HAIR Miloša Formana. Widmo wolności
Tekst zdradza ważne elementy fabuły!
Milos Forman urodził się w roku 1932 na terenie Czechosłowacji. Przyszło mu dorastać w czasach niezwykle ciężkich dla osób dorosłych, nie wspominając o Bogu ducha winnych dzieciach. Gdy miał lat 11, w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu zginęła jego matka, rok później w Ettersbergu (na terenie miasta znajdował się obóz Buchenwald) ginie jego ojciec. Forman zostaje sam, otoczony niewielką grupką bliskich.
Niby nie ma się co rozczulać, bo w polskiej świadomości – silnie dotkniętej wojenną tragedią – takie historie zakorzeniane są od dziecka. I może właśnie przez to, że program nauczania kładzie na nie silny nacisk i nie pozwala zapomnieć, w świadomości Polaka zachodzi reakcja zupełnie odwrotna aniżeli ta, którą to wielkie uświadamianie tragedii ma wywołać. W pewnym momencie okropieństwa i tragedie zmieniają się w smutne fotografie ze szkolnych podręczników, a ludzie przestają myśleć o tej moralnej abstrakcji jak o wydarzeniu, które zdarzyło się naprawdę. Gubimy silnie emocjonalny ładunek. Dzieciaki z hukiem odkładają „Medaliony” czy opowiadania Tadeusza Borowskiego. Kolejna głupawa lektura, konieczny przerywnik pomiędzy Pratchettem i Gaimanem, Kingiem i Lovecraftem, „Piłą” i „High School Musicalem”.
„Pianista” Polańskiego jest głupi, bo za długi. Krytycy wytykają niedociągnięcia, bo przecież – to wielki Polański. Tylko pytanie, czy o to w tym wszystkim chodzi? Czy nie potrafimy spojrzeć na to, co stało się kilkadziesiąt lat temu, z perspektywy nie skażonej akademizmem, historyzmem czy jakimkolwiek innym nic nie wartym i kategoryzującym „izmem”? Tak jak Forman, czyli dzieciak, który doświadczył tego na własnej skórze.
W tym momencie niejeden czytelnik zadaje sobie pytanie, o czym to ja opowiadam, bo w nagłówku strony wklejone jest logo promujące film o czasach późniejszych o ładne dwie dekady. I, od razu odpowiadam – tak, zamierzam mówić o „Hair” w interpretacji czeskiego reżysera. „Hair”, które – podobnie jak ruch hippisowski – wyrasta według mnie w czasach, w których swe pianino musiał porzucić Szpilman i w których swych rodziców stracił Forman. W czasach, które dziś zaliczamy na ocenę, w skali od jednego do sześciu (smutne).
Gdzie to powiązanie?
Zauważmy, że ruch hippisowski – jeden z głównych tematów musicalu – wyrasta jako grupa społeczna o charakterze pacyfistycznym skierowana przeciwko militarystycznej polityce państwa amerykańskiego. „Miękkie ostrze” broni dzieci kwiatów, skierowane jest przeciw temu, co dwie dekady temu spowodowało spustoszenie kontynentu europejskiego i kolejny w krótkiej historii Ameryki moment kluczowy, czyli zbombardowanie Pearl Harbor. W świadomości ludzi dorastających w atmosferze zimnej wojny i konkursu zbrojeń, w czasach, gdy prężnie rozwijająca się amerykańska kultura popularna wydawała na świat fantastyczne, wpływające na wyobraźnię w sposób niezwykły wizje świata zdehumanizowanego, spustoszonego niewyobrażalnie wielką tragedią, powstał ruch, który powiedział „nie” dla powtórki z historii. Jasnym jest fakt, że „nie” dotarło również do uszu bezdusznych kapitalistów i konserwatywnych obywateli popierających wojnę o ojczyznę – twór dziwny, bo czy tak cenny, by poświęcać za niego tysiące młodych chłopaków? Czy ojczyzna nie jest czasem czymś na wzór ołtarza ofiarnego? Kawałka kamienia, na którym wylewa się krew kilku ofiar, by w naturze zapanowała równowaga, a dobry Bóg spojrzał na nas przychylniej?
Hippisi zauważyli błędne koło, jakie zatoczył ich kraj w momencie zaangażowania się w konflikt na Dalekim Wschodzie. Budując swój ruch na filozofii wykładanej od lat pięćdziesiątych przez awangardową grupę tzw. beatników, wytworzyli subkulturę (używam bez pejoratywnego wydźwięku, który częstokroć towarzyszy temu terminowi), która przyczyniła się do zaprzestania działań militarnych na terenie Wietnamu. „Czyńmy miłość, nie wojnę” – tak brzmiało jedno z głównych haseł ruchu, tak można opisać i „Hair”, do którego przechodzimy po, nie oszukujmy się, przydługim wstępie.
Zabawa kliszami lub sklejanie stereotypów
Forman doskonale rozumie założenia ruchu hippisowskiego, który – tu jedynie moje zdanie – jest mu szczególnie bliski. Nie bez przyczyny na kilka lat przed filmową adaptacją scenicznego hitu z desek Broadwayu podjął się realizacji „Lotu nad kukułczym gniazdem”, czyli filmu na podstawie powieści Kena Keseya (autor silnie związany z ruchem beatników, o którym wspominałem nieco wcześniej). I nie ma się co dziwić, bo komu – jeśli nie mężczyźnie, który przez działania wojenne stracił oboje rodziców – mają być bliższe postulaty dotyczące niczym nie skrępowanej wolności, miłości, zakończenia rozlewu krwi w imię napuszonych haseł cuchnących konserwatywną tandetą? Niemniej widz, który od „Hair” oczekuje głębokiego i pełnego spojrzenia na jedną z najistotniejszych subkultur w historii Stanów Zjednoczonych, srodze się zawiedzie. Forman doskonale wiedział, że przekazywanie prawd życiowych w formie musicalowej wyjść nie może, dlatego zamiast kompletnej analizy grupy społecznej zdecydował się na sklejenie kilku sztandarowych stereotypów, które od dawien dawna krążą od ucha jednego ciekawskiego słuchacza do ucha drugiego. Uniknął tym samym czegoś, co nieco na wyrost nazwać można „musicalowym decorum”, bo nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek potrafił wyobrazić sobie, chociażby, Birkuta w synchronicznym pląsie… Może to i pocieszne, ale może, a nawet na pewno, i trochę głupie. Chwała Formanowi za to, że u niego tego nie doświadczymy. Doświadczymy za to, oddzielnie, synchronicznych pląsów na najwyższym poziomie i moralnej refleksji, która swą prostotą przewyższa niejeden nadęty tytuł próbujący w ciągu kilkudziesięciu minut wytłumaczyć znudzonemu widzowi sens jego marnej egzystencji.
Przede wszystkim, stereotypowi – wręcz do bólu – są bohaterowie. Na początek, Claude – chłopak przybywa do Nowego Jorku z położonej na południu Ameryki Oklahomy, stanu konserwatywnego, a co za tym idzie – popierającego ówczesną politykę rządu. Nieco zagubiony w wielkim mieście, nieśmiały i na pierwszy rzut oka naiwny, wpada w parku na grupę hippisów, którzy beztrosko hasają po trawie w poszukiwaniu garści drobniaków. On chce spełnić swój obywatelski obowiązek, tocząc bój na śmierć i życie w wietnamskiej dżungli, oni żyją dniem i plują na obywatelskie obowiązki.