Robin Williams: Dzięki za wszystko, Kapitanie – biografia
Dla pokolenia dorastającego w latach dziewięćdziesiątych Robin Williams był kimś wyjątkowym. Jego roześmiana twarz przywodzi na myśl wspomnienia z czasów dzieciństwa. Gdzieś tam, dawno temu, były kapsle, karteczki, kartridże do Pegasusa, klocki Lego, był i on. Hook, Pani Doubtfire, Jumanji, Flubber – długie godziny spędzone przed ekranami kineskopowych telewizorów. Właśnie dlatego samobójstwo aktora dotyka wielu z nas tak bardzo. Wraz ze sobą Williams zabrał kawałek naszego dzieciństwa. Kiedy odchodzi ktoś, kogo zna się od lat, warto się pożegnać. Ja również czułem taką potrzebę. Traktuję ten tekst jako symboliczną świeczkę. Dzięki za wszystko, Kapitanie.
***
Przed spotkaniem Roberta Fitzgeralda Williamsa, Laura McLaurin zarabiała na życie jako modelka. Zawód męża i otwierające się przed nim perspektywy zawodowe zadecydowały o tym, że niespełna trzydziestoletnia kobieta zrezygnowała z dalszego podążania tą ścieżką. Para zostawiła za plecami bagienne tereny Luizjany, będące domem Laury, i przeniosła się do tętniącego życiem Chicago. Robert, pnący się po kierowniczej drabinie firmy założonej przez Henry’ego Forda, był w stanie zakupić tam duży i dobrze wyposażony dom. Jedynym elementem, który dzielił małżeństwo od realizacji amerykańskiego snu był brak potomstwa. Sytuacja nie trwała jednak długo. Po narodzinach pierwszego syna, Roberta, 21 lipca 1951 na świat przyszło ich drugie dziecko. Chłopiec został nazwany Robin, Robin McLaurin Williams.
W żyłach młodzieńca płynęła iście wybuchowa mieszanka. Anselm J. McLaurin, prapradziadek Robina, był szanowanym i statecznym gubernatorem stanu Mississippi. Jego błękitna krew mieszała się jednak z tą intensywnie czerwoną, o wiele bliższą normalnemu życiu. Williams mógł pochwalić się korzeniami angielskimi, walijskimi, szkockimi, irlandzkimi, niemieckimi oraz francuskimi. Przodkowie Anselma musieli przebyć niegdyś długą drogę, zwiedzając przy okazji spory kawałek Wysp Brytyjskich. Młodego Robina nie interesowały jednak genealogiczne zawiłości. Przez długi czas jego głównym problemem była otyłość oraz związany z nią brak akceptacji ze strony rówieśników. Właśnie z tego powodu najmłodsze lata upływały Williamsowi pod znakiem samotnych zabaw w wielkim, pustym domu rodzinnym. Pewność siebie powróciła do niego dopiero w szkole średniej, kiedy to tusza została pokonana przez regularne uprawianie zapasów oraz lekkiej atletyki. Ten okres życia był dla Robina ważny jeszcze z jednego powodu. Chłopak zorientował się, że dobrym sposobem na zdobycie szacunku wśród innych dzieciaków jest doprowadzenie ich do śmiechu.
W 1967 ojciec Williamsa skorzystał z prawa do wcześniejszej emerytury. Rodzina opuściła Chicago i przeniosła się do słonecznej Kaliforni. Na miejscu Robin ukończył edukację w Redwood High School i zdecydował się na podjęcie studiów politycznych w męskim college’u w Clermont. Prócz grania w piłkę nożną, jednym z zajęć dodatkowych wybranych przez chłopaka były lekcje improwizacji aktorskiej. Pozornie nic nie znaczący wybór okazał się jednym z przełomowych momentów w życiu Williamsa. Aktorstwo okazało się czymś, co sprawiało mu ogromną satysfakcję. Wkrótce Robin porzucił kurs politologii i, po krótkim epizodzie z klasą teatralną w Marin College, dostał się do prestiżowej Julliard School, mieszczącej się w Nowym Jorku.
