Godzilla – oficjalny trailer
Grudniowy teaser-trailer nowego filmu Garetha Edwardsa (to ten, co oszukał nas filmem “Monsters”, że niby miało być o potworach, a było o dwóch ludziach 😉 narobił mi smaku – nie powiem, ale wciąż nie byłem do końca przekonany, czy przypadkiem nie daję się “Godzilli” robić w balona po raz drugi. Pamiętacie teaser filmu Emmericha z 1998 roku, na którym wielka łapa Godzilli rozdeptywała szkielet T-Rexa, ku przerażeniu szkolnej wycieczki i uciesze nas, widzów? Albo trailer tegoż filmu? Też konkretnie dowalał do pieca. Jak wiadomo, film Emmericha, choć potwór był całkiem udany, okazał się słabiutki, szczególnie za sprawą fatalnie dobranej obsady i równie źle rozpisanych postaci. No, więc nieco podobne odczucia mam w stosunku do trailera nowej “Godzilli”, bo niby wszystko jest na swoim miejscu, jest Bryan Cranston, jest spektakularność, niesamowitość, czuć gigantyczność potwora i marność / kruchość / nieporadność ludzkości w zestawieniu z nim, są mega-efekty specjalne, a aktorzy (i mocno dramatyzująca muzyka skradziona cichcem z “2001: Odysei kosmicznej”) zdają się mocno wczuwać w sytuację, którą można kolokwialnie nazwać “ludzkość znalazła się na skraju czarnej dupy”. Ale trailer to krótka, nawet bardzo, forma, wszystko zależy od tego, jak i czy powyższe elementy zepną się w całość w gotowym filmie. Może wyjść kapitalne kino katastroficzne z dobrze wkomponowanym czynnikiem ludzkim, może też wyjść wydmuszka, pokaz efektów specjalnych bez angażowania emocji – choć patrząc na łkającego Cranstona, o ludzkie emocje – oby nie przeszarżowane – zadbano. Jedno już dziś jest pewne, tak wielkiego bydlaka, jak Godzilla A.D. 2014 jeszcze w kinie nie było. Potwór Emmericha, reklamowany taglinem “Wielkość ma znaczenie”, mógłby nowej Godzilli służyć za taboret, a potwory z “Pacific Rim” za wykałaczki.