POCIĄG DO HOLLYWOOD. AGATA BUZEK. Polska Tilda Swinton?
Strategia polskich mediów jest dla mnie prawdziwą zagadką. Nie rozumiem dlaczego tak wiele mówi się w nich o „karierze” Weroniki Rosati w Hollywood. Mam wrażenie, że ona sama nie jest wcale zainteresowana tym szumem, na co wskazuje wyraźne podkreślanie przez nią wielkości (małości?) jej ról oraz żartowanie na temat wycinania jej scen w montażu.
Dopisywanie nazwiska Rosati do materiałów promocyjnych filmu czy doklejanie jej wizerunku na plakatach robi tej dziewczynie krzywdę – zakrawa to przecież o śmieszność. Trzeba przyznać, że ma ona ciekawą urodę, zna się na kinie (warto poczytać jej felietony o gwiazdach Hollywood) i nie jest pozbawiona talentu, co pokazała choćby w „Pittbullu” i „Obławie”. Ale jej amerykańskie rólki to po prostu epizody – nieuważny widz może w ogóle nie zauważyć jej obecności na ekranie. Ona sama podchodzi do tego chyba z dystansem, ciesząc się, że ma możliwość choć krótkiej współpracy z takimi nazwiskami jak Christopher Walken, Morgan Freeman czy Michael Douglas (w końcu – kto by się nie cieszył?), jednak media z tej przygody robią hollywoodzką karierę. Pisanie o tym, że Weronika jedzie do Los Angeles promować„Iceman: Historia mordercy”, to po prostu żart – wypowiada w tym filmie dosłownie dwa zdania i z pewnością nie jest dla niego żadną reklamą.
Skąd ten przydługi wstęp? Ano stąd, że zeszłoroczna rola Agaty Buzek w „Kolibrze” przeszła w naszych mediach niemal bez echa. Dla tych co nie bardzo kojarzą – jest to reżyserski debiut Stevena Knighta, nominowanego do Oscara scenarzysty „Wschodnich obietnic” i „Niewidocznych”. W głównej roli występuje Jason Statham, a partneruje mu nie kto inny jak właśnie córka byłego premiera. Budżet „Kolibra” nie był może imponujący, ale osoby pracujące przy nim to prawdziwa śmietanka. Oprócz Knighta był to np. Dario Marianelli (laureat Oscara za muzykę do „Pokuty”), Chris Menges (dwukrotnie nagradzany Oscarem operator) czy Paul Webster, producent „Anny Kareniny” oraz „Dumy i uprzedzenia”. Nie należy też zapominać o tym, jak gorącym nazwiskiem jest Statham, który tutaj wreszcie pokazuje coś ponad mięśnie. Film w USA pojawił się co prawda w ograniczonej ilości kopii, ale poza tym dystrybuowany był właściwie na całym świecie – od Portugalii, przez Francję, Rosję, Izrael, Japonię, Kuwejt, aż do Meksyku. W polskich kinach natomiast nie było dane nam go zobaczyć…
Zakonnica z siłą rażenia
No i mam z tym problem. Jasne, „Koliber” nie jest żadnym wybitnym filmem, ale i tak prezentuje wyższy poziom od pewnie połowy tytułów, które są pokazywane w naszych kinach. Jason Statham to przecież bardzo popularny aktor, a jego równorzędną partnerką w tym filmie jest stuprocentowa Polka. Doklejanie jej zdjęcia na plakatach byłoby całkowicie zrozumiałe i usprawiedliwione. A jednak „Koliber” w ogóle nie pojawił się na polskich ekranach. Gdy porówna się to z żałosną promocją kilkuminutowego udziału Rosati w przeciętnym „Largo Winch 2”, powstaje mętlik w głowie. Czyżby naprawdę chodziło tylko o urodę? O to, że jedna wpisuje się w wizerunek pięknej Polki co to ma najwięcej witaminy itd., a druga nie? O to, że do jednej z nich można podpinać wyssane z palca teorie o podkochujących się w niej słynnych kolegach z planu, a do drugiej niekoniecznie? Tylko o to chodzi?
Agata Buzek nie jest klasyczną pięknością – powiedzmy to sobie szczerze. Jest raczej aktorką charakterytyczną, wpisującą się w konkretny typ ról, ale najważniejsze jest to, że po prostu ma talent. Nie bez powodu kilka lat temu została wyróżniona nagrodą Shooting Star dla najlepiej zapowiadających się europejskich aktorów. Dzięki temu dyrektor castingu „Kolibra” pamiętała o niej i zaproponowała jej udział w zdjęciach próbnych. Buzek dostała rolę i spisała się w niej naprawdę dobrze. Trudno jej samej coś zarzucić – jej postać rozpisana została dość jednowymiarowo, a mimo to polska aktorka jest w niej wiarygodna. Gorzej jeśli chodzi o chemię między nią a znanym Brytyjczykiem. Tej bowiem nie zaobserwowano – w nietypowy romans, który wywiązuje się między zakonnicą a przystojnym dezerterem, trudno uwierzyć. Z drugiej strony, być może tak właśnie miało to wyglądać. Reżyser od początku twierdził, że jest to wyjątkowa para, a obsada głównych ról sprawia, że nikt nie pomyślałby o takim dopasowaniu.
Polska aktorka otrzymała za ten występ kilka naprawdę dobrych recenzji. Mówi się o niej jako intrygującej nowej twarzy, one to watch (m.in „TimeOut London”, „NY Daily News”). Nazywana jest dobrym, odświeżającym wyborem na nową partnerkę Stathama. Krytyk „View London” jest Buzek wręcz zachwycony – pisze, że jest ona wspaniała jako siostra Cristina, a jej ciepło, ludzkość i subtelny humor tworzą emocjonalne serce filmu. Poleca „Kolibra” swoim czytelnikom jako możliwość zetknięcia się z potencjalną nową gwiazdą. Choć brzmi to aż zbyt pięknie, trzeba przyznać, że miło czyta się takie słowa, nawet jeśli nie pochodzą z najbardziej prestiżowych magazynów filmowych.
To była właściwie pierwsza taka rola Buzek – grała już na pierwszym planie za granicą, ale w Niemczech. Wystąpiła na przykład w tytułowej roli w filmie „Valerie” z 2006 roku. Choć nie jest to kino głównego nurtu, polska aktorka zaliczyła udaną, chwaloną rolę u naszych zachodnich sąsiadów. W przyszłym roku w niemieckich kinach powinien się zresztą pojawić kolejny obraz z jej udziałem. Po angielsku Buzek grała natomiast w „Nightwatching” Petera Greenawaya oraz „Wichrach kołymy” u boku Emily Watson. Trzeba jednak zaznaczyć, że były to koprodukcje z polskim wkładem finansowym i przydział ról dla Polaków odbywał się w nich niejako „z urzędu”. Poza tym filmy te krążyły po świecie głównie w obiegu festiwalowym.
Choć Buzek nie zamierza opuszczać Polski, w jednym z wywiadów stwierdziła, że możliwość pracy nie tylko w kraju, ale i za granicą, to jedno z jej największych marzeń. Być może zresztą będzie miała taką okazję już niebawem – Steven Knight promując swój najnowszy film „Locke” przyznał, że bardzo chętnie ponownie współpracowałby z Agatą. Oprócz angielskiego aktorka posługuje się też francuskim i niemieckim, więc rynek filmowy teoretycznie stoi przed nią otworem. Wierzę, że „Koliber” to film, który może zwrócić na nią uwagę osób z branży, a jej nietypowa uroda powinna w tym tylko pomóc – aspirujących ślicznotek jest już przecież i tak zbyt wiele.
Buzek została zresztą zapamiętana z uroczystej premiery filmu w Londynie – chwalono jej otwartość i oryginalny styl, a eksperci modowi zestawiali jej nazwisko z samą Tildą Swinton. Jeden z brytyjskich tabloidów napisał też o „niepokojącej chudości” aktorki, publikując jej zdjęcia w trakcie palenia papierosa. To właśnie głównie w tym kontekście o jej udziale w filmie rozpisywały się polskie portale. Owszem, wychudzona aktorka rzeczywiście ściągała na siebie uwagę. Przechadzając się po czerwonym dywanie nie wyglądała na okaz zdrowia, ale należy pamiętać, że w rzeczy samej tym okazem nie jest (przez lata zmagała się z ziarnicą złośliwą).
Postawmy sprawę jasno: „Koliber” nie jest wielkim osiągnięciem ani pod względem artystycznym, ani komercyjnym. Być może był pierwszą i ostatnią szansą Buzek na zaistnienie w tak dużej międzynarodowej produkcji. Niemniej jednak jest to pierwszoplanowa rola w znanym filmie i szkoda, że polscy widzowie nie dostali szansy zobaczenia jej na dużym ekranie. Jak widać na tym przykładzie, bardziej od rzeczywistego sukcesu polskiego aktora na zachodzie interesuje nas wyobrażenie o nim – wyolbrzymione, wyidealizowane i w gruncie rzeczy nierealne. Chcę to nawet zrozumieć, tłumacząc sobie, że w mediach liczy się młodość, piękno, seks itd. No i OK, Weronika Rosati w „Last Vegas” paraduje w obcisłej miniówie, siadając na parę sekund na kolanach Kevina Kline’a. Ale… Buzek jako zakryta od stóp do głów zakonnica całuje się z Jasonem Stathamem. I kto tu ma większą siłę rażenia?
Zwiastun “Kolibra” [Humingbird / Redemption]:
Wypowiedź Buzek z premiery:
A tutaj wypowiedź o tej roli po polsku: