GRA O TRON. „Góra i Żmija”, czyli kiedy Pedro Pascalowi wybuchła głowa
W poprzednim odcinku #45: GRA O TRON. „Góra i Żmija”, czyli kiedy Pedro Pascalowi wybuchła głowa
W ubiegłej już dekadzie Gra o tron była prawdziwym fenomenem, który elektryzował widownię i wyznaczał nowe trendy w medium telewizyjnym. Dziś na flagowym serialu HBO kładzie się mało chlubny cień słabego zakończenia, który nieco wypacza wspomnienia o produkcji. Jakkolwiek źle nie byłoby w sezonie 8, nie powinien on przysłonić tego, jak wciągającą pozycją była Gra o tron w swoich najlepszych latach. O to, na kiedy one dokładnie przypadają, można się spierać, ale raczej nikt nie będzie polemizował, że do złotych lat Gry zalicza się seria 4., emitowana w 2014 roku. To w tym sezonie swój epizod w Westeros zaliczył Pedro Pascal, którego kariera gwałtownie wystrzeliła po tym właśnie występnie. Choć Pascal występował w serialu dość krótko, to zdążył mocno zaznaczyć swoją obecność, a także stać się głównym bohaterem jednego z najbardziej pamiętnych (i brzemiennych w skutki fabularne) momentów serialu, którym był finał odcinka 8. czwartej serii zatytułowany Góra i Żmija.
Tytuł epizodu sygnalizował od razu, że głównym daniem będzie w nim pojedynek Oberyna Martella (bohatera Pascala) i Gregora Clegane’a, którzy mieli stanąć naprzeciw siebie w próbie walki, której zażądał w odcinku 5. oskarżony o zabicie króla Joffreya Tyrion Lannister. W odcinku 6. Martell zgodził się reprezentować ulubieńca widzów głównie po to, by móc walczyć z ser Gregorem, mordercą jego siostry i jej dzieci. Wątek zabójstwa Joffreya i oskarżenia Tyriona był jednym z głównych motywów całej serii, wyznaczającej jej charakter. Innym markerem tego ostatniego była charyzmatyczna obecność Oberyna, przybywającego z odległego Dorne. Połączenie sił, nawet jeśli czysto strategiczne, przez Tyriona i szybko podbijającego serca widzów Martella było ekscytującą obietnicą rozwiązania tego konfliktu, jakkolwiek by się ono nie potoczyło. Takim oczekiwaniom musiał sprostać odcinek 8.
Podobne:
Zanim jednak twórcy pokazali nam tytułowe starcie Żmiji (Martella) i Góry (Clegane’a), przez ponad pół godziny rozwijali inne wątki, każąc widzom czekać na danie główne. Odcinek rozpoczyna więc sekwencja ataku oddziału Dzikich na jedną z osad za Murem, co z kolei było jednym z finałowych elementów podbudowujących to, co miało stać się w kolejnym epizodzie, a więc wielkiej bitwy między Nocną Strażą i Wolnymi Ludźmi napierającymi na Północ zza Muru. Nieco bardziej na południe zobaczyliśmy również zdobycie Fosy Cailin przez dowodzone przez Ramsaya Snowa (naturalnego następcy Joffreya w roli najbardziej znienawidzonej postaci serialu) siły Boltonów przy pomocy Theona Greyjoya, złamanego przez oprawcę i zmuszonego do wynegocjowania kapitulacji i efektywnej masakry swoich pobratymców z Żelaznych Wysp. Idąc jeszcze kawałek w stronę Królewskiej Przystani, twórcy zaserwowali też ciekawe rozwiązanie cliffhangera z odcinka 7., który kończył się zabójstwem Lady Arryn przez Petyra Baelisha. W niespodziewanym zwrocie będąca pod kuratelą Littlefingera Sansa Stark pomogła mu uniknąć kary, pokazując swoją ewolucję z ofiary w kierunku graczki, która miała w końcu odegrać kluczową rolę w tytułowej grze o tron. W powiązaniu z tym wątkiem otrzymaliśmy też swoisty comic relief, gdy Ogar w końcu doprowadza Aryę do Doliny, by dowiedzieć się, że po śmierci Arryn nie ma co liczyć na okup, który motywował go od dobrego sezonu. W końcu, w odcinku 8. doszło też do ważnego zwrotu w wątku Daenerys, która wypędza ze swojego dworu Joraha Mormonta po tym, jak wyszło na jaw, że szpiegował ją dla Siedmiu Królestw w pierwszym sezonie. Wszystkie te elementy układanki były ważnymi ruchami z perspektywy makroopowieści, jednak David Benioff i Dan Weiss najważniejsze zostawili na koniec.
Ledwie na 10 minut przed końcem odcinka przechodzimy do Tyriona, dzielącego w oczekiwaniu na próbę walki być może ostatnią rozmowę z bratem Jamiem. Po tym następuje (wreszcie) wyczekiwana konfrontacja, mająca nie tylko zdecydować o losie Lannistera, ale i potencjalnie wyrównać rachunki między Martellem a zabójcą jego rodziny. Starcie jest popisem realizacyjnym reżyserującego odcinek Alexa Gravesa. W dynamicznym montażu, który nie gubi jednak przejrzystości akcji, obserwujemy konfrontację wielkiego i silnego Góry i zwinnego, skaczącego wokół niego Martella. Choć początkowo wydaje się, że Clegane zwycięży ze względu na samą dysproporcję masy i zasięgu ramion, okazuje się, że Oberyn to wytrawny wojownik, który dość szybko zyskuje przewagę i po kilku minutach wymiany ciosów powala przeciwnika (jedynym, drobnym, mankamentem choreograficznym jest moment przecięcia ścięgien w nodze Góry, wyraźnie zostającego w otwartej pozycji, by umożliwić operatorowi uchwycenie momentu). Wydaje się, że Martell zwycięża, a Tyrion jest ocalony. Jednak Oberyn nie dobija rywala, ale eskaluje swoją wykrzykiwaną cały pojedynek litanię „zgwałciłeś ją, zamordowałeś ją, zabiłeś jej dzieci – powiedz jej imię” (w odniesieniu do zabitej przez Clegane’a siostry), bezpośrednio wskazując Tywina Lannistera jako wydającego rozkaz i domagając się potwierdzenia od powalonego rywala. To prowadzi go na manowce – gdy na moment traci czujność i posyła pełen ekscytacji uśmiech swojej kochance, resztkami sił Góra powala go na ziemię, wybija zęby i rozgniata mu czaszkę, wypowiadając w końcu imię „Elia Martell” i szydząc, powtarzając słowa Martella odnośnie do tego, co z nią zrobił. Efekt jest taki, że Góra ledwo, ale dycha, a Oberyn na kilka sekund po swoim triumfie kończy z roztrzaskaną gołymi rękami czaszką, nie tylko kończąc swój krótki udział w grze o tron, ale i przesądzając los Tyriona, pozostawionego w ciężkim szoku. Klasyczna, nieoczywista kulminacja Gry o tron.
Góra i Żmija to pod pewnymi względami wszystko, co najlepsze w szczytowym okresie emisji Gry o tron – mamy tu rozwijane ciekawie charakterystyki postaci, mamy dawkę intryg, akcji rozrzucone przekrojowo po Westeros i Essos, mamy pomniejsze kulminacje, poprzedzające naprawdę mocną, brutalną i zaskakującą puentę, w której raczej pozytywna postać zostaje zabita w konsekwencji swoich błędnych decyzji (oraz buty). W tym odcinku uruchomiono też kilka istotnych linii narracyjnych na kolejne epizody i sezony – wyrok sprowokował ucieczkę Tyriona do Essos i zabicie po drodze Tywina, co zupełnie zmieniło układ sił w Królewskiej Przystani i – niestety – sprowadziło wątek najmłodszego Lannistera do płaskiego zbioru grubych żartów i nieciekawych zdarzeń, jednym z których było spotkanie z wygnanym Mormontem. Ku eskalacji zmierzały też wątki na Północy, jak również zmienione zostały w istotny sposób trajektorie dotyczące dwóch sióstr Stark. W retrospekcji był to jeden z ostatnich naprawdę wielkich momentów serialu, który wkrótce miał stracić polot i pomysł na wiele postaci czy wątków (w obliczu braku materiału źródłowego). Ale i tak ten epizod pozostaje klasycznym, pokazującym do jakiej wielkości duet Benioff–Weiss był w stanie poprowadzić ten serial.