search
REKLAMA
Artykuł

MIASTO KOBIET. 40 lat od premiery

Janek Brzozowski

31 marca 2020

REKLAMA

Przyglądając się Miastu kobiet z bliska, warto podjąć jeszcze jeden, znacznie mniej oczywisty trop. Łączyć należy go z postacią współscenarzysty – Bernardino Zapponiego, włoskiego pisarza, poety, zadeklarowanego fana twórczości Franza Kafki, którego Fellini również cenił bardzo wysoko. Dość wspomnieć, że autor Słodkiego życia długo nosił się z zamiarem monumentalnej (jakżeby inaczej!) adaptacji Ameryki (wokół przygotowań do tej adaptacji oscyluje nawet jeden z głównych wątków Wywiadu). Niestety, ostatecznie projekt upadł i wylądował wśród tych nigdy niezrealizowanych, zajmując zaszczytne miejsce obok sławetnej Podróży G. Mastorny i Miłosnej historii (projektu, który swego czasu miał być realizowany we współpracy z samym Ingmarem Bergmanem). Adaptacji Kafki par exellence w filmografii Felliniego więc nie odnajdziemy. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy doszukiwać się wątków kafkowskich w dziełach, jak zwykł go nazywać na kartach swej książki Zapponi, Czarodzieja z Rimini. Współscenarzysta Miasta kobiet gorąco nas nawet do tego zachęca pisząc, jakoby „Kafka stanowił niewyczerpane źródło natchnienia Felliniego, wszechobecne w każdym jego filmie”10.

Czy rzeczywiście w każdym? Tutaj można by się z Zapponim spierać. Z pewnością jednak istnieją solidne podstawy do tego, aby w kluczu kafkowskim (straszny jest ten przymiotnik, ale jakże użyteczny) interpretować właśnie Miasto kobiet. Atmosfera sennego koszmaru, irracjonalne, przytłaczające poczucie winy towarzyszące bohaterowi, jego bierna, uległa postawa wobec rzeczywistości, jawna niechęć, a nawet wrogość otoczenia, permanentne odosobnienie, wreszcie osąd (trybunał kobiecy), wyrok i jego wykonanie – to wszystko w filmie Felliniego odnajdziemy bezproblemowo. Spadając wraz z przebitym balonem, Snaporaz w jednej z ostatnich chwil swojego życia-snu dostrzega piękną, błękitnooką dziewczynę – kobietę idealną. Zafascynowany jej nagłym pojawieniem się oraz nieodpartym urokiem, pyta: „Ktoś ty?”. Maria Kornatowska słusznie zauważa, że fragment ten do złudzenia przypomina moment poprzedzający śmierć Józefa K. z Procesu, kiedy to protagonista „dostrzega w oddali otwierające się okno i zastanawia się, kim może być człowiek, który je otworzył”11. Śmierć i tajemnica, która jej towarzyszy. Badaczka konkluduje jednak, i ja się pod tą konkluzją bez wahania podpisuję, że „opowieści Kafki przypominają dręczące senne koszmary, od których nie ma ucieczki ni ocalenia. Fellini zbyt kocha życie, by ulec całkowicie ciemnej stronie snu. W tunelach jego filmów błyska choćby w najodleglejszej dali promień światła. Zorza wschodząca”12. W przypadku Miasta kobiet taką zorzą jest oczywiście finałowa pobudka głównego bohatera – wzięcie w ogromny nawias wszystkiego, co zostało nam zaprezentowane na ekranie. Koszmar, ale bynajmniej nie dręczący.

Fellini i Mastroianni na planie <em>Miasta kobiet<em>

Filmy nie powstają w próżni – Miasto kobiet jest doskonałą egzemplifikacją tej tezy. Bernardino Zapponi podkreśla w swojej książce, że „w czasie, jaki upłynął między napisaniem scenariusza a realizacją filmu, wybuchła wyjątkowa gwałtowna fala feminizmu”. Rzymskie feministki przejęły ośrodek przy ulicy Governo Vecchio, okupując go w ramach protestu – karykaturalna wizja kongresu, która znalazła się w scenariuszu Miasta kobiet (a później na ekranie), nagle przestała wydawać się aż tak nieprawdopodobna. Zaniepokojony rozwojem wydarzeń Fellini postanowił wysłać Zapponiego do okupowanego budynku, aby zbadał sytuację i skonsultował scenariusz z grupą feministek-buntowniczek (o ile oczywiście wyrażą one wpierw zainteresowaniem projektem). Wyprawę na Governo Vecchio Zapponi opisał w charakterystyczny dla siebie, literacki, humorystyczny (raczej negatywnie wpływający na wiarygodność przekazu) sposób:

Bojaźliwie przekroczyłem próg tego przybytku. W obszernym przedsionku wzrok mój padł na roztrzaskaną skrzynkę pocztową bez dna i masę listów walających się po podłodze oraz napis na ścianie: „Drogie panie feministki, to nie samiec prosi was o zainstalowanie nowej skrzynki”, podpisano „Listonosz”. Po schodach dostałem się do wielkich sal na piętrze. Wszędzie tylko kobiety. Czułem się jak Murzyn zwiedzający siedzibę Ku-Klux-Klanu. Przyglądały mi się, marszcząc brwi, jakby pytały: a ty tu czego, do cholery, szukasz? Wytłumaczyłem im, że wspólnie z Fellinim napisaliśmy taki oto scenariusz i mimo iż akcja toczy się w zupełnie wyimaginowanym obszarze, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, pragniemy uwzględnić narodziny nowej „świadomości” feministycznej i z przyjemnością wzbogacimy scenariusz o szczegóły z akcji, którą właśnie kierują…13

Ostatecznie grupa z Governo Vecchio nie zdecydowała się na konsultacje scenariuszowe (Fellini skontaktował się w późniejszym terminie z bardziej skorymi do współpracy feministkami), radząc jedynie Zapponiemu, aby „przeczytał ich broszury, wysłuchał parę odczytów Magdaleny i dokładnie zgłębił ideologię feminizmu”, a dopiero później wrócił z przygotowanym uprzednio zestawem pytań (jak dla mnie – całkiem rozsądna propozycja). Ile w tej przedziwnej historii prawdy, a ile rozbuchanej, nasyconej kinem i literaturą wyobraźni współpracownika Felliniego? Obawiam się, że nigdy nie poznamy odpowiedzi na to przydługie pytanie.

Miasto kobiet zadebiutowało na włoskich ekranach 28 marca 1980 roku – niemalże dokładnie 40 lat temu. Wchodziło do kin w atmosferze obyczajowego skandalu, co „z początku działało magnetycznie na widownię”14 (podobna, identyczna wręcz sytuacja spotkała dwadzieścia lat wcześniej Słodkie życie). Film szybko rozczarował jednak tych, którzy zdecydowali się na seans ze względu na kontrowersje – dla takich odbiorców okazał się on zbyt długi, męczący, trudny w odbiorze. Do gustu nie przypadł również feministkom, które dostrzegły w nim „kpiący, wykrzywiony wizerunek własnej postawy”15. Nawet recenzje zebrał mieszane, wielu włoskich dziennikarzy krzyczało w nagłówkach, że: „Mistrz się powtarza! Kręci się w kółko! Nie ma nic nowego do powiedzenia!” (stały zarzut, jeżeli chodzi o późne filmy Felliniego – być może to krytycy, a nie artysta, kręcą się w kółko). Czy komuś Miasto kobiet w ogóle się spodobało? Najpewniej jedynie prawdziwym, oddanym fanom Czarodzieja z Rimini – tym, którzy rozumieją, że artyści tworzący własne mitologie (a do takich z pewnością zaliczyć można reżysera Osiem i pół) piszą przez całe życie, całą karierę tę samą, wielotomową powieść, malują ten sam obraz, eksploatują ten sam, „własny” świat. Kręcą ten sam film, w przypadku Felliniego – to samo arcydzieło.

10 B. Zapponi, op.cit., s. 111.

11 M. Kornatowska, op.cit., s. 216.

12 M. Kornatowska, op.cit., s. 216.

13 B. Zapponi, op.cit., s. 101-102.

14 M. Kornatowska, op.cit., s. 218.

15 M. Kornatowska, op.cit., s. 218.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA