Kino gadane. Kilka najlepszych filmów o rozmawianiu
Film Przed wschodem słońca Richarda Linklatera to opowieść o dwojgu ludzi, którzy mieli szczęście na siebie trafić. Nie nazwałabym go jednak historią miłosną, może jedynie jej zalążkiem. Przedstawione zostało wzajemne zafascynowanie kobiety i mężczyzny. Odczuwane było nienasycenie rozmową spowodowane presją czasu. Czasowe ograniczenie znajomości skłoniło bohaterów do tego, aby maksymalnie go wykorzystać i nie stracić ani sekundy. Reżyser ukazał, jak tworzy się więź między dwojgiem ludzi. Udowodnił, że w tym „procesie” właśnie rozmowa jest kluczowa.
Dzielenie swoich myśli, przeżyć, historii to coś, co wytwarza nić porozumienia.
Bohaterowie Przed wschodem słońca nie tracą czasu na nieistotne tematy. Poruszają ważne dla nich sprawy, opowiadają o wydarzeniach, które ich ukształtowały. Odrzucają wstyd, konwenanse, tematy tabu, których nie powinno się poruszać podczas pierwszego spotkania danej osoby. Wydawać by się mogło, że postacie przechodziły na poszczególne poziomy znajomości w niezwykle szybkim, aż nienaturalnym tempie. Cały urok tej znajomości tkwi w tym, że wydaje się ona zupełnie odrealniona, ulotna niczym sen, z którego za chwilę się wybudzimy. Rozmowy, które prowadzą Celine i Jessie, są w filmie kluczowe, wszystko inne jest jedynie tłem. To, co wzmacnia przekaz ich słów, to z pewnością gesty, mimika czy ukradkowe spojrzenia w przerwach między rozmowami. Chwile ciszy są w tym filmie tak rzadkie, że widz z łatwością zwraca na nie uwagę. Takie momenty nadają wagę wypowiedzianym uprzednio słowom. Film wprowadza w refleksyjny nastrój. Może wywoływać lekkie ukłucie zazdrości i nakłaniać do postawienia sobie pytania: Czy miałabym/miałbym tyle odwagi, by postąpić tak jak Celine?
Kim jestem? Pytanie z pozoru proste, jednak jednocześnie bardzo problematyczne. Zmierzyć musiała się z nim grupa licealistów w filmie Klub winowajców w reżyserii Johna Hughesa. Wydawać by się mogło, że jest on pewnego rodzaju manifestem jednostek, które zdają się całymi sobą krzyczeć: „Pozwólcie mi żyć, tak jak chcę!”.
John Hughes poruszył istotny problem ukrywania naszego prawdziwego „ja” pod maską, która wydaje się być społecznie akceptowalna. Rozmowa w filmie stanowiła pewnego rodzaju bodziec, który spowodował, że bohaterowie zaczęli otwierać się na siebie nawzajem. Z dialogów prowadzonych przez bohaterów wyłoniła się historia o pragnieniu akceptacji, obawie przed niezrozumieniem, a także o stereotypach, łatkach przylepianym przez nas innym ludziom, które determinują sposób, w jaki ich postrzegamy. Licealiści stopniowo wychodzili ze swojej bezpiecznej kryjówki i burzyli, oddzielający ich od społeczeństwa, mur. Wspólnie spędzony dzień pokazał, że tak naprawdę więcej ich łączy niż dzieli. Różnice między nimi zaczęły się zacierać. Uświadomili sobie, że każdy z nich czegoś się boi, wstydzi się tego, co zrobił, czy, w pewnym stopniu, nie jest zadowolony z tego, jak wygląda aktualnie jego życie. Niezależnie od tego, czy był popularną królową balu czy piętnowanym, klasowym prymusem.
Jako klasyczny przykład kina „gadanego” warto przytoczyć Dwunastu gniewnych ludzi w reżyserii Sidneya Lumeta.
Jest to film przedstawiający znacznie więcej niż jedynie dyskusję kilkunastu mężczyzn podejmujących decyzję o wyroku w sprawie zabójstwa. Porusza on między innymi problem uprzedzeń, stereotypów, które nakładają ludziom na oczy klapki, uniemożliwiające sprawiedliwy osąd sytuacji. Doskonale zostało pokazane, że nie należy wątpić w moc, jaką może mieć słowo. Nie siła fizyczna, agresywny sposób wypowiadania się czy dominacja psychiczna, ale spokój i dobrze użyte argumenty mogą wpłynąć na czyjś sposób myślenia.
Film został zbudowany na kontraście. W jednym pomieszczeniu zostało umieszczonych dwunastu mężczyzn, diametralnie różniących się od siebie. Mieli inne charaktery, osobowości oraz temperamenty, co doprowadziło do zażartej dyskusji w postaci szczegółowej analizy dowodów morderstwa. Wniosek, jaki można z niej wyprowadzić, to stwierdzenie, że nic nie jest całkowicie czarne ani całkowicie białe. Niczego nie możemy być absolutnie pewni, a waga podejmowanej decyzji wymagała właśnie pewności. Nieoczekiwana zmiana zdania przysięgłych stanowi także ciekawe zjawisko psychologiczne. Warto przyjrzeć się ukazanym w filmie mechanizmom, które rządzą grupą. Asertywność mężczyzny, który jako jedyny na początku uznał oskarżonego za niewinnego, zaczęła wywoływać w pozostałych wątpliwości. Jego racjonalne argumenty wskazujące na podważalność dowodów morderstwa wywołały w nich konsternację oraz uczucie niepewności. Jednak tym, co również mogło ich skłonić do zmiany swojego stanowiska, jest sam fakt, że inni to zrobili. Zjawisko to nazywa się społecznym dowodem słuszności. Polega ono na tym, że czasem postępujemy jak dana osoba w grupie, ponieważ uznajemy to, że ona to robi, za dowód właściwego postępowania.
*
Urok kina „gadanego” tkwi w tym, że widzowi nie wszystko podane jest na tacy. Mimo że zostaje powiedziane dużo, nie znaczy to, że temat jest wyczerpany. Prawdziwe przesłanie widz musi wyprowadzić sam, zdecydować, jaki komunikat niosą za sobą wypowiedziane przez bohaterów słowa. To, co również cechuje taki typ kina, to minimalizm i w pewnym sensie spokój. Chociaż czasem otrzymujemy ogromnie dawki emocji, ekspresyjne wypowiedzi, to w dalszym ciągu możemy dostrzec w tym wszystkim jakiś rodzaj stateczności czy jednostajności akcji. Dzięki temu, że nic nie rozprasza naszej uwagi, możemy skupić się na konwersacji. Uświadamiamy sobie wtedy wagę słów oraz czujemy moc ich oddziaływania. Obserwujemy poszczególne reakcje bohaterów i zastanawiamy się, jak sami moglibyśmy w danej sytuacji zareagować.
Bez wątpienia kino „gadane” jest bardzo refleksyjne, skupia się na przemyśleniach i własnych odczuciach po seansie. Często rozwinięty jest aspekt psychologiczny filmu. Przedstawiony bohater staje się widzowi bardzo bliski. Odczuwa on jego emocje, skupia się na wypowiedziach, ale też języku ciała, który uzupełnia to, czego słowo nie jest w stanie oddać. Widz może utożsamiać się z bohaterem, ponieważ przedstawione sytuacje często stanowią odzwierciedlenie prawdziwego życia, nie jedynie fikcję. Połączenie tych wszystkich elementów może stworzyć coś naprawdę nietuzinkowego. Co jednak z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu.
Według mnie prawdziwą sztuką jest wywołać w widzu emocje jedynie za pomocą słów. Nie efektów specjalnych, wybuchów, pościgów, brutalnych scen walki, ale właśnie słów. W taki sposób poprowadzić widza, by poczuł to, co filmowe postacie, by stało się to dla niego realne, a nie było jedynie historią oglądaną na ekranie.
korekta: Kornelia Farynowska