KATARZYNA WIELKA. Serial na barkach Helen Mirren
Miłość, polityka, zdrada, intrygi, seks i Helen Mirren w roli głównej – nowy serial produkcji HBO o rosyjskiej carycy Katarzynie Wielkiej miał wszystkie cechy, aby stać się kolejną wielką superprodukcją, zdolną zapełnić rusofilską pustkę po Czarnobylu i kostiumowo-dramatyczną po Grze o tron. Pomimo widocznego w zwiastunie rozmachu Katarzyna Wielka pod wieloma względami rozczarowuje.
Historia rosyjskiej carycy ma ogromny potencjał ekranowy, który z różnym skutkiem próbowali wykorzystać filmowcy amerykańscy, rosyjscy, włoscy, francuscy, niemieccy, brytyjscy, a nawet japońscy, obsadzając w roli Katarzyny Wielkiej wybitne aktorki: Polę Negri (Cesarzowa, 1924), Marlenę Dietrich (Imperatorowa, 1934) Tallulę Bankhead (Królewski skandal, 1945), Jeanne Moreau (Wielka Katarzyna, 1968) czy Catherine Zetę-Jones (Katarzyna Wielka, 1995). W produkcję serialu HBO zaangażowali się twórcy zaprawieni już w dramatach kostiumowych – reżyser Philip Martin odpowiedzialny był za The Crown (7 odcinków z 1. i 2. sezonu), a scenarzysta Nigel Williams napisał Elżbietę I (w której główną rolę zagrała zresztą Mirren). Na papierze wszystko wygląda wzorowo. Co poszło nie tak?
Serial koncentruje się na ostatnich 30 lat panowania Katarzyny Wielkiej, począwszy od przejęcia władzy w wyniku zamachu stanu. Twórcy zdecydowali się zbudować historię o kontrowersyjnych rządach carycy wokół głównego wątku wielkiej miłości pomiędzy nią a feldmarszałkiem Grigorijem Potiomkinem (Jason Clarke), jednak zbyt obszerny materiał, na którym pracowali, nie pozwolił im się skupić tak naprawdę na żadnym wątku. Serial porusza ich zbyt wiele, a ograniczony czas ekranowy nie pozwala na stosowne ich rozwinięcie. Ponad 30-letnie rządy Katarzyny Wielkiej – jej podboje terytorialne, konflikty wewnątrz kraju, spór z synem, reformy tak liczne jak kochankowie przewijający się przez jej łoże – wszystko to zamknięte zostało w niecałych czterech godzinach. To, czego nie można było pokazać na ekranie (bo nie było czasu ani miejsca) uzupełniają odpowiednie plansze tekstowe informujące widza, w którym roku rozgrywa się akcja, ile czasu upłynęło od ostatnich wydarzeń i co wydarzyło się w międzyczasie. Każdy element tej fascynującej, pełnej potencjału historii został potraktowany po łebkach. W efekcie widzowi ciężko zaangażować się w losy ekranowych postaci, a całemu materiałowi brakuje napięcia i dramaturgii, których w takich historiach jest z reguły pod dostatkiem.
Uwagę skupia jedynie fascynująca Helen Mirren, która kradnie w tym serialu każdą scenę. Jako żądna władzy i wiecznie nienasycona caryca kreuje postać ciekawą i niejednoznaczną. Ta wybitna aktorka, sporo starsza od granej przez siebie postaci (w momencie objęcia władzy Katarzyna Wielka była po czterdziestce, Helen Mirren ma w tej chwili 74 lata), ma w swoim obszernym portfolio role w dramatach kostiumowych, a także, co uznać można za dodatkowy smaczek, rosyjskie pochodzenie. Ta brytyjska aktorka jest córką Angielki i Rosjanina, i naprawdę nazywa się Jelena Wasilijewna Mironowa.
Tym bardziej smuci fakt, że w serialu pomimo satysfakcjonującej strony wizualnej i pięknych kostiumów brakuje rosyjskiego klimatu, co czyni Katarzynę Wielką po prostu przeciętną produkcją kostiumową. Żal trochę, że twórcy zupełnie nie wykorzystali potencjału leżącego w tej historii i nie zdecydowali się na poszerzenie serialu o kilka odcinków lub nawet sezonów – powstałoby miejsce na historię w stylu The Crown, rozpoczynającą się od fascynujących początków młodej pruskiej księżniczki na wielkim rosyjskim dworze. Pozwoliłoby to na większe pogłębienie psychologiczne postaci carycy – inspirująca historia silnej osobowości działającej wbrew temu, co ogólnie przyjęte jako przystające kobiecie, to przecież feministyczna opowieść skrojona na XXI wiek.