EDDIE REDMAYNE. Złote brzydkie kaczątko
Nie czuję się znawcą męskiej urody, jednak chyba nikt nie będzie oburzony, jeśli stwierdzę, że Eddie Redmayne nie należy do najprzystojniejszych gwiazdorów filmowych. Jego specyficzna aparycja nie przeszkadza mu jednak w konsekwentnym umacnianiu swojej pozycji w gronie najważniejszych aktorów Hollywood w ostatnich latach. Bo o tym, że jest jednym z najzdolniejszych, wiadomo było znacznie wcześniej.
A dokładniej większość fanów kina dowiedziało się o niepoślednim talencie Eddiego dzięki jego świetnej i bardzo wymagającej roli w Uwikłanych Toma Kalina z 2007 roku. Zagrał tam młodzieńca o skomplikowanej osobowości, pozostającego – by skorzystać z dobrodziejstw eufemizmu – w specyficznej relacji z matką. Historia zamożnej rodziny Baekelandów, której rozpad w dramatyczny sposób wpływa na rozwój jedynego syna Antony’ego (w tej roli Redmayne), eksploruje najbardziej wyniszczające emocje i popędy, na czele z bodaj największym obyczajowym tabu – związkiem matki i syna. Julianne Moore jako Barbara Baekeland uosabia wszelkie cechy postaci autodestrukcyjnej – nadużywa alkoholu, wiąże się z przypadkowymi mężczyznami, podejmuje próby samobójcze. Jej postawa nie pozostaje bez wpływu na Tony’ego, który eksperymentuje seksualnie i zatraca się w trującej mieszance traumy i melancholii. Eddie Redmayne, dla którego była to pierwsza tak duża rola, doskonale oddał zmienne nastroje swej postaci, udowadniając, że potrafi poradzić sobie z nawet najtrudniejszymi aktorskimi wyzwaniami.
Zanim objawił się światu w Uwikłanych, trudno było używać słowa kariera w odniesieniu do jego dorobku. Najpierw, jeszcze w rodzinnej Wielkiej Brytanii, pojawił się gościnnie w dwóch serialach, by następnie po raz pierwszy wystąpić w kostiumie – zagrał bowiem w uznanej produkcji Elżbieta I w reżyserii Toma Hoopera, gdzie wystąpił u boku Helen Mirren, Toby’ego Jonesa i Jeremy’ego Ironsa. Dwuczęściowy film telewizyjny zdobył trzy Złote Globy, a po tym występie wielu wróżyło Redmayne’owi sporą karierę. Świetnie odnalazł się w konwencji filmu kostiumowego, w której – jak dopiero miało się okazać – jeszcze niejednokrotnie objawi się widzom.
Kolejne role były już zapowiedziami rychłej przeprowadzki Eddiego do Hollywood – brytyjsko-australijski thriller Like Minds, w którym wcielił się w oskarżonego o morderstwo kolegi nieletniego, oraz Dobry agent, gdzie zagrał syna słynnego agenta CIA Edwarda Wilsona, były typowym przetarciem szlaku przed prawdziwym przełomem. Tym właśnie stała się dla niego znakomita kreacja w Uwikłanych – od 2007 roku Redmayne zaczął występować w Hollywood regularnie, choć na równie interesującą propozycję przyszło mu czekać niemal cztery lata. Przyszła od Simona Curtisa, reżysera wyśmienitego Mojego tygodnia z Marilyn, gdzie po raz kolejny Eddie miał okazję wcielić się w postać biograficzną – zagrał Colina Clarka, niepozornego młodzieńca, który dzięki byciu jednym z zastępu asystentów sir Laurence’a Oliviera poznaje legendarną Marilyn Monroe, spędzając z nią najlepszy tydzień w życiu. Chwilę po nim wystąpił ponownie u Toma Hoopera, tym razem w wielkobudżetowej produkcji, jaką była adaptacja musicalu Nędznicy, gdzie wyraźnie zaznaczył swą obecność mimo obecności tak charyzmatycznych aktorów, jak Hugh Jackman czy Russell Crowe.
W międzyczasie Redmayne ponownie kilkakrotnie przywdziewał krynoliny i inne sukna, występując w filmach i serialach rozgrywających się przed wiekami. Ponownie zawitał do epoki elżbietańskiej, tym razem w Elżbiecie: Złotym wieku Shekhara Kapura, wcielając się w Thomasa Babingtona, lorda Macaulaya. Jak wiemy, szlachectwo zobowiązuje, toteż Redmayne, pomimo niewielkiej wagi swej roli, wypadł obiecująco, przekonując do siebie kolejnych reżyserów, producentów, a przede wszystkim widzów. Podobnie było także w przypadku innych wystąpień Eddiego, który po Uwikłanych częściej grywał w niewielkich produkcjach niż widowiskach na miarę filmu Kapura. W drodze do kolejnej pamiętnej roli wystąpił m.in. w Błękitnym deszczu, ciekawie obsadzonym dramacie o czwórce przegranych mieszkańców Los Angeles, czy Kochanicach króla, kolejnym filmie historycznym, potwierdzającym skłonność Redmayne’a do grywania w kostiumach. Ja zapamiętałem go szczególnie z umiarkowanie udanej Czarnej śmierci, gdzie interesująco wcielił się w młodego zakonnika żyjącego w czasach epidemii dżumy, rozdartego pomiędzy przysięgą a uczuciem do pięknej kobiety. Prawdziwa Miłość w czasach zarazy, chciałoby się rzec.
Wszystkie te pozycje były jedynie drogą do czegoś większego i Eddie zdawał się to wiedzieć. Występował w przedsięwzięciach o różnych budżetach, ambicjach, a przede wszystkim – jakości, jednak musiał wierzyć, że mu się uda.
Cóż, nie miał innego wyjścia, jeśli chciał dowieść słuszności swych decyzji, gdyż jako jedyny z biznesowo-przemysłowej rodziny postanowił zarabiać na życie w inny sposób. Urodził się 6 stycznia 1982 roku w Londynie jako Edward John David Redmayne, potomek inżynierów, górników i biznesmenów, zaś w jego żyłach płynie krew Anglików, Szkotów, Irlandczyków i Walijczyków. Ta prawdziwie wybuchowa mieszanka genów sprawiła, że w słowniku Eddiego nigdy nie pojawiły się słowa takie jak porażka czy rezygnacja. Edukacja, którą pobierał w prestiżowych brytyjskich uczelniach Eton College oraz Trinity College, uwrażliwiła go na wszelkie przejawy artyzmu. Ukończył historię sztuki, a zachęcony przez rodziców od młodego wieku pobierał lekcje aktorstwa. Już w 1994 roku doczekał się debiutu na deskach teatru – wystąpił w produkcji Sama Mendesa Oliver!, choć wówczas był to zaledwie epizod. Debiut z prawdziwego zdarzenia – i to jaki! – nastąpił osiem lat później, gdy Redmayne’owi przyszło zagrać Violę, protagonistkę w szekspirowskim Wieczorze Trzech Króli. Dwa lata później zdobywał już nagrody dla najlepszych teatralnych debiutantów, zaś największy sukces sceniczny osiągnął w latach 2009-2010 dzięki występom w Red Johna Logana – najpierw w Wielkiej Brytanii, gdzie wyróżniono go prestiżową Olivier Award, a następnie w USA, gdzie zdobył nagrodę Tony, najważniejszy laur, jaki może otrzymać broadwayowski aktor.
Doświadczenia sceniczne wpłynęły zapewne na jego upodobania do ról kostiumowych w kinie – wynikających nie tylko z czasu akcji danego filmu, ale także specyfiki bohatera.
Świadczyć mogą o tym nie tylko jego kreacje w dramatach historycznych, ale także zamiłowanie do wcielania się w rzeczywistych bohaterów. Przecież wózek inwalidzki i syntezator mowy, które towarzyszyły mu, gdy wcielał się w wielokrotnie nagradzaną rolę Stephena Hawkinga, to także kostium! Nie inaczej jest w najnowszym obrazie, w którym wystąpił Eddie – nie dość, że Dziewczyna z portretu rozgrywa się w trzeciej dekadzie XX wieku, to jeszcze dotyczy postaci rzeczywistej, transgenderowej, która na ekranie przechodzi ogromną metamorfozę. Redmayne znów przywdziewa kostium, lecz tym razem pełni on inną rolę – nie jest on immanentną częścią osobowości bohatera/bohaterki, ale raczej środkiem wyrazu wspomnianej przemiany. Nietuzinkowa aparycja Eddiego i ogromny talent do wcielania się w dowolne postaci sprawiły, że Lili Elbe w jego wydaniu zyskuje prawdziwą ekranową tożsamość, staje się namacalną wręcz personą, która wyrasta ponad narzucone obyczajowo podziały płciowe.
[jg-ffw][/jg-ffw]
Jeśli w ubiegłym roku Eddie Redmayne był murowanym faworytem do wszelkich możliwych nagród aktorskich (zdobył ich, jeśli dobrze rachuję, dziesięć), o tyle w obecnym awards season raczej nie zdobędzie nagrody – pomijanie Leonarda DiCaprio chyba przestało już bawić nawet członków Akademii. Nie zmienia to faktu, że dorobek Redmayne’a już dziś prezentuje się niezwykle okazale. Wielu aktorów na podobne osiągnięcia pracuje całe lata, często musząc obejść się smakiem. Przykład wspomnianego DiCaprio jest tu bardziej niż wymowny. Gdyby jednak Akademia ponownie zdecydowała się zignorować awanse lepszego z roku na rok Leo, Eddie byłby pierwszym od czasu Toma Hanksa aktorem, który zdobył Oscara w głównej kategorii dwa lata z rzędu. Po czymś takim przechodzi się do legendy, ale czy tego właśnie życzylibyśmy Redmayne’owi? Myślę, że lepiej by się stało, by kolejny Oscar nie przytrafił mu się tak szybko. Dla Hanksa owo osiągnięcie było szczytowym w karierze – choć otrzymał potem jeszcze dwie nominacje, nigdy już nie zdobył nagrody. Eddie Redmayne ma przed sobą jeszcze wiele znakomitych ról, dlatego braku wygranej z pewnością go nie załamie.
Tym bardziej, że już za chwilę, gdy jako Newt Scamander stwierdzi, że wie o Fantastycznych zwierzętach i jak je znaleźć[1], znów zakochają się w nim miliony widzów.
[1] Spin-off serii o przygodach Harry’ego Pottera jest już na ukończeniu, a jego premiera zapowiedziana jest na listopad tego roku.
korekta: Kornelia Farynowska