chciałby zobaczyć tego ekscentrycznego aktora, zmagającego się z czubkami w onirycznym filmie, którego tytuł jest tyleż chwytliwy, co enigmatyczny (nie ma bowiem żadnego odniesienia do jego fabuły – wyjaśnienie do znalezienia jedynie w książce)? Po kilku dekadach od premiery odpowiedź jest oczywiście jedna – chciał tego Michael Douglas i Milos Forman. I tak otrzymaliśmy klasykę kina przez duże K, która poddaje w wątpliwość znaczenie słowa „wariat”, nie sprawiając jednocześnie, że czujemy się zażenowani taką rozterką. [Mefisto]
Jack Nicholson grający wariata. Nic nowego, ale co się stanie, gdy taki wariat autentycznie trafi do jednego budynku z innymi wariatami? Ja wam powiem, co: jeden z najciekawszych filmów, jaki dane mi było obejrzeć w moim krótkim, prawie 20-letnim życiu. Jedynie mam zastrzeżenie co do końcówki, strasznie dołującej, ale dającej też przy okazji nadzieję. Hej, może w tym świecie po prostu lepiej jest być czubkiem? [materatzowy]
3. Czas Apokalipsy
Apocalypse Now
1979, reż. Francis Ford Coppola, w rolach głównych: Marlon Brando, Robert Duvall, Martin Sheen, Frederic Forrest, Albert Hall
Naprawdę trudno po tylu latach sklecić coś sensownego na temat tej legendy X-muzy, nie popadając przy tym w banał lub przesadę oraz nie powtarzając po raz n-ty wytartych sloganów, prawiących o tym, jaki to niesamowicie głęboki film, że to, śmo i arcydzieło. Więc powiem tylko tyle: to jedna z najmocniejszych produkcji, z jakimi przyszło mi się zetknąć i jeden z tych filmów, które naprawdę potrafią zrobić odbiorcy watę z mózgu i zamieść pod dywan jego dotychczasowy światopogląd. [Mefisto]
“To napalm, synu. Nic na świecie tak nie pachnie. Uwielbiam zapach napalmu o poranku.” ten cytat zna każdy kinoman, podobnie scenę prowadzącej atak kawalerii powietrznej przy akompaniamencie “Cwałowania Walkirii” Wagnera, czy początkową scenę w której spowolniony szum łopat helikoptera przechodzi w “The End” The Doors. Coppola rządził w latach 70. co film to arcydzieło. A “Czas apokalipsy” to arcymistrzowski film. Ponad 3 godziny zgłębiania szaleństwa i nie jest to przesada, ten film to niepokojąca podróż od osoby zblazowanego Kapitana Willarda do umysłu uznanego za szaleńca Pułkownik Waltera Kurtza. Fabularne psychologiczne klocki ubrano w ciężki klimat wojny wietnamskiej która doskonale uzupełnia mroczną opowieść. [SonnyCrockett]
Czas Apokalipsy to majstersztyk od początku do końca. To jeden z tych filmów, które można oglądać w nieskończoność. Muzyka The Doorsów rozgrzewa akcję na ekranie, niczym napalm dżunglę. Podróż, w której jedynym przystankiem jest całkowite szaleństwo. Kim tak naprawdę jest człowiek? Pogrążony w chaosie i wojnie jest tylko szaleńcem, dziką bestią potrafiącą czytać artykuły gazet. Jeśli pozbawić człowieka wszelkich hamulców, nic nie może powstrzymać szaleństwa, z którego jedynym wyjściem śmierć w swoim apogeum, w czasie żniw, w czasie apokalipsy. Sąd ostateczny rozgrywa się teraz, w naszych duszach, a my wszyscy zmierzamy ku ciemności. To chyba o tym jest ten film. [Marinhos Stefansky]
Znowu Coppola – to nawet nie jest film wojenny, często słyszę jakieś zarzuty pod jego tytułem wielkich ekspertów od kina batalistycznego. To najlepszy film o podróży do piekła, w głąb ciemnych czeluści ludzkiej duszy, bezsensu ludzkich konfliktów… Muzyka, aktorstwo, realizacja (sceny perełki !!) – co tu dużo opisywać, każdy zna ten film, dla mnie arcydzieło !! [AliEns00]
Wyłaniająca się z dzieł Conrada i Coppoli pełna wizja może się wydawać skrajna swoim pesymizmie, przesadna, zbyt ciemna. Ale w cywilizacji i kulturze, która odrzuca metafizyczne osłony dające jakąkolwiek szansę poradzenia sobie z tkwiącym w nas złem, taka wizja jest absolutnie niezbędna. [Łukasz Grela, fragment analizy]
Jeden z największych. [Fidel]
2. Obcy – 8. pasażer “Nostromo”
Alien
1979, reż. Ridley Scott, w rolach głównych: Tom Skerritt, Sigourney Weaver, Veronica Cartwright, Harry Dean Stanton, John Hurt
Jeden statek, siedmiu członków załogi i kot. Klaustrofobiczny klimat, ciasne korytarze i coś czające się w mroku. Bestia pojawiająca się nagle, szybko zadająca śmierć i znikająca w ciemności. “Obcy” to klasyk kina sf, a także doskonały dreszczowiec. Tajemniczy potwór polujący na załogę statku Nostromo, grupa robotników, wyglądających na zmęczonych życiem i sprzęt, który mimo, że nowoczesny to wadliwy i przybrudzony – to nadaje im realności. Scott dobrze wie, że najbardziej boimy się tego, czego nie widać i skrzętnie z tego korzysta, atak następuje szybko i jest brutalny, a po nim następuje cisza. Kino, które się nie starzeje. [Arahan]
To jeden z filmów do których odczuwam uczucia tak silne, że absolutnie niewykonalne jest ubranie ich w słowa. Muszę jednak podkreślić, że to uczucie rozwijało się bardzo powoli, gdyż pierwszy seans i pierwszy raz ujrzana przeze mnie scena narodzin obcego o mało nie wywróciła mojego żołądka na lewą stronę. Mimo to obejrzałem dalszą część tego filmu wciąż drżąc ze strachu i walcząc z chęcią zasłonięcia oczu. Dziś jestem już po wielu seansach i mimo, że przebieg wydarzeń na ekranie znam niemal na pamięć wciąż potrafię się solidnie zaskoczyć i poczuć ten dreszczyk emocji. [Pegaz]
Na pierwszym miejscu swojej listy postanowiłem umieścić film Ridleya Scotta. Aż trudno uwierzyć, że film powstał w latach 70-tych i wciąż wygląda naprawdę dobrze wizualnie. Produkcja, którą śmiało można nazwać ikoną filmów sci-fi… jak i samego Obcego oczywiście. Patrząc na film z perspektywy czasu można stwierdzić jedno – minęło ponad trzydzieści lat a film wciąż trzyma się w ścisłej czołówce gatunku sci-fi mimo tak ogromnego rozwoju techniki. A przede wszystkim najważniejsze… jest to film do którego często wracamy mimo, że oglądaliśmy go dziesiątki razy. I to jest właśnie magia filmu. [Sephiroth]
Film dogłębnie przerażający bezkresem kosmicznego mroku, klaustrofobiczną atmosferą statku oraz istotą, będącą morfizacją naszych najskrytszych lęków. Kosmos wciąż stanowi dla nas tajemnicę, a przecież tam gdzie najciemniej, tam najstraszniej. [piwon]
Obcy – ósmy pasażer Nostromo” to klasyk filmowej fantastyki, który po latach nie starzeje się nawet odrobinę. Wciąż potrafi przykuć wzrok widza do ekranu, emanując podskórnym niepokojem i hipnotyzując strachem. Wielkie dzieło kinowej fantastyki. [Solo, fragment recenzji]
1. Ojciec chrzestny
The Godfather
1972, reż. Francis Ford Coppola, w rolach głównych: Marlon Brando, Al Pacino, James Caan, Richard S. Castellano, Robert Duvall, Sterling Hayden, John Cazale, Diane Keaton
Aby opisać ten film, wystarczy mi jedno słowo, w tym celu posłużę się określeniem z terminologii piłkarskiej, dotyczącym fenomenu, jakim była w latach 70. reprezentacja Holandii i drużyna Ajaxu pod wodzą Johana Cruyffa. Otóż “Ojciec chrzestny” jest filmem t o t a l n y m. Dziełem kompletnym pod każdym względem, będącym jednocześnie klasycznym filmem gangsterskim, hołdem składanym kinu lat 30., a zarazem rodzinną sagą. Jest dziełem epickim w najszlachetniejszym tego słowa znaczeniu, nawiązującym do najlepszych tradycji filmu, oferującym widowisko z warstwą społecznej refleksji ukrytą pod dyskretnymi walorami rozrywkowymi. “Ojciec chrzestny” to bowiem film bardzo atrakcyjny w odbiorze, fascynujący, doskonale zagrany, absorbujący uwagę od początku, kiedy z mroku wyłania się twarz Bonasery, aż do finałowego trzaśnięcia drzwiami w gabinecie Michaela. Całość jest po prostu świadectwem artystycznej dojrzałości twórcy, który stworzył arcydzieło, a jego wpływ na późniejsze kino gangsterskie jest niezaprzeczalny, nie wspominając już o inspiracji, jaką postać Don Vita stanowiła dla zwykłych kryminalistów (wiem to, bo czytywałem kiedyś “Detektywa”). Film nie do zapomnienia, bez słabych punktów. Totalny. [Cassel]
Mimo że jego legenda przerosła już sam film to wciąż jest to kino z niepodrabialnym klimatem i mocarnym aktorstwem. Był czas kiedy postać Vita Corleone pochłonęła mnie bez reszty – podziwiałem jego kodeks honorowy oraz zasady jakimi rządzi swoją familią. Godfather to gangsterski majstersztyk naszpikowany świetnymi scenami i tekstami, który co prawda w znacznym stopniu hiperbolizuje obraz mafii, ale robi to w znakomitym stylu. [Berus]
Film kompletny. Doskonała, wielowymiarowa historia, która splata się w przemyślaną, od początku zaplanowaną całość. Zbudowana w oparciu o archetyp baśniowego bohatera, przechodzącego przez kolejne etapy przemiany osobowości i charakteru, by stać się na gotowym na odegranie swojej roli w życiu. A że jest to baśń dla dorosłych, to i wymowę ma bardziej gorzką, niż słodką. [Hitori Okami]
Niezaprzeczalny klasyk. Ten film dojrzewa z wiekiem niczym dobre wino. Oglądając go po raz pierwszy miałem tylko osiem lat, wesele strasznie się dłużyło, ale w postaci dziadka Corleone było coś magicznego, co nie pozwalało odejść od telewizora. Wraz z kolejnym seansami Ojciec chrzestny staje się coraz lepszy i lepszy, aż w pewnym momencie osiąga niezaprzeczalne apogeum miodności. To nie tylko najlepszy film lat 70, to najlepszy film w historii kinematografii. Najwyższy możliwy poziom reżyserii, scenariusza i aktorstwa nie zawsze wystarcza, aby porwać masy. Ten film zachwyci każdego, największych dyletantów i najznamienitrzych znawców. Niepokojący jest fakt, ze ten obraz to tak naprawdę gloryfikacja bandytów i morderców, których wszyscy pokochali. [Marinhos Stefansky]
Ojciec Chrzestny nie bez przyczyny uważany jest za jeden z najlepszych filmów w historii kinematografii. Jest to jeden z rzadkich przypadków, gdy uśredniona opinia milionów ludzi na całym świecie rzeczywiście odpowiada stanowi faktycznemu. Każda scena, każdy bohater, niemal każdy dialog ociera się o czysty geniusz. Jedną prawdziwą wadą „Ojca Chrzestnego” jest portretowanie gangsterów, jako ludzi honoru. Ich profesja jawi się wręcz, jako jeden z najbardziej romantycznych zawodów świata. My jednak wiemy, że to czysta kreacja, więc możemy raczyć się „Ojcem Chrzestnym” niczym najmocniejszym narkotykiem (to tylko pretensjonalna przenośnia, nie propagowanie nałogów). [Piotr Han]
To bodaj największa rozkmina całego plebiscytu – docenić bardziej część pierwszą czy drugą gangsterskiego fresku Coppoli? Wszak obie są jednością i doskonale się uzupełniają. Rozsądek pod postacią matematyki nakazuje jednak zwrócić się ku „Part I” – w końcu była pierwsza. No i poza tym posiada ona dwa mocne atuty, których nie uświadczymy w równie dobrym sequelu, a które znacząco wpłynęły zarówno na odbiór sagi, jak i jej ogólny wizerunek. Mowa rzecz jasna o zmęczonej życiem twarzy Don Vito, który właśnie wrócił od dentysty, oraz o jego pierworodnym, Sonnym, który w osobie Jamesa Caana przepięknie miota się po ekranie i dosłownie zabija charyzmą. Już choćby te dwie postaci sprawiają, że seans tego filmu jest propozycją nie do odrzucenia, a trzygodzinna projekcja, nawet jeśli przynudza tu i ówdzie, nie będzie czasem straconym. [Mefisto]
Ameryka to stabilizacja. Ameryka to pewność i bezpieczeństwo. Ameryka to demokracja i sprawiedliwość. Co może dać więcej gwarancji aniżeli ona, ta mityczna kraina mlekiem i miodem płynąca, ta meta dla pielgrzymów spragnionych szczęścia, raj niekończących się możliwości? Tylko jedna rzecz. Tradycja. Tradycja więzów wdzięczności, honoru i przyjaźni, o której pamięć powraca w chwili kryzysu, kiedy zdajesz sobie sprawę, w swojej bezsilności i oburzeniu na mechanizmy władzy, na wybiórczą sprawiedliwość, na mielącą machinę ślepego prawa, że nigdy nie rozumiałeś tego, w co wierzysz… [Deina, fragment analizy]
100 – 76
75 – 51
50 – 41
40 – 31
30 – 21
20 – 11
10 – 1
Suplement do rankingu