Mimo bardzo dużej ilości kandydatów, to właśnie Williams znalazł się w wybranej dwudziestce. Co więcej, po zakończeniu pierwszego etapu nauki opiekun roku – John Houseman, znany chociażby ze współpracy z Orsonem Wellesem – stwierdził, że do dalszej drogi gotowych jest jedynie dwóch uczniów. Pierwszym z nich był Christopher Reeve, drugim Robin Williams. Panowie zaprzyjaźnili się na tyle, że to właśnie Williams był jednym z pierwszych gości, jakich przyjął Reeve po swoim feralnym wypadku w roku 1995. Sparaliżowany aktor wspominał, że dzięki wizycie kumpla uśmiechnął się i stwierdził, że jakoś to będzie. Wchodząc do pokoju Reeve’a Williams już od progu wcielił się w rolę rosyjskiego doktora, który przyszedł do pacjenta, aby przeprowadzić zabieg kolonoskopii. Zresztą, aktor odkrył w sobie talent komediowy o wiele wcześniej. Jego fascynacja stand-upem oraz własne próby mierzenia się z tą trudną sztuką doprowadziły do tego, że zdecydował się porzucić Julliard i powrócić na zachodnie wybrzeże. W drodze do Los Angeles towarzyszyła mu Valerie Velardi, tancerka, pierwsza małżonka oraz przyszła matka jego syna, Zachary’ego.
Przybysz z innej planety
Po powrocie do Kalifornii Robin Williams występował w wielu klubach, które gromadziły spragnionych humoru mieszkańców Miasta Aniołów. Jego stand-upowe popisy musiały odbić się echem wśród lokalnych producentów, ponieważ w roku 1977 aktor otrzymał swój pierwszy telewizyjny angaż – pojawił się w autorskim programie Richarda Pryora, znanego w Polsce głównie jako rozkrzyczany niewidomy z filmu Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. NBC szybko porzuciło, zdaniem wielu niesłusznie, chęć kontynuacji The Richard Pryor Show. Nie znaczy to jednak, że Williams na stałe pożegnał się z telewizyjnymi odbiornikami. Niedługo po rólce u boku czarnoskórego komika, aktor zawitał do biura Garry’ego Marshalla, twórcy niezwykle popularnego sitcomu Happy Days. Marshall planował właśnie odcinek specjalny, w trakcie którego jeden z bohaterów serialu przedstawiającego wyidealizowane życie w Ameryce lat pięćdziesiątych zostaje porwany przez kosmitów. W trakcie przesłuchania do roli, jeśli wierzyć legendom, Williams zachował się jak przybysz z innej planety. W momencie, gdy Marshall poprosił go o zajęcie miejsca, ten miał próbować usiąść na głowie producenta. Twórca Happy Days znalazł swojego kosmitę. Dla Williamsa drzwi biura Marshalla miały okazać się natomiast drzwiami do wielkiej kariery.
Aktor wykreował w serialu rolę Morka, przybysza z odległej planety Ork. Mimo tego, że główny zarys postaci stworzyli scenarzyści serii, to duża część dialogów i zachowań postaci była owocem szalonej improwizacji samego Williamsa. Amerykańscy widzowie dosłownie zakochali się w nowym bohaterze. Występ w Happy Days okazał się tak dużym sukcesem, że stacja ABC z marszu zdecydowała się na stworzenie spin-offu, w którym główną rolę odgrywałby właśnie popularny kosmita. Już w roku 1978 na antenie pojawił się sitcom Mork & Mindy. Williams odgrywał w nim rolę znaną widzom z Happy Days, zmianie uległo jednak tło jego wygłupów. Mork nie rozśmieszał już na tle Ameryki doby lat pięćdziesiątych, lecz odwoływał się do problemów znanych współczesnym mieszkańcom Stanów (tłem serialu stały się oczywiście lata siedemdziesiąte). Seria odniosła duży sukces. Zakończono ją po emisji niemal stu odcinków, w roku 1982. W tym czasie Williams był bardzo dobrze rozpoznawalnym stand-uperem (w roku 1978 zrealizował dla HBO show zatytułowany Off The Wall, w roku 1982 odnowił natomiast współpracę występem An Evening with Robin Williams), rozpędu zaczęła nabierać również jego kariera w Krainie Snów.