Kino rosyjskie: Dureń
Autorem recenzji jest Michał Bleja.
Filmy wyreżyserowane dotąd przez Jurija Bykowa można policzyć na palcach jednej ręki. Przedstawiciel młodego pokolenia rosyjskiej kinematografii (rocznik 1981) wyrasta jednak na gwiazdę w imponującym tempie. Bykowowi, mimo młodego wieku, udało się wypracować własny, unikalny styl. Jak nikt inny potrafi łamać konwencje, zaskakiwać widza i sprawiać, że obok jego dzieł trudno przejść obojętnie.
Jego najnowszy obraz potwierdza talent, odwagę i inteligencję Bykowa dosłownie każdą sceną, każdym kadrem i każdym wypowiadanym przez aktorów zdaniem. Dureń zyskał dzięki temu spory rozgłos również poza granicami Rosji – nie znalazł się oczywiście w repertuarach kin sieciowych, jednak można było o nim poczytać właściwie w każdej większej polskiej gazecie.
Tytułowy Dureń to Dima Nikitin, hydraulik i student budownictwa (Artiom Bystrow otrzymał za tę rolę Srebrnego Lamparta dla najlepszego aktora na festiwalu w Locarno w 2014 roku). Dima mieszka z żoną, dzieckiem oraz rodzicami w niewielkim mieście. Pewnego dnia zostaje wezwany do awarii w starym bloku mieszkalnym – musi zastąpić głównego inżyniera, który od trzech dni pije. Gdy dociera na miejsce, zdaje sobie sprawę, że budynek wkrótce się zawali, grzebiąc pod gruzami ponad ośmiuset mieszkańców. Dima próbuje na wszelkie możliwe sposoby uratować im życie, na każdym kroku spotyka się jednak z reakcjami dalekimi od wdzięczności.
Osią filmu jest dość oklepany motyw ostatniego sprawiedliwego, podany jest jednak w zupełnie nietypowy sposób. Główny bohater nie jest ani bohaterskim żołnierzem, ani twardym policjantem, ani honorowym przestępcą, ale hydraulikiem. Tłem dla jego działań nie jest ani wojna, ani mafijne porachunki, ale zwykłe życie. W swoim dziele Bykow kładzie nacisk na to, jak bardzo odwaga i zwykła elementarna uczciwość drażnią tych, którzy nie są w stanie się na nie zdobyć, jak bardzo są niewygodne dla zdegenerowanego społeczeństwa. Bezlitośnie pokazuje hipokryzję rosyjskiego mitu o bohaterskim narodzie, który szczyci się tym, że potrafi z gołymi rękoma rzucać się na czołgi, a brak mu odwagi, żeby spojrzeć w oczy nieprzyjemnej prawdzie i wziąć odpowiedzialność za własne czyny.
Dureń to przede wszystkim boleśnie realistyczny portret Rosji. Nienazwane miasteczko, rządzone przez pozbawionych jakichkolwiek moralnych hamulców ludzi, którzy swoich majątków i pozycji dorobili się wskutek oszustw, kradzieży, wymuszeń i powiązań ze światem przestępczym, to Rosja w pigułce – brutalność i bezwzględność klasy uprzywilejowanej, oraz strach i obojętność zwykłych ludzi obficie wspomagane wódką, rzeczywistość, w której wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Ludzie tacy jak Dima traktowani są w najlepszym razie jak kosmici, w najgorszym – są brutalnie atakowani nawet przez tych, którym usiłują pomóc.
Wspominałem już o nagrodzie dla Artioma Bystrowa, ale znakomitych kreacji jest w filmie Bykowa o wiele więcej. Fantastyczni są zwłaszcza aktorzy starszego pokolenia: Natalia Surkowa w roli Niny Gałaganowej, Jurij Tsuriło jako Bogaczew i Borys Niewzorow jako Fiedotow. Ludzie ci funkcjonują w rosyjskiej rzeczywistości o wiele dłużej od reżysera filmu – gdy Fiedotow zaczynał karierę, Bykowa nie było jeszcze na świecie. Fakt, że przez długie lata musieli obcować ze skorumpowanymi politykami, sprawia, że odgrywają ich idealnie, a do kreowanych przez nich postaci czuje się autentyczną odrazę.
Bykow po raz kolejny próbuje coś uświadomić Rosjanom, obudzić ich ze snu, sprawić, żeby ludzie spojrzeli w końcu prawdzie w oczy i zaczęli sprzątać panujący wokół nich bałagan. Szkoda, że jak pisał Wiktor Pielewin, „w Rosji i tak wszyscy wszystko wiedzą, i co z tego”. Nawet, jeśli Dureń nikogo nie obudzi – pozostanie znakomitym filmem. A dopóki w Rosji działają artyści tacy jak Bykow – jest jeszcze dla tego kraju nadzieja.
korekta: Kornelia Farynowska