KITE (1999)

Jaki jest najlepszy sposób na stojących poza prawem przestępców i pedofilii? Oczywiście tajne zrzeszenie tworzone przez policjanta, posługujące się ludźmi młodymi, wierzącymi w słuszność swej misji. Między dwójką tych młodych ludzi może narodzić się uczucie, będące wyrazem nieporadnej próby odzyskania swej młodości. Oni jednak nie mogą uciec, wyrwać się z organizacji i po prostu zacząć żyć od nowa. Dziewczyna bowiem, Sawa, tkwi w tym bagnie z jednego, nadrzędnego powodu: pragnie zemścić się za śmierć swych rodziców, a droga ku temu wiedzie poprzez zaufanie szefa „szwadronów śmierci”, który to ma słabość do młodej podopiecznej… „Kite” możnaby określić trzema słowami: krew, seks i miłość. Minus tego połączenia jest jeden: niekoniecznie wymienione elementy pragną ze sobą wchodzić w ścisłą symbiozę, tworząc dzieło intrygujące. Nie można liczyć również na oryginalność opowieści, albowiem jedynym novum jest próba zespolenia gatunków hentai, sensacji i dramatu, które to wcale wielce przekonująco się ze sobą w tym przypadku łączyć nie chcą. Ta historia miała potencjał: mogła być opowieścią o hipokryzji, zemście, uczuciu, opowieścią o dzieciakach, którym odebrano młodość. Tak naprawdę jednak, jeżeli chcemy ujrzeć w niej coś więcej, to wkroczyć musimy w obszar głębokiej nadinterpretacji.
Główna postać, Sawa, to młoda, śliczna dziewczyna. Po śmierci rodziców zaopiekował się nią policjant, który rozumiał opiekę jako uczynienie z dziecka swej seksualnej zabawki. Dziewczynka uczyła się jak zabijać i karmiła myślą o dokonaniu zemsty na mordercach rodziców. Przejmujące? Niestety, tylko brzmi przejmująco. Oczywiście są momenty sugerujące, w jakiej sytuacji znajdują się młodzi bohaterowie- chociażby sceny, kiedy drugi młodociany zabójca, Oburi, niszczy piłkę – przyjmując, że nie jest to zwykły popis, oznacza tyle, że chłopak jest świadomy, że coś stracił. Dzieciństwo. Wciąż jednak jest dzieciakiem, skażonym przeżyciami, które zostały oszczędzone niejednemu dorosłemu. To jednak te przeżycia sprawiają, że nie może czuć się bezpieczny, to one odbierają mu prawo do szczeniackiej miłości. W świecie, w którym egzystują bohaterowie, nie ma czegoś takiego jak rekompensata za cierpienia. Od niektórych rzeczy nie sposób się uwolnić, bowiem tamta rzeczywistość potrzebuje ich jedynie w roli zabójców…
Podobne wpisy
Skoro „Kite” zostało wrzucone w gatunek hentai, to należy zadać pytanie o cel ukazywania stosunków seksualnych w szczegółach. Trudno usprawiedliwiać je przez samą fabułę, albowiem wystarczyłyby retrospekcje w migawkowym ujęciu (co też ma miejsce), a to, co łączy bohaterkę z jej „opiekunem”, nie potrzebuje takich detali. Marnym tłumaczeniem byłoby, że mocne sceny erotyczne ukazują cierpienie Sawy. Nie ukazują. Służą wyłącznie same sobie, bo wszystko, co musimy wiedzieć o położeniu dziewczyny zostało opowiedziane w retrospekcjach. Zupełnie zbędnym wtrętem jest także widok starszego mężczyzny między nogami młodej kobiety… a wszystko na tle okien szklanego biurowca. Tak naprawdę jedyną sceną erotyczną, poza retrospekcjami z udziałem Sawy, mówiącą cokolwiek o bohaterach jest scena ukazująca gwałt na związanej, małej dziewczynce. Tylko skoro pozostałe zostały podporządkowane wyłącznie wizualnej rozrywce, to i tutaj trudno uniknąć wrażenia, że służy ona temu samemu, a przekaz zostaje narzucony mimowolnie. Jedynym zatem wyjaśnieniem w tym przypadku łączenia sensacji i hentai zdaje się być chęć skierowania filmu do szerszego grona odbiorców. Wszak w założeniu powinien on przyciągnąć i miłośników sensacji, wielbicieli nie tak najgorszej fabuły, jak i poszukiwaczy erotycznych kreskówek. Dla tych ostatnich scen jednak będzie zapewne nazbyt mało, a ci pierwsi winni powrócić do pytania, po cóż one tam są i marnują czas, który mógłby być lepiej wykorzystany. Aby podać jeden przykład: dobrym pomysłem mogłoby się wydawać pogłębienie psychologii postaci, a przynajmniej skażenie ich rysą osobowości. To jednak nie ma miejsca. Widz przygląda się parze nastolatków mordujących bez większych emocji, a jednocześnie nie będących wcale żadnymi potworami: pedofilowi, którego śmierć wydaje się bez znaczenia, zarówno dla widza, jak i jego ofiary, która nie sprawia wrażenia wielce skrzywdzonej; gliniarzowi stwierdzającemu, że lubi zadawać ból – o czym widz wie już dawno, a dziewczyna, znająca go od dłuższego czasu chyba nie, skoro takie pytanie w ogóle pada; wszystkiego, co widzimy, zostaje nam opowiedziane poprzez słowa. Nie dla nich niegdyś zakochałam się w anime. Jednak to już wybór twórców- zamiast skoncentrowania się na brutalnej władzy jednego człowieka nad drugim, wybrali drogę mniej skomplikowaną oraz… mniej atrakcyjną. Brak nakreślenia postaci wyraźną, dynamiczną kreską możnaby tłumaczyć ograniczeniem czasowym, gdyby nie fakt, że wiele scen jest przedłużanych wręcz w nieskończoność, co sugeruje brak pomysłu na poradzenie sobie z tematem. Miejsce na ukazanie jedzenia chipsów czy jabłek udało się wyeksploatować. Możliwe więc, że przez te elementy mamy poznawać bohaterów i wnikać w ich osobowość…
„Kite” to anime na doprawdy średnim poziomie. Można po nie sięgnąć, ale pamiętając, że nie należy mieć znaczących oczekiwań. Należy natomiast zapomnieć o potencjale tej historii i nie myśleć jak zgrabna opowieść o zemście mogłaby powstać w rękach kogoś, kto ujrzałby w niej możliwości. Chyba znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby sprowadzenie historii do dynamicznej sensacji, która trafniej także współgrałaby z erotycznymi wstawkami. Tutaj dynamika dzielona jest długimi, statycznymi ujęciami. Niestety – to, co tak perfekcyjnie współgrało w „Ghost In The Shell„, tutaj nie zdaje zupełnie egzaminu. Nie pomaga również muzyka. Oprawa jazzowa, o ile początkowo wydaje się być strzałem w dziesiątkę, szybko zaczyna nużyć. Cóż… szkoda. Marnym pocieszeniem jest fakt, że opowieść jest na tyle obojętna emocjonalnie, że niebawem po ujrzeniu zapomina się o niej…
Tekst z archiwum film.org.pl