search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Hel. Lynch i Kubrick spotkali się przy tanim piwie

Jan Dąbrowski

6 sierpnia 2016

REKLAMA

Filmowy Hel poza sezonem turystycznym przypomina opuszczone miasteczka rozsiane wokół czarnobylskiej elektrowni atomowej. Zatęchłe i ciasno ustawione obok siebie przyczepy kempingowe, zaniedbana stacja benzynowa oraz nieczynne wesołe miasteczko tworzą dość upiorny krajobraz, który nieszczególnie zachęca do zwiedzania. Jedyną atrakcją (nie licząc plaży) jest tu obskurny bar ze striptizem, gdzie nieliczni miejscowi spędzają czas, sącząc drinki i wodząc wzrokiem po zgrabnym ciele Mili (Małgorzata Krukowska) – jedynej w lokalu tancerki przed trzydziestką. I choć wydaje się, że pies z kulawą nogą nie chciałby zamieszkać w takiej okolicy, właśnie tu przyjeżdża podstarzały Amerykanin, Jack (Phillip Lenkowsky), który wprowadza się do jednej z przyczep z zamiarem napisania nowego scenariusza. Wątpliwej klasy otoczenie ma być dla niego inspiracją.

377187

Pierwszymi rzeczami, które rzucają się w oczy podczas seansu, są specyficzna atmosfera i umowność świata przedstawionego. Zapuszczone nadmorskie odludzie to miejsce nudne i pozbawione perspektyw na rozwój, zwłaszcza poza sezonem turystycznym. Kiedy na stacji benzynowej w niewyjaśnionych okolicznościach ginie młoda dziewczyna, podejrzenie pada Jacka – jedynego obcego w tej zamkniętej społeczności. Brzmi jak początek kameralnego kryminału, lecz to tylko pozory. Film nie stoi fabułą, ale gęstym klimatem.

Katia Priwieziencew i Paweł Tarasiewicz, którzy stworzyli Hel, odwołują się do produkcji Davida Lyncha i Stanleya Kubricka, przy czym cytują z wyczuciem i kreatywnie. Wystarczy przyjrzeć się bohaterom. Amerykanin o imieniu Jack (sic!) w poszukiwaniu natchnienia przyjeżdża na odludzie w zimnym, jesienno-zimowym okresie i siada z papierosem i szklanką whiskey do maszyny do pisania. Wprawdzie przyczepa kempingowa to nie hotel Overlook ze Lśnienia, ale podobieństw jest zbyt wiele, by uznać je za przypadkowe. Równie znajomo wygląda miejsce, gdzie rozgrywa się akcja Helu. Czołówka filmu składająca się ze zdjęć przyczep, nieczynnego parku rozrywki, plażę etc przypomina beznamiętną pracę maszyn i górski krajobraz na początku każdego odcinka Twin Peaks – muzyka i kadrowanie sprawiają, że pozornie neutralne elementy stają się odpowiednio nacechowane. W obu produkcjach czołówka przedstawia miejsce, w którym dokonuje się zbrodnia. Pozostając przy serialu Davida Lyncha: odtwórca roli agenta Coopera nazywa się Kyle MacLachlan, a jeden z bohaterów Helu ma na imię Kail (Marcin Kowalczyk). Z jednej strony identyczne brzmienie obu imion może być przypadkowe. Z drugiej – dotyczy bohatera, który zarobkowo podpina ludzi do wariografu i sprawdza ich prawdomówność. Odnajdywanie takich drobiazgów podczas seansu sprawia, że świat przedstawiony na ekranie jest jeszcze ciekawszy.

2671802f-c7fc-4182-9fe1-f019f69d35f1

Ponadto warto zwrócić uwagę na nietypową pracę kamery, montaż i kolorystykę. Twórcy Helu zrealizowali swój film tak, że przypomina wyreżyserowany przez Anthony’ego Hopkinsa Slipstream. Tamta produkcja miała nieporównywalnie większy budżet i rozmach realizacyjny, lecz zabiegi montażowe są bardzo podobne w swojej nietypowości. Te elementy, zgodnie z założeniami stylu zerowego powinny być niemal niedostrzegalne przy oglądaniu filmów imitujących rzeczywistość, lecz w Helu rzucają się w oczy i również mają znaczenie. W scenach dialogowych (w kolorze, z normalną ekspresją aktorów) dodano szybkie przebitki na zbliżenie twarzy rozmówców (czarno-białe, nieco nadekspresyjnie zagrane). Sprawia to trochę wrażenie, jakby twórcy chcieli oddać sposób myślenia poszczególnych bohaterów, ich nastawienie względem rozmówcy.  W obu przypadkach zresztą twórcy odnieśli sukces.

Hel został nakręcony na taśmie, co  wiązało się z kosztami produkcyjnymi i dodatkową pracą ekipy. Przy filmie pracowało trzech operatorów oraz studenci, co również wpłynęło na efekt końcowy, który robi wrażenie. Ziarnisty obraz w połączeniu ze specyficzną kolorystyką i osadzeniem akcji filmu w realiach przypominających  lata 90. (na poziomie scenografii i rekwizytów) to prawdziwa podróż w przeszłość, lecz jednocześnie do miejsca leżącego poza czasem.

To alternatywa z całym dobrodziejstwem inwentarza, więc zwolennicy klasycznie poprowadzonych fabuł i jednoznacznych odpowiedzi będą rozczarowani. To intrygujący film, zgrabnie łączący elementy popkulturowe z zagranicy z rodzimym kinem autorskim. Hel ogląda się z przyjemnym uczuciem obcowania z czymś znajomym, lecz przetworzonym w zupełnie nowy sposób – jakby David Lynch i Stanley Kubrick spotkali się nad polskim morzem na tanim piwie.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA