search
REKLAMA
Dyskusja

LARS VON TRIER. Oceniamy wszystkie filmy na dwa głosy

REDAKCJA

16 stycznia 2019

REKLAMA

Szef wszystkich szefów (2006)

Direktøren for det hele

Obsesja von Triera: okrutny artysta dnia codziennego

Rafał Oświeciński: Pierwsza komedia w dorobku reżysera, choć śmiać się będą głównie ci, którym czarny humor, absurd i żenujące momenty nie są obce. Powiedzmy, taka okrutniejsza i bardziej wymyślna wersja Biura (bardziej tego angielskiego), która jest wypełniona sucharami, humorem sytuacyjnym i prowokacyjnymi zagraniami. Nie śmieszy? Nie zaskoczy mnie to wcale. Popłakałeś się ze śmiechu? Też mnie to nie dziwi.

Tomasz Raczkowski: Jeśli ktoś kazałby mi wskazać najsłabszy film w filmografii von Triera, wybrałbym Szefa wszystkich szefów. Choć historia aktora wynajętego do odegrania nieistniejącego prezesa firmy sprawdza się nawet jako komediodramat, to równocześnie widać w tym obrazie zmęczenie reżysera, na siłę angażującego widza i bohaterów w wyrafinowane gierki dotyczące artyzmu i kreacji, co czyni z Szefa… seans dość męczący i ostatecznie mało ciekawy, a poczucie humoru reżysera sprawdza się lepiej z dala od komedii per se.

Antychryst

Antichrist (2009)

Obsesja von Triera: człowiek w metafizycznym rozpadzie

Tomasz Raczkowski: Po swoistym kryzysie twórczym w poprzednich dwóch filmach wraz z Antychrystem von Trier powrócił do wysokiej formy. Prowokacyjny, porywający wizualnie i niejednoznaczny film to brutalny mariaż humanistycznej metafizyki z szokującym horrorem. Nawet po kilku seansach trudno stwierdzić, ile w Antychryście jest realnych refleksji Duńczyka, ile ironii, a ile przewrotnego psychologizmu. To film, który uwodzi powierzchownością, ale równocześnie zachęca, by ją odrzucić i odkryć frapującą niejednoznaczność, która stanowi jego największą siłę.

Rafał Oświeciński: To ten najbardziej dzielący widzów film von Triera. Najbardziej szokujący (scena z łechtaczką), najczęściej obrzucany mało wybrednymi epitetami (że „bezsensowny” to najczęściej), też wyszydzany (gadający lis), okrutny wobec widza. Stawiam jednak tezę o częstym niezrozumieniu intencji von Triera – Antychryst jest bezpośrednio związany z głęboką depresją twórcy. Te absurdalne sceny są alegorią stanów lękowych, emanacją psychicznych zaburzeń, a na to wszystko nałożony jest konkretny pogląd autora na kwestie śmierci, poświęcenia, erotyzmu. To jego wizja koszmaru depresji – ekranizacja tego, co gra w duszy człowieka niszczonego wewnętrznie, intelektualnie poniewieranego przez wyobraźnię. Świadomość tego faktu może niejako bronić Larsa von Triera, tym bardziej że nie jest to nadinterpretacja, a opis zgodny z tym, co mówi i pokazuje autor przyznający się do choroby, tworzący zgodnie z jej koszmarnym rytmem.

Melancholia (2011)

Obsesja von Triera: koniec bezsensu egzystencji

Rafał Oświeciński: Jeśli Antychryst był ekranizacją stanów depresyjnych ze wszystkimi przymiotami, jakimi został obdarzony reżyser, tak Melancholia jest symbolicznym obrazem wychodzenia z depresji. Skutkuje to bardzo dojrzałym, niekrzykliwym, niepopadającym w skrajność dramatem, w którym jest miejsce i na przejmujący rodzinny dramat, i na przepiękne „obrazy w ruchu” będące nośnikiem metafor i kolejnych pytań stawianych przez widzów. Melancholię można interpretować na wiele różnych sposobów, von Trier zostawił wiele tropów (co doskonale zbadał Filip Jalowski w swojej analizie – polecam!) i nic nie jest tu pozostawione przypadkowi. Dzieło kompletne, przez wiele osób uważane za szczytowe osiągnięcie Duńczyka.

Tomasz Raczkowski: Mój osobisty faworyt w filmografii Larsa von Triera to dzieło kompletne, łączące pełnokrwisty dramat psychologiczny z wystylizowaną metafizyką. Melancholia to zarówno wyrafinowane studium psychologiczne dwóch skrajnie odmiennych sióstr oraz brawurowa opowieść o rozpadzie ludzkiego świata. Tym razem von Trier wycisza zarówno formalną ekstrawagancję, jak i prowokacyjność swojego dzieła, tworząc wyciszone, kameralne ale równocześnie złożone arcydzieło, wyważające artystyczne impresje i narracyjny konkret.

Nimfomanka (część I i II)

Nymphomaniac Part 1 & 2 (2013)

Obsesja von Triera: seksualność pań i panów

Tomasz Raczkowski: Ponownie, po Antychryście, wraz z Charlotte Gainsbourg reżyser proponuje prowokacyjne, przewrotne studium kobiecości i seksualności w ogóle. Tym razem jednak idąc w stronę bardziej konwencjonalnej narracji dramatycznej, osiągnął mniejszy efekt. W swojej głównej warstwie Nimfomanka to ciekawy i udany dramat społeczno-psychologiczny, wydobywający z życia tytułowej bohaterki tragiczną ambiwalencję jej bycia kobietą, ale tracący na zbytnim rozciągnięciu narracji. O sukcesie artystycznym całości decyduje wplecenie w całość drobnych smaczków i niewymuszonych epizodów-perełek, które dowodzą niesłabnącej zręczności twórcy.

Rafał Oświeciński: O seksie w sposób nie tak bardzo kontrowersyjny jak zapowiadała głośna i widoczna kampania reklamowa. Różne etapy odkrywania cielesności nie są artystycznym impulsem do analizy seksualności lub – co sugeruje tytuł – nimfomanii, a jedynie spojrzeniem na człowieka jako niewolnika mniej lub bardziej zdrowych popędów. I tyle. W sumie 4 godziny banałów skąpanych w ironii, jakby von Trier z premedytacją śmiał się z wygórowanych oczekiwań, jakby tylko czekał na psychoanalityczne wnioski, z którymi de facto Nimfomanka nie jest spowinowacona (chyba że nieintencjonalnie). Niby udane, ale w sumie bez większego znaczenia.

Dom, który zbudował Jack

The House That Jack Built (2018)

Obsesja von Triera: mord i piękno

Rafał Oświeciński: Odważne w formie, wypełnione czarnym jak smoła humorem i szalenie prowokujące intelektualnie spojrzenie na najciemniejszą stronę natury ludzkiej. Pod wieloma względami podobny do znakomitego filmu Człowiek pogryzł psa. Seryjny zabójca bez skrupułów, bez jakiegokolwiek żalu (tym bardziej za grzechy), bez usprawiedliwiania się z brutalnych czynów i bez misji zbawienia świata, usunięcia zła (złem). Zabija, bo lubi. Morduje, bo to przynosi estetyczne spełnienie. Unicestwia – i jest to jego yin tkwiące tuż obok yang, czyli bycia nie-mordercą. Jest w tym fascynujący z kilku powodów. Po pierwsze, jest szczery i prostolinijny, inaczej niż zabójczo erudycyjny Hannibal Lecter. Po drugie, przejawia wiele różnych emocji, aż łatwo zobaczyć w nim – w jego reakcjach, w zachowaniu – siebie, podobny rodzaj wrażliwości, jakkolwiek dziwnie by to brzmiało. Po trzecie, Jacka gra Matt Dillon, który wznosząc się na wyżyny perfidii i wyrachowania, pozostaje przy tym bardzo ludzki – wybitna rola! I wybitnie dobry film. 

Tomasz Raczkowski: Autotematyczne arcydzieło, mogące służyć za podsumowanie całej filmografii von Triera – ze wszystkimi jego społecznymi obsesjami, prowokacyjnymi dygresjami, artystyczną erudycją i czarnym jak smoła poczuciem humoru. Dom, który zbudował Jack to wiele filmów w jednym – ironiczny dramat, czarna komedia, klasycystyczna tragedia i referencyjny kalejdoskop. Porywająca wizja Duńczyka wymierza mocny cios konwenansom, kabotyństwu świata sztuki i… własnemu egoizmowi. To nie tylko znakomity film, ale także brawurowa deklaracja niezależności oraz wierności swojej koncepcji kina, za którą możemy Larsa pokochać lub znienawidzić – i z obu wariantów prawdopodobnie będzie on zadowolony.

CO SĄDZISZ?

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA