search
REKLAMA
Biografie ludzi filmu

Jon Polito

Jacek Lubiński

4 września 2016

REKLAMA

Możecie nie znać tego nazwiska, ale jeśli kiedykolwiek oglądaliście jakikolwiek kryminał z ostatnich czterech dekad – czy to kinowy, czy telewizyjny – na pewno znacie tę twarz. Charakterystyczna, „okrągła” fizyczność, specyficzna łysina, chrypiący głos i włoskie korzenie urodzonego w grudniu 1950 roku w Filadelfii Jona Polito zapewniły mu bowiem masę ról w podobnych produkcjach, gdzie na zmianę grał policjantów i gangsterów. Oczywiście bogata, licząca sobie ponad 200 występów kariera Polito to nie tylko takie kreacje, choć to właśnie z nich pozostanie zapamiętany.

Polskiej widowni kojarzy się z pewnością głównie z serii Crime Story, gdzie potrafił zaciekawić jako Phil Bartoli. Już tam czarował, niekiedy może odrobinę przeszarżowaną, ale na swój sposób niezwykle uroczą ekspresją – przykuwając uwagę zwłaszcza podczas wybuchów gniewu. Apogeum takiej pełnej pasji furii można było zaobserwować także w jego fenomenalnej kreacji Johnny’ego Caspara w prologu Ścieżki strachu braci Coen, których Polito był ponoć ulubionym aktorem – zagrał zresztą jeszcze w czterech innych ich dziełach: uznanym Barton Fink, niedocenionym Hudsucker Proxy, uwielbianym Big Lebowskim oraz artystycznym Człowieku, którego nie było.

Jon-Polito2

Znanych tytułów z pierwszych stron gazet miał przy tym na swoim koncie sporo, choć zawsze przemykał w nich gdzieś na drugim planie, czy nawet w epizodach. I tak pojawił się w Nieśmiertelnym, widać go w równie kultowym Kruku, steampunkowym Człowieku rakiecie czy telewizyjnej adaptacji Śmierci komiwojażera z Dustinem Hoffmanem. Psim tropem do domu (org. Fluke), Stuart Malutki, Rocky i Łoś Superktoś czy serial Maggie Brzęczymucha to z kolei przykłady licznych produkcji dla najmłodszych z jakich także nie rezygnował. Zagrał w Krawcu z Panamy z samym Jamesem Bondem, u boku Mela Gibsona i Roberta Downeya Juniora w Śpiewającym detektywie i w Szkole stewardes z Gwyneth Paltrow, a nie tak dawno mogliśmy go oglądać u Tima Burtona w Wielkich oczach. Grywał także u Eastwooda (Sztandar chwały) czy Ridleya Scotta (American Gangster) i na tym jego filmografia bynajmniej się nie kończy.

Jako aktor charakterystyczny był zawsze niezastąpiony i w większości zauważalny, choć też i pozostawał wiecznie w cieniu gwiazd, odrobinę niedoceniony. Dlatego też największe swoje sukcesy święcił na scenicznych deskach nowojorskich i broadwayowskich teatrów; i to tam też otrzymywał większość ze swoich nielicznych trofeów. Najczęściej można go było jednak zauważyć na ekranach telewizyjnych odbiorników. Castle, Mentalista, Z premedytacją, Gotowe na wszystko, Dwóch i pół, Detektyw Monk, Kochane kłopoty, Szaleję za tobą czy końcu Policjanci z Miami – to tylko najpopularniejsze przykłady produkcji, w których przyszło mu się pojawić. Choć nie zawsze czynił to w fizycznej postaci – zdarzało mu się bowiem podkładać także głosy, m.in. do Amerykańskiego taty; a także do coraz bardziej liczących się na rynku gier wideo, pokroju Batman: Rok Pierwszy.

Czasem uszczypliwie przezywany „Dannym De Vito dla biednych” był od niego jednak wyższy o głowę, a w początkach kariery także zdecydowanie szczuplejszy (wystarczy obejrzeć chociażby Ogień z ogniem czy mini-serię The Gangster Chronicles, aby się o tym przekonać). Nie przejmował się zresztą podobnymi docinkami, w przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu nie szukał też szczęścia po drugiej stronie kamery i nie marzył o sławie. Po prostu robił swoje i nie bał się żadnych wyzwań, żadnych ról, nieważne jak małych. Jak sam przyznał w jednym z wywiadów, był „totalną dziwką bez standardów” (raz zagrał zresztą kobietę).

Nigdy nie krył się także ze swoimi skłonnościami seksualnymi, od roku 2000 pozostając w szczęśliwym związku z Darrylem Armbrusterem – również aktorem (i piosenkarzem). Polito miał także dwójkę rodzeństwa – siostra Delaida zmarła rok temu, a brat Jack jest wciąż aktywnym w branży animatorem. Jon odszedł w czwartek, 1 września, przegrywając walkę z nowotworem, miał „zaledwie” 65 lat.

Jon-Polito3

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA