GYPSY. Nowe serialowe oblicze Naomi Watts
Naomi Watts zadebiutowała ostatnio w nowej roli – gwiazdy serialu. Co prawda aktorka miała na koncie role w kilku serialowych produkcjach, a całkiem niedawno mogliśmy oglądać ją w nowej odsłonie Twin Peaks, jednak po raz pierwszy wzięła na siebie ciężar wiodącej roli. Wyprodukowany przez stację Netflix, liczący dziesięć epizodów Gypsy w założeniu miał być thrillerem psychologicznym. Czy jest to pełna napięcia, autentyczna pod względem psychologii postaci, wciągająca opowieść, czy tania psychologia rodem z popularnych romansów?
Naomi Watts (Funny Games U.S., Mulholland Drive, Osaczona) wciela się w rolę mieszkającej w Nowym Jorku doświadczonej psychoterapeutki, która – jak się wkrótce okaże – stosuje dość nieszablonowe metody uzdrawiania psyche oraz zaburzonych relacji międzyludzkich.
Jean Holloway ma z pozoru idealne życie. Przystojnego męża, córkę, pracę, która jest wyzwaniem, a jednoczenie pozwala się spełniać. Jednak za tą fasadą kryje się zagubiona kobieta, niepewna swojej tożsamości, seksualności, pełna nieuświadomionych (sic!) kompleksów. Nie to jest jednak najdziwniejsze. Jean stanowczo zbyt mocno ingeruje w egzystencję swoich pacjentów. Z nie do końca jasnych pobudek wkracza w ich sferę prywatną, co więcej, próby podglądania, a następnie wchodzenia w interakcje z bliskimi pacjentów utrzymuje w sekrecie przed obiema zainteresowanymi stronami. Tym sposobem niby to przypadkiem “zaprzyjaźnia się” z córką swojej wieloletniej pacjentki, Claire Rogers. W podobny sposób nawiązuje dwuznaczną relację z pracującą w kawiarni początkującą wokalistką rockową Sidney (znana z filmu Kingsman: Złoty Krąg Sophie Cookson). Sidney jest byłą dziewczyną i obiektem niezdrowej obsesji młodego chłopaka, Sama (Karl Glusman znany z produkcji Neon Demon oraz Love), któremu Jean usiłuje pomóc, stosując tyleż nowatorskie, co wątpliwe etycznie metody terapii… Coś sobie w ten sposób kompensuje? Rzeczywiście chce pomóc, nie zważając na środki? A może ma zaborcze, rozmiłowane w intrygach i manipulacjach alter ego?
Kim jest druga Jean? Ta, która przedstawia się ludziom jako dziennikarka freelancerka Diane Hart. Z pewnością całkowitym przeciwieństwo tego, za kogo Jean stara się uchodzić. Pytanie tylko, która z nich jest prawdziwą Jean, a która maską wkładaną na potrzeby życia w społeczeństwie. Szybko okazuje się, że perfekcjonizm i normatywność, którego oczekują od Jean pracodawca, wymagająca matka, rada szkoły, do której uczęszcza jej córka Dolly, oraz mający się za nowojorską elitę znajomi, są fikcją. Kobieta ma wiele sekretów i drugie nikomu nieznane oblicze. Wszystko to brzmi mrocznie i intrygująco. Serial ma ciekawy punkt wyjścia, tylko czy wykorzystuje potencjał, jaki płynie z tego typu historii?
Gypsy nie jest ani pełnokrwistym portretem współczesnej kobiety zawieszonej między pragnieniami a powinnościami, ani studium dysocjacyjnych zaburzeń tożsamości ubranym w szaty serialu obyczajowego, ani filmową charakterystyką grupy zawodowej, jaką stanowią – coraz bardziej popularni w krajach wysoko rozwiniętych – psychoterapeuci, ani historią romansu dwóch kobiet z mocno zaakcentowanym wątkiem erotycznym. Jest wszystkim tym po trochu, ale nie można pozbyć się wrażenia, że wymienione tematy zostały jedynie muśnięte, potraktowane zbyt powierzchownie. Jak na serial o psychoterapeutce, która, o ironio, sama boryka się ze swoistym podwojeniem i płynną tożsamością, Gypsy jest wyjątkowo schematycznym i niepogłębionym obrazem. Poszczególne wątki są interesujące i trafnie zobrazowane, ale jako całość serial się nie broni. Brakuje spójności i ciągłości. Być może jest to częściowo celowy zabieg twórców, którzy starali się nadać opowieści aurę tajemniczości oraz zamknęli pierwszy sezon dość enigmatycznym postępkiem i monologiem głównej bohaterki, licząc na rozwinięcie zagadki jej osobowości w planowanym kolejnym sezonie. Niestety Gypsy nie uzyskało oczekiwanej popularności ani wśród widzów, ani tym bardziej krytyków, więc jego kontynuacja została anulowana.
Można się tylko domyślać, że w planach scenarzystów Gypsy miało stać się śmiałym serialem o wewnętrznym rozdarciu, kryzysie tożsamości, który współcześnie dotyka coraz więcej ludzi. O transgresji na różnych polach, w końcu bohaterka bada i stopniowo przekracza kolejne granice, buntuje się przeciw normom. O walce ze słabościami i przeciwnie, poddawaniu się długo wypieranym skłonnościom i namiętnościom. Na uznanie zasługuje kreacja Naomi Watts, ale nawet jej pierwszorzędnie odegrana rola – a właściwie role – nie są w stanie sprawić, że Gypsy wybije się ponad przeciętność i na dłużej zostanie w pamięci.
Okazuje się jednak, że nie wszyscy są tak krytycznie nastawieni do produkcji z Naomi Watts i Sophie Cookson w rolach pierwszoplanowych. Gypsy ma grono wiernych wielbicieli, którzy zbierają podpisy pod internetową petycją, walcząc o kontynuację serialu. Pytanie tylko, czy kolejny sezon Gypsy jest potrzebny szerszej widowni?
Ciekawostką jest też fakt, że serialowa postać Sidney Pierce – podobnie jak kapela rockowa, której była liderką – mimo że w rzeczywistości nie istnieje, żyje własnym życiem. Wykreowana przez Cookson fikcyjna bohaterka ma konto na Instagramie. W galerii można obejrzeć między innymi zdjęcia z prób zespołu Vagabond Hotel (większość utworów, które słyszymy w serialu, została skomponowana i wykonana przez wokalistkę nazwiskiem Esmé Patterson) oraz słynną z serialu fotkę, na której Sidney całuje Jean. To intymne selfie o mało nie zdemaskowało prowadzącej podwójne życie, unikającej mediów społecznościowych, Jean-przykładnej-żony-i-matki. Na profilu Vagabond Hotel można znaleźć także link do wspomnianej petycji. Czy determinacja fanów jest w stanie wskrzesić Gypsy?
korekta: Kornelia Farynowska