search
REKLAMA
Analizy filmowe

JESIENNA SONATA. Duet Liv Ullmann i Ingrid Bergman

Tomasz Raczkowski

16 grudnia 2018

REKLAMA

Konfrontacja

Jesienna sonata to także niezwykłe spotkanie dwóch wybitnych aktorek – słynnej, żegnającej się powoli z kinem Ingrid Bergman w roli Charlotte (dla której był to przedostatni występ w karierze) oraz Liv Ullmann, najwybitniejszej aktorki Ingmara Bergmana, która wcieliła się w Evę. To szczególne zestawienie obsadowe dodało Jesiennej sonacie głębi i mocy. Analogicznie do emocjonalnej konfrontacji matki i córki w fabule w filmie tym możemy obserwować aktorskie starcie dwóch wybitnych osobowości. Choć ich ekranowemu spotkaniu nie towarzyszą podteksty rywalizacji i negatywnych emocji, takie skontrastowanie przez Bergmana aktorskich ikon wzmacnia w filmie wątki relacji prestiżu, zderzenia odmiennych światów i osobowości oraz umożliwia obydwu kobietom zmierzenie się ze znacząco się różniącą partnerką.

Po jednej stronie mamy Bergman, niegdysiejszą gwiazdę Hollywood, światowej sławy artystkę, powracającą do rodzimej Szwecji w kameralnym dramacie, pozbawionym międzynarodowego blichtru i splendoru wielkich produkcji. Można dostrzec pewne podobieństwa między osobą Ingrid Bergman a postacią Charlotte, wizytującą rodzinne strony na marginesie światowego życia, swobodniej czującą się, gdy mówi po angielsku niż po szwedzku i wkraczającą w cichy, posępny dom z dystyngowaną elegancją światowej sławy. W tym domu zaś gospodynią jest Eva o twarzy Ullmann, aktorki związanej przez lata (artystycznie i osobiście) z Ingmarem Bergmanem, uosabiającej świat jego autorskich obsesji i ich przetworzeń. Tak jak zahukana Eva jest pewnego rodzaju negatywem pewnej siebie matki, tak skupiona, wycofana Ullmann to pod względem aktorskich technik i dorobku postać z innego filmowego świata. Podczas rozwoju relacji Charlotte i Evy możemy zobaczyć starcie dwóch filmowych osobowości, mierzących się każda z osobna z własną antytezą.

Charlotte-Bergman odbija się w zbudowanym na negatywnych emocjach, neurozach i dusznej intymności wizerunku drugiej kobiety. Jej początkowa energia i egocentryczna pewność siebie stopniowo ustępują, a kobieta daje się wciągnąć w panującą w filmie nerwowość i emocjonalne napięcie. Widzowie z kolei odkrywają ciemniejsze, ale i bardziej ludzkie oblicze Bergman, która wraz ze swoją bohaterką wyciągnięta ze środowiska wielkich świateł i owacji odsłania swoje dramatyczne umiejętności, schodzi z uprzywilejowanych pozycji gwiazdy i podejmuje trudny dialog z Bergmanowskim światem żywych duchów. Jej kreację można określić metaforą zdejmowania maski – o ile na początku filmu widzimy jeszcze wielką gwiazdę, to stopniowo, w miarę jak wzrasta napięcie psychologiczne pomiędzy nią a młodszą kobietą, spod tej powierzchowności wyłania się twarz wewnętrznie skonfliktowanej, niepewnej siebie i uciekającej przed strachem kobiety zbliżającej się do kresu swoich dni oraz kariery.

W odwrotnym kierunku podąża w Jesiennej sonacie Liv Ullmann. Jej aktorska persona też zostaje na wejściu wybita ze standardowych torów – choć to ona jest tu w zasadzie główną bohaterką, od momentu pojawienia się na ekranie Bergman norweska aktorka pozostaje w cieniu, podobnie jak w cień usuwa się przerażona postacią matki Eva. W nieco odmienny więc sposób niż zazwyczaj u Bergmana, Ullmann nie dominuje w narracji, rozpoczynając film niejako na drugim planie; postać skulonej w sobie, przerażonej Evy jest też być może najbardziej stłamszoną z bohaterek, które przyszło zagrać tej aktorce. Jednak w konfrontacji ze starszą kobietą, w miarę jak eskalują uczucia, a Charlotte traci poczucie bezpiecznej wyższości, Eva-Ullmann rozwija skrzydła, wychodząc z jej cienia i w kulminacji stając się równorzędną partnerką dla Charlotte-Bergman, z którą podejmuje w końcu przez lata niemożliwy dialog. To powolne przełamywanie zamknięcia w sobie, odrzucanie kompleksów i zdominowania czyni z roli w Jesiennej sonacie jedną z najwybitniejszych kreacji w karierze Liv Ullmann.

Dynamikę relacji dwóch kobiet i aktorek Bergman oddał najmocniej w dwóch zabiegach inscenizacyjnych. Pierwszym jest wspominana już scena wspólnego wykonania sonaty Chopina. Tak jak widać w niej odmienność osobowości bohaterek, tak w neurotycznej, łamiącej się interpretacji Evy odbija się aktorska tożsamość Ullmann, koncentrującej się na ekspresyjnej inercji, głębokim psychologizmie i introwertyzmie swoich postaci; z kolei gładka, kanoniczna i bardziej efektowna wersja Charlotte koresponduje z jej dorobkiem aktorskim, zorientowanym na zupełnie inny typ kina i postaci – bardziej zamaszysty, dramatycznie rozbudowany i „czysty”. Drugi zabieg to powracająca w wielu momentach kompozycja z twarzą Liv Ullmann w głębi i profilem Ingird Bergman na pierwszym planie. Ullmann patrzy na starszą aktorkę, która zajmuje prymarną pozycję w kadrze, jednak nie można powiedzieć, że któraś z kobiet jest mniej ważna – obydwie w tej relacji zajmują równie istotne miejsce, a różni je tylko ulokowanie. Te ujęcia są wizytówką Jesiennej sonaty, ujmując w pigułce jej fabularną i formalną konfigurację, oddając też istotę filmu, którą jest gwałtowne zderzenie dwóch osobowości, dwóch kobiet, dwóch wielkich aktorek.

***

Jak na „klasyczny film w stylu Bergmana” przystało, Jesienna sonata to bogate znaczeniowo, kontemplacyjne kino. Jest to seans niełatwy, ale otwierający wiele płaszczyzn interpretacji i uruchamiający emocjonalne konteksty. Całościowa jakość filmu jest na pewno w znacznej mierze zasługą Bergman i Ullmann, które wydźwignęły Jesienną sonatę na artystyczne wyżyny, z dużym wyczuciem i energią interpretując napisany przez Szweda scenariusz. Z kolei mając na uwadze problematyczny kontekst współpracy z Ingrid, należy też pamiętać – mimo wszystko – o wkładzie Ingmara Bergmana, który był w stanie zapanować nad obecnością w filmie dwóch aktorskich osobowości i ująć ich interakcję w spójną, przekonującą wizję. To jest właśnie miara wybitności tego reżysera, potrafiącego nawet w momentach kryzysu i zwątpienia wykrzesać z siebie i innych tę szczególną iskrę geniuszu.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA