search
REKLAMA
Seriale TV

NAJLEPSZA ODSŁONA SERIALOWEGO MARVELA? Recenzja 3. sezonu “Daredevila”

Filip Pęziński

21 października 2018

REKLAMA

W kwietniu 2015 roku na platformie streamingowej Netflix pojawił się pierwszy sezon Daredevila. Był to początek współpracy między serwisem a Marvel Television. Oto dostaliśmy aktorski serial superbohaterski na poziomie do tej pory zupełnie niespotykanym. Znakomita realizacja, sprawna historia, doskonale dobrana obsada i wierność duchowi pierwowzoru. Na mocy współpracy powstały kolejne seriale – o Jessice Jones, Luke’u Cage’u, Iron Fiście, a w konsekwencji serial łączący wszystkie te postaci, czyli The Defenders. Świat, który nieco ponad trzy lata temu zapowiadał się jako początek nowej jakości superbohaterów małego ekranu, dziś jest na ostrym zakręcie.

Drugi sezon Daredevila ugiął się pod ciężarem dwóch, równolegle prowadzonych i zupełnie do siebie niepasujących wątków (Punishera i Elektry) oraz rozczarował pisanym na kolanie i równie kiepsko zrealizowanym finałem. Iron Fist po dwóch chłodno przyjętych sezonach został nieco ponad tydzień temu anulowany. Ledwie wczoraj podobny los – również po dwóch zbierających mieszane recenzje sezonach – spotkał Luke’a Cage’a. Negatywne przyjęcie The Defenders doprowadziło do decyzji producentów o niekontynuowaniu tego formatu. Drugi sezon Jessiki Jones w najlepszym wypadku podzielił fanów, bardzo dobrze przyjęto za to – pierwotnie nieplanowanego – Punishera. Tymczasem Disney zaczął tworzyć własną platformę streamingową i wszystko wskazuje na to, że współpraca z Netfliksem powoli będzie zmierzać ku końcowi (na razie trwają prace tylko nad trzecim sezonem Jessiki Jones i kontynuacją Punishera). Czy trzeci sezon Daredevila to ostatnie spotkanie z niewidomym mścicielem? I jeśli tak, czy jest to godne pożegnanie z tym bohaterem?

Powrót do Hell’s Kitchen

daredevil-sezon-3

Sezon kontynuuje wątki z finału The Defenders i pokazuje nam powrót Matta Murdocka do sprawności fizycznej, zmiany zachodzące w jego życiowej filozofii (bardzo ciekawy motyw kryzysu wiary, która jest ważnym elementem postaci Murdocka), a w konsekwencji jego kolejną bitwę o Hell’s Kitchen. Całość bazuje na kultowym komiksie Odrodzony Franka Millera, w którym Kingpin w akcie zemsty postanawia całkowicie zniszczyć życie Matta Murdocka. Ale jest to zaledwie inspiracja, zresztą niejedyna (czuć tutaj chociażby komiksy Eda Brubakera). Nie ma mowy o odtwórczym kopiowaniu pierwowzoru. Swoje mocno rozbudowane wątki dostają także Karen Page i Foggy Nelson. Twórcy postanowili rzucić odrobinę światła na przeszłość każdego z nich – dzieciństwo Matta spędzone w sierocińcu, sygnalizowaną już w pierwszym sezonie młodość Karen czy w końcu kilkukrotnie wspominane wcześniej relacje Foggy’ego z rodziną. Z powodzeniem wprowadzane są także nowe postaci – w serialu znajdzie się chociażby bardzo ważny dla historii i ciekawie poprowadzony wątek agenta FBI Raya Nadeema.

Prawdziwymi gwiazdami i najjaśniejszymi punktami tegorocznej odsłony serialu pozostają jednak antagoniści. Twórcy idą drogą wyznaczoną przez Powrót Batmana, Mrocznego Rycerza czy ostatnio Avengers: Wojnę bez granic i niejako ustawiają głównego protagonistę w drugim rzędzie, aby w pełni dać się rozwinąć jego adwersarzom. Po pierwsze wprowadzają doskonale znanego fanom komiksów i tym widzom, którzy widzieli Daredevila z Benem Affleckiem, postać Bullseye’a (w samym serialu swoim komiksowym pseudonimem jednak nigdy nie nazwaną). Znakomicie przy tym ją budują i względem komiksu reinterpretują. Najmocniejszym punktem sezonu jest jednak powracający w wielkim stylu Wilson Fisk, znany też jako Kingpin. Wydaje się, że scenarzyści poświęcają mu najwięcej czasu, a Vincent D’Onofrio ponownie udowadnia, że jest obsadowym strzałem idealnym. Fisk w trzecim sezonie to postać być może jeszcze ciekawsza niż ta budowana w dwóch poprzednich. Jest to antagonista totalny, który precyzyjnie planuje każdy swój ruch, bezbłędnie przewiduje z kolei posunięcia drugiej strony. Jest groźny, budzi paraliżujący strach, ale i szacunek. W trakcie całego sezonu widz ma wrażenie, że Kingpin stanowi istny tajfun – bezwzględną siłę natury, której zwyczajnie nie da się powstrzymać. Sprawia to, że czujemy ciągły niepokój i niepewność o losy protagonistów. Serialowy Kingpin to zdecydowanie jeden z najlepszych ekranowych przeciwników pośród wszystkich ekranizacji amerykańskich komiksów superbohaterskich.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na "Batmanie" Burtona, "RoboCopie" Verhoevena i "Komando" Lestera. Miłośnik filmów superbohaterskich, Gwiezdnych wojen i twórczości sióstr Wachowskich. Najlepszy film, jaki widział w życiu, to "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA