KRÓTKA HISTORIA CANNON FILMS. Pierwszy Avenger, Oscar i Chuck Norris
Soft-porno, izraelscy bracia-producenci filmowi, nagroda Akademii za najlepszy film nieanglojęzyczny, produkcja ojca niezależnego kina, romans z Marvelem, Chuck Norris i Jean-Claude Van Damme. Wybuchowy miks, który wydarzył się naprawdę. Panie i panowie, oto nie do końca chronologiczna historia grupy Cannon – dziwacznego, kultowego, bezprecedensowego w historii kinematografii tworu. Zaczniemy z samej góry.
Ponad szczytem
Anglojęzyczne określenie zawarte w tytule filmu z Sylvestrem Stallone używane jest w odniesieniu do elementów stylizacji, które wydają się być przesadzone, wynaturzone, groteskowo „przegięte” w stronę kiczu. Brak umiaru i dystansu Stallone wykazywał już wcześniej, chociażby w dalszych częściach Rocky’ego lub nakręconym przez siebie sequelu Gorączki sobotniej nocy. Jednak szczyty przeskakiwał właśnie w filmach zrealizowanych dla Cannona. Przykładem niech będzie Ponad szczytem (znany także pod drugim tytułem, ponownie, perfekcyjnym w odniesieniu do Cannona: Więcej niż wszystko). Zamiast zagłębiać się w zawiązanie fabuły, pozwolę sobie zaspojlerować finał filmu. Lincoln Hawk wygrywa konkurs na siłowanie się na rękę, otrzymuje wymarzoną ciężarówkę, ocala swoją relację z synem i rozpoczyna nowe życie. Już słyszycie dźwięk przewijanej kasety VHS, czy musicie popatrzeć na trailer?
Oddział Delta
W tym samym roku, co Ponad szczytem – a mowa o roku 1987 – wszedł na ekrany inny film, co do którego jedynym słusznym określeniem wydaje się być „legendarny”. Oddział Delta, wyreżyserowany przez Menahema Golana (zapamiętajcie to nazwisko, bo jeszcze do niego wrócimy), z niezapomnianymi kreacjami Chucka Norrisa i Lee Marvina, doczekał się kilku sequeli i do dziś stanowi wyznacznik sensacyjnego kina klasy B, w którym średni bądź niewielki budżet nie stanowił żadnej przeszkody dla kreatywnego reżysera i roztropnego producenta. Historia jest tu pretekstem do ukazywania brawurowych akcji tytułowego oddziału. Trup ściele się gęsto i krwawo w akompaniamencie podniosłych, wykonanych jakby na szybko partytur Alana Silvestriego, a na drugim planie pałęta się tu logika oraz kilka znakomitych nazwisk: Robert Vaughn, Martin Balsam oraz George Kennedy.
Wspomniany Golan był nie tylko reżyserem, ale także – a raczej przede wszystkim – producentem. Razem ze swoim kuzynem, Yoramem Globusem, kupili Cannona od jego założycieli – Dennisa Friedlanda i Chrisa Deweya, pod koniec lat 70. W tamtym czasie Cannon posiadał na koncie jedynie kilka ekranizacji skandynawskich erotyków oraz dość ambitny – wyróżniony nominacją do Oscara za scenariusz – dramat Joe, z udziałem Petera Boyle’a i młodej Susan Sarandon. Golan i Globus nie próżnowali, szybko wzięli się do pracy, produkując i kręcąc niemal na potęgę, zarabiając przy tym krocie. Ilość nie zawsze szła w parze z jakością, ale przy takim tempie i możliwościach finansowych, producentom udało się skusić do współpracy kilku wybitnych twórców.