KREW I CIAŁO. Najbardziej szokujące sceny w filmach PAULA VERHOEVENA
Gwałt w średniowiecznych realiach – Ciało i krew (1985)
Przemoc seksualna to nieprzemijająca – niektórzy powiedzieliby wręcz: niezdrowa – fascynacja Holendra. Wstrząsające wrażenie robią sceny gwałtu w Showgirls (1995), Ślepym trafie (1980) czy Elle (2016), jednak to sekwencja z najlepszego kostiumowego obrazu twórcy, czyli Ciała i krwi, jest według mnie najbrutalniejsza z nich.
Grupa średniowiecznych najemników napada na powóz, którym podróżuje szlachcianka Agnes. Po wybiciu załogi rozochocony i pijany tłum mężczyzn rzuca się na dziewczynę i radośnie pomaga swojemu przywódcy, Martinowi, zgwałcić ją na oczach wszystkich zgromadzonych – mimo jej rozpaczliwych próśb i płaczu. Wcielająca się w Agnes 23-letnia Jennifer Jason Leigh wygląda w filmie wyjątkowo młodo, wręcz dziecięco, co czyni całą scenę jeszcze bardziej przerażającą i kontrowersyjną.
Równie szokująca co sam gwałt jest reakcja pokrzywdzonej. Już w trakcie zajścia zaczyna bowiem udawać, że wyrządzana krzywda sprawia jej przyjemność – chce udowodnić, że mężczyzna nie ma nad nią władzy, a może naprawdę odczuwa rozkosz? Co więcej, po całym zdarzeniu Agnes nawiązuje gorący romans ze swoim gwałcicielem. Czy robi to, by przetrwać w szajce wyrzutków, zostając kochanką ich przywódcy? A może jej zachowanie jest rezultatem syndromu sztokholmskiego? Verhoeven nie udziela odpowiedzi na te pytania. Skupia się na „ciele i krwi” swoich bohaterów, portretując średniowiecze jako czasy zdziczałe i okrutne, a żyjących wtedy ludzi jako miotanych żądzami i poddających się im z rozpaczliwą zachłannością.
Kuato – Pamięć absolutna (1990)
Podobne wpisy
W swojej swobodnej interpretacji prozy Philipa K. Dicka reżyser dał upust wyobraźni i wykreował istną menażerię dziwnych stworzeń. Filmowy krajobraz zaludniają zmutowane postacie o ciałach zdeformowanych przez szkodliwą, marsjańską atmosferę: kobieta o trzech piersiach, mężczyzna z rozszczepioną twarzą, taksówkarz ze szkaradną ręką…
Nic jednak nie może równać się ze sceną, kiedy to widzom po raz pierwszy ukazuje się Kuato, bojownik o wolny dostęp do powietrza dla marsjańskiego ludu i przywódca buntowników, który okazuje się… mówiącą naroślą, przypominającym laleczkę Chucky „syjamskim bratem” wyrastającym z brzucha innego mężczyzny. Scena, w której jego „żywiciel” rozpina koszulę i ukazuje schowane pod nią monstrum, to wyborny przykład specyficznego humoru Verhoevena, uwielbiającego bawić się oczekiwaniami widza i przełamywać wszelkie konwencje. Groteskowa postać faceta z oślizgłym stworem uczepionym wielkiego brzucha wywołuje jednocześnie obrzydzenie i śmiech. Przyznawać się bez bicia – kogo za dzieciaka Kuato przerażał tak, że musiał spać przy zapalonej lampce?
Oczywiście za najbardziej szokującą scenę z Pamięci absolutnej można uznać również tę, w której czarny charakter tego filmu, Cohaagen, ginie w wyjątkowo paskudny sposób na marsjańskiej pustyni – nie da się zapomnieć tych wypadających gałek ocznych (motyw ten fascynował Verhoevena już w Czwartym człowieku z 1983r.). W kategorii „najbardziej obrzydliwa śmierć” scena ta ma chyba tylko jednego poważnego konkurenta – sekwencję z RoboCopa (1987), w której przeciwnik tytułowego bohatera rozbija zbiornik z toksycznymi odpadami i wyłania się z nich z poparzoną, odpadającą skórą. A skoro już o RoboCopie mowa…
Śmierć dobrego gliny – RoboCop (1987)
Dlaczego śmierć Murphy’ego porusza nas tak głęboko? Ponieważ scena ta niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Verhoevenowi wystarczyło ledwie kilka minut, byśmy zdążyli polubić głównego bohatera – skromnego, sumiennie sprawującego swoje obowiązki policjanta, a przy tym kochającego ojca, który w chwili wolnej od pracy uczy się kręcić młynka pistoletem, by móc sprawić swojemu synkowi radość. Kiedy chwilę później zostaje otoczony przez gang Boddickera, zaczynamy autentycznie bać się o jego życie i z narastającym przerażeniem obserwować poczynania przestępców. Zabijają go – ale zanim to zrobią, będą się nad nim pastwić, naigrywać z jego cierpienia, odstrzelą mu dla zabawy rękę i całkowicie zdepczą poczucie godności.
Zwyrodnienie oprawców Murphy’ego szokuje nie tyle wymyślnością tortur, ile dziecięcą wręcz radością, jaką sprawia im ich zadawanie. Przemoc psychiczna, upokorzenie, szykany okazują się trudniejsze do wyrzucenia z pamięci po skończonym seansie niż tryskające flaki i krew, których w tej akurat scenie jest stosunkowo niewiele. U mądrych reżyserów przemoc nigdy nie jest pustym efektem, ale czemuś służy. W przypadku tej sceny – ukazaniu moralnej zgnilizny Detroit i wprowadzeniu widza w mroczny klimat opowiadanej historii. RoboCop to arcydzieło popkultury, które dzisiaj nie mogłoby powstać – nie w czasach, kiedy CGI zastępuje scenariusz, a priorytetem producentów jest wpasowanie się w kategorię wiekową PG–13.
A jak wyglądałaby wasza lista pięciu najmocniejszych scen w dorobku Paula Verhoevena? Który film tego reżysera jest waszym ulubionym? Piszcie w komentarzach.