KOPCIUSZEK
Walt Disney jakiś czas temu zdradził swoje produkcyjne plany na następnych kilka lat. Wytwórnia zamierza powracać do legendarnych animacji i przerabiać je na wersje aktorskie. Początkowo sceptycznie podchodziłem do tej polityki renowacji. Była to dla mnie raczej oznaka braku nowych pomysłów, wyczerpania i deficytu oryginalności. Na dodatek ich filmy z klasycznego okresu kina wciąż doskonale wytrzymują próbę czasu pod względem kreacji postaci i konstrukcji fabuł (skierowanych głównie dla dzieci, ale również otwartych na dorosłe interpretacje). W baśniach Disneya spotykamy się z fascynującym wykorzystaniem koloru: roztaczającym aurę tajemniczości w świecie przedstawionym oraz intensywnie pobudzającym wyobraźnię widza. Alicja w krainie czarów i Dumbo pozostają w pamięci jako ekspresywne obrazy wypełnione skontrastowanymi barwami, spiralnymi konturami i intrygującą głębią palety, intensywnie wyrażającą wielość emocji.
Niedawno oglądaliśmy Czarownicę, interesującą reinterpretację baśni o Śpiącej królewnie. Film z Angeliną Jolie przesuwał wiele akcentów, bagatelizując kilku oryginalnie istotnych bohaterów i koncentrując się na drugim planie. Dużo mniej czasu poświęcono choćby trzem wróżkom, ważniejszą postacią był król Stefan. Wprowadzał również groźną estetykę kina fantasy, zbliżoną choćby do wizji Tolkiena. Czarownica udała się niewątpliwie, podjęła problematykę nieobecną we wcześniejszej wersji. W przypadku Kopciuszka jest jeszcze lepiej. To spełnione kino familijne, współczesny klasyk, równy największym osiągnięciom Walta Disneya.
Kopciuszek nie jest tak rewolucyjny jak Czarownica, nie próbuje przepisać powszechnie znanej baśni na nowo. Większość elementów pozostaje na swoim miejscu. Kilka drobnych scenariuszowych modyfikacji sprawia jedynie, że akcja toczy się nieco płynniej. Tak samo jak w animowanej wersji, obracamy się wśród postaci-symboli, figur utożsamiających sobą przywary i cnoty. Nieprzewidywalność i fabularna świeżość nie są wiodącymi wartościami aktorskiej wersji. To terytorium doskonale znane, bezpieczne i gościnne, tkwiące gdzieś wewnątrz każdego wychowanego na tej baśni widza. Kenneth Branagh z niespotykaną szczerością powołuje się właśnie na to kształtujące doświadczenie. Nie sili się na przewrotność względem źródłowego tekstu. Nie ma też w tym grama odtwórczości, to film zrobiony z pasją oraz inwencją. Zależy mu na bohaterach i opowieści, która jest mu chyba bardzo bliska. Branagh właśnie to uczucie chce sprzedać widzowi. Odrestaurować jego dziecięcą wiarę w obraz, czyli założycielskie przeżycie dla każdego kinomana. Jeśli ktoś tęskni za magią najsłynniejszych animacji Disneya, to tutaj znajdują się jej największe od wielu lat złoża.
Reżyser wydaje mi się największym bohaterem Kopciuszka. Każdy kadr, ruch kamery i sylwetki postaci są ze sobą precyzyjnie skomponowane, ani jeden szczegół nie jest pozostawiony przypadkowi. Przy tych sztywnych formalnych ramach aktorzy potrafią być naturalni, nie popadają w sztuczność gestów i wystudiowane postawy. W inteligentny sposób skomentowane jest to w samym filmie, gdy młody następca tronu niechętnie pozuje do patetycznego portretu. Nie chce zostać zapamiętany jako dumny władca patrzący z góry na biedny lud (z filmu wyraźnie wybrzmiewa ideologiczny apel o równość klas). Książę nie potrafi porozumieć się z malarzem, malarz z kolei nie dogaduje się ze swoimi pomocnikami. Oddalamy się tym samym od fasadowego przedstawienia zdarzeń i postaci. W Kopciuszku Branagha bije serce, ta baśń ma puls i moc. To znacznie więcej niż udana reanimacja historii sprzed lat, to pełne energii nowo narodzone dziecko.
Kilka sekwencji przekonuje przebojowością, inne subtelną inscenizacją. Z jednej strony mamy gwałtowny, przebiegający w rytm wybijającego północ zegara, pościg za uciekającym z balu Kopciuszkiem, a z drugiej natomiast mamy przypadkowe pierwsze spotkanie w lesie między księciem a jego przyszłą ukochaną, bądź wyciszone rozmowy między aktualnie panującym królem i jego następcą. Para głównych aktorów dobrze wygląda razem, scenograficzny przepych i wyraziste kostiumy nie tłumią ich ekranowych osobowości. Tę dwójkę otacza wianuszek pierwszorzędnych aktorów wyraźnie zadowolonych współpracą z Branaghem. Cate Blanchett, Derek Jakobi, Stellan Skarsgard i Helena Bonham-Carter nadają granym przez siebie postaciom zadziorność i szczególny charakter, czasami karykaturalnie traktując ukształtowany przez media wizerunek samych siebie.
Kopciuszek to doskonale naoliwiona maszyna (nie tylko do zarabiania pieniędzy). Branagh ani razu nie zanurza swojego filmu w nieznośnej ckliwości i przesadnym sentymentalizmie. Paradoksalnie ma jednak w rękach wszystkie składniki, by upiec przesłodzone, niestrawne ciasto. Mistrzostwo jego reżyserskiego wyczucia objawia się w tym, że dokładnie wie, kiedy przestać sypać cukier.
korekta: Kornelia Farynowska