Has James Bond finally met his match?
Wielu uważa ten film za bękarta serii i umieszcza go wśród najgorszych odcinków bondowskiego cyklu. Ja stoję w całkowitej opozycji, bowiem Zabójczy widok należy do moich ulubionych przygód 007. Zapewne miał na to wpływ fakt, że to bodaj pierwszy Bond, którego widziałem. Ale nawet zdejmując na chwilę okulary nostalgii, łabędzi śpiew Rogera Moore’a ma kilka niezaprzeczalnych zalet.
To właśnie tutaj tak naprawdę seria wkroczyła w lata osiemdziesiąte. Tematyka mikroprocesorów jednoznacznie wiązała się ze zdobywającymi coraz większą popularność komputerami, piosenkę tytułową zaśpiewał młody gniewny zespół Duran Duran (jeden z najlepszych bondowskich utworów), a na ekranie bryluje ikona ‘80s, Grace Jones. Ponadto, w prologu, 007 jeździ na snowboardzie, co pomogło rozpropagować ten sport, ówcześnie będący nowością. Poprzednie dwie części zrealizowane w tej dekadzie nie posiadały jeszcze tego charakterystycznego klimatu, były zawieszone między radosnymi latami siedemdziesiątymi, a współczesną filmom rzeczywistością (może z wyjątkiem sekwencji w Niemczech Wschodnich z „Ośmiorniczki”).
Również od strony aktorskiej znajdzie się kilka niespodzianek. Oprócz wspomnianej wyżej Grace Jones i starych znajomych z MI6 (M, Q, Moneypenny) nie sposób nie wspomnieć o świetnym Christopherze Walkenie, który wciela się w psychopatycznego Maxa Zorina, jednego z najbarwniejszych i najlepiej zagranych przeciwników Bonda. Natomiast 007 wspomaga tym razem sir Godfrey, odgrywany przez dobrego przyjaciela Moore’a – sir Patricka Macnee (znanego między innymi z serialu Rewolwer i melonik, w którym partnerowała mu Diana Rigg, filmowa żona Jamesa Bonda). A na drugim planie można wypatrzyć Alison Doody (Elsę Schneider z późniejszego Indiany Jonesa i ostatniej krucjaty) oraz… debiutującego na ekranie Dolpha Lundgrena. Aktor zawdzięcza tę rolę swojej ówczesnej dziewczynie, czyli Grace Jones. Ponadto, legenda (wszelako potwierdzona przez samą zainteresowaną) głosi, że wśród statystów pojawia się Maud Adams (dziewczyna Scaramangi z „Człowieka ze złotym pistoletem” i tytułowa Ośmiorniczka). Byłby to więc trzeci występ tej aktorki w cyklu.
Pięćdziesięciosiedmioletni sir Roger Moore po raz siódmy i ostatni (tym razem już naprawdę) wciela się w Bonda. I wychodzi mu to zaskakująco dobrze, choć w scenach bardziej dynamicznych użycie dublera staje się momentami aż nazbyt widoczne. Mimo wszystko, da się całość oglądać bez zażenowania, bo Anglik nadal potrafi przywołać arystokratyczno-ironiczną pozę, dzięki czemu wiele można mu wybaczyć. Po latach Moore sam jednak stwierdził, że był „o jakieś czterysta lat za stary”. Ponoć najbardziej uderzyło go to, gdy dowiedział się, że matka jego ekranowej partnerki Tanyi Roberts była młodsza od niego.
W „Zabójczym widoku” jak zwykle zwiedzamy spory kawał świata (od Syberii, poprzez Paryż, aż do San Francisco). Również sekwencje akcji nie zawodzą, ze szczególnym wskazaniem na pogoń po Wieży Eiffela i wcześniejszy pościg ulicami francuskiej stolicy oraz ikoniczną bijatykę na szczycie przęsła mostu Golden Gate.
A ostania scena, w której Q wykorzystuje zdalnie sterowanego robota, by zlokalizować Bonda, który tradycyjnie oddaje się miłosnym figlom, jest wyjątkowo znacząca, ponieważ 007 dosłownie rzuca w niej ręcznik. Tym zabawnym akcentem Moore ostatecznie przekazał widzom, że jego przygoda w smokingu agenta Jej Królewskiej Mości dobiegła końca. Ale sam James Bond miał się dzięki niemu doskonale i powrócił już dwa lata później z nowym, nieco bardziej surowym obliczem.