NAJBARDZIEJ PRZEREKLAMOWANE FILMY 2016. Lista subiektywna
Nowy początek
Znakomita rola Amy Adams, fenomenalna muzyka i wywołująca ciarki atmosfera pierwszych trzydziestu minut tych bliskich spotkań z przybyszami z innej planety – to przyznaję bez bicia. A potem festiwal i owszem, kosmicznej, ale głupoty. Od momentu wejścia na statek Obcych nic tu nie ma najmniejszego sensu już choćby na poziomie podstawowym. Niewiarygodna jest zarówno nasza bohaterka, wojsko, kosmici, jak i dramatyczne próby kontaktu – kluczowe wszak dla fabuły. To dzieło z charakterem, ale kompletnie nieprzemyślane. I, co gorsza, im dalej w las, tym bardziej grające widzowi na nosie, wręcz śmieszne w swej grobowej powadze. Zdecydowanie najgorsze dzieło tego reżysera, który oskarżany o brak dna w, mimo wszystko dalece bardziej konsekwentnym Sicario, przekombinował w drugą stronę. Nieładnie.
Pokój
Ponoć wyjątkowa książka. Ponoć także niezapomniany film. Ponoć, bo seans, z którego ja wyszedłem, wydawał się zapowiadać więcej, niż w rezultacie zaoferował. Podejrzewam zresztą, że gdyby nie wyjątkowo dojrzała kreacja małoletniego Jacoba Tremblaya (bez kitu wyglądającego na ekranie jak dziewczynka – ot, znak czasów) i wiadoma scena z nieboskłonem, zachwytów byłoby znacznie mniej. Już nawet kij z logiką sytuacji wyjściowej, którą albo się kupuje, albo nie. Najbardziej razi ogromny spadek fascynacji całą historią po opuszczeniu przez twórców tytułowej lokacji. Film w ciągu kilku minut zamienia się wtedy w nudny dramacik telewizyjny. W sam raz do rosołu.
Smoleńsk
No dobra, żartowałem…
Spotlight
Mocna ekipa aktorska, niewygodny temat, stos nagród i nominacji oraz lotny i bogaty gatunek, z którego można czerpać garściami. Skończyło się jednak na tym, że największe wrażenie robią tutaj dopowiadające fabułę napisy końcowe, które czynią to, czego nie udało się twórcom – skłaniają do refleksji. Cała reszta nie tylko nie osiąga stanu wrzenia, co niemal cały czas pozostaje letnia. Bohaterowie snują się po biurach i ulicach, wypytują ludzi, zadają drażliwe pytania, ale za grosz w tym dramaturgii, emocji, napięcia. Niby reżyser podsuwa kolejne tropy, bawi się niuansami, ale koniec końców najlepsze sceny ucina, a najbardziej kontrowersyjne wątki zabija szybko w zarodku. Zamiast wykrzyczeć głośno jak jest, nieśmiało szepce do ucha. Dlatego jego manifest ulatuje z głowy bardzo szybko. A nie powinien.
Zwierzogród
Jedna z najbardziej zakłamanych współczesnych animacji – z gracją słonia w składzie porcelany sprzedaje dzieciom slogany, które za kilkanaście lat będą je przyprawiać o wrzody (zresztą pałętający się po kinowej sali najmłodsi wydawali się niezbyt zainteresowani całą intrygą). Fabuła sympatycznie bawi się gatunkowością, clou dramatu traktując jednakże po łebkach. Równie biernie bierze się tutaj na tapetę bogaty świat przedstawiony oraz jego mieszkańców – tak jakby wystarczyło, że są kolorowi i wycięci z gotowego szablonu. Ponownie w dodatku całe show kradnie epizodyczny dowcip z trailera, zagarniający całą sympatię. No i główna bohaterka… słodkie ucieleśnienie Wielkanocy o jakże wyszukanych personaliach. W idealnym świecie przed podobnym testem powinna zostać postawiona mniej oczywista postać z drugiego planu – żółw, chomik, ryjówka albo właśnie… leniwiec. Wtedy mielibyśmy o czym rozmawiać.
Wyróżnienie spoza kin polskich:
Hunt for the Wilderpeople – internety huczą od braw, a ja się trochę nudziłem na tym co prawda lekkim i sympatycznym, ale do cna przebajerzonym, pełnym sucharów i nieśmiesznych puent filmie, który miejscami stanowił swoją własną parodię. Raczej zawód.
A wkrótce część druga, tym razem i wbrew powszechnej opinii, pełna optymizmu!
korekta: Kornelia Farynowska