search
REKLAMA
Archiwum

HITCHCOCK DLA POCZĄTKUJĄCYCH. Przewodnik po wczesnych filmach mistrza

Bartosz Czartoryski

13 lipca 2018

REKLAMA

Pukanie się z niedowierzaniem w głowę, gdy francuski magazyn filmowy “Cahiers du cinema” (“Zeszyty kinowe”) uznał Alfreda Hitchcocka za jedną z największych postaci kina, nie było reakcją odosobnioną. Wydaje się teraz, że racji krytykom zgromadzonym wokół Andre Bazina trudno było nie przyznać – pamiętać jednak trzeba, że angielski reżyser długo musiał czekać, zanim wyniesiono go na piedestał i doceniono walor artystyczny jego filmów. Za kamerą stał od lat dwudziestych, a bezwarunkowa miłość Francois Truffauta i jego kolegów wyraziła się na łamach “Cahiers” dopiero trzy dekady później. Koncepcja kina autorskiego zawładnęła umysłami postępowej części krytyki, co poniosło za sobą rewizję sztuki twórców takich jak Fritz Lang, Howard Hawks czy właśnie Alfred Hitchcock. Nobilitacja, której wówczas dostąpili, okazała się w pełni zasłużona, a sam popularny Hitch zdołał potem nakręcić wiele obrazów wielkich lub o wybitność się ocierających – jakby na potwierdzenie słuszności tezy o własnym geniuszu.

Hitchock na planie Orła z gór
Alfred Hitchcock na planie niemego filmu Orzeł z gór The Mountain Eagle 1926
Reżyser we mgle

Ptaki, Psychoza, Północ – północny zachód, Zawrót głowy – to tylko kilka z nich, te najbardziej znane, do których widz wraca najchętniej. Wszystkie nakręcone w Stanach Zjednoczonych. A przecież korpulentny Anglik, zanim wyjechał za ocean w roku 1939, swoje pierwsze reżyserskie kroki stawiał w ojczyźnie. Za swój debiutancki film, pomimo dwóch tytułów na koncie, uznawał Lokatora (1926). Historię, silnie inspirowaną słynną sprawą Kuby Rozpruwacza, oparł na powieści autorstwa Marie Belloc Lowndes o tym samym tytule oraz sztuce teatralnej “Who is he?” (“Kim on jest?”). Sama Lowndes czerpała ponoć z anegdoty, której prawdziwość trudno dziś zweryfikować, a która sama w sobie stanowi znakomity opis fabuły Lokatora. Otóż malarz Walter Sickert, wprowadzając się do nowego lokum, został powiadomiony przez właścicielkę mieszkania, że poprzednim mieszkańcem pokoju był ponoć sam Kuba Rozpruwacz. Podobnie dzieje się u Hitchcocka: małżeństwo Buntingów wynajmuje pokój okutanemu w szal, tajemniczemu przybyszowi z ulicy, który przejawia niezdrowe zainteresowanie morderstwami młodych kobiet, dokonywanymi w ostatnim czasie na ulicach Londynu. Córka Buntingów, Daisy, pasuje jak ulał do profilu ofiary zabójcy zwanego Mścicielem – jej włosy są koloru złota, co jest powodem niepokojów jej absztyfikanta, detektywa o imieniu Joe. Podejrzewa, że tytułowy lokator może być tym, kogo szuka policja, a Daisy jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Początkowo reżyser miał zamiar pozostawić decyzję co do tożsamości lokatora widzowi, realizując finał dwuznaczny, nie doprowadzając do wyjaśnienia sprawy. Wersja, którą możemy oglądać, nie pozostawia miejsca na spekulacje, lecz nie umniejsza to w żadnym razie maestrii konstrukcji fabularnej Lokatora. W każdym razie, korzystając z dobrodziejstw trzymającej w napięciu historii, mistrz suspensu dokonuje doskonałego zmylenia widza, nie dając od razu jasnej odpowiedzi kim jest lokator i nie precyzując motywów jego działań aż do ostatnich sekund filmu. A nawet, gdy już widz zna rozwiązanie zagadki, nie może być pewien losu postaci granej przez Ivora Novello.

Już pierwsze sceny, zrealizowane jako ciąg powiązanych ze sobą zdarzeń, obrazujących proces obiegu informacyjnego (od momentu odkrycia ciała do chwili sprzedaży gazet z sensacyjną wiadomością) charakterystyczne są dla dojrzałego kina Hitchcocka. Podobny zabieg formalny powtórzy zresztą w Męce milczenia (1929). Prócz wspomnianego chwytu realizatorskiego, Lokator odsłania jeden z ważniejszych elementów sztuki Anglika – seksualność, zmysłowość zbrodni. Strategia doboru ofiar Mściciela opiera się przecież na jednym kryterium – kolorze włosów, co jest swoistym fetyszem seksualnym.

W warstwie formalnej Lokatora widoczne są również wpływy ekspresjonistycznych reżyserów niemieckich – Hitchcock korzysta z wirażowania, oświetleniem buduje klaustrofobiczny nastrój, podkreślany dodatkowo przez pozycjonowanie kamery. Podtytuł filmu brzmi A Story of the London Fog (Opowieść o londyńskiej mgle) i właśnie mgła stanowi nieodłączny element scenografii złowieszczego Londynu początku wieku.

REKLAMA