search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

GŁUSZA. Problemy pierwszego świata

Jan Dąbrowski

8 stycznia 2017

REKLAMA

Postapokalipsa niejedno ma imię. Od dziesięcioleci pisarze i scenarzyści łączą postęp nauki z szeroko rozumianą katastrofą. Najczęściej wojną atomową, skażeniem lub klęską żywiołową. Niezależnie od powodu jest on zazwyczaj jedynie pretekstem do stworzenia nieprzyjaznej człowiekowi wizji zniszczonego świata. Niektóre filmy okazały się wzorcowe dla gatunku (seria Mad Max), inne poszerzyły jego granice. Pojawiły się dzieła przerażająco realistyczne (Ludzkie dzieci), a także animacje na ten temat (WALL·E). Nie da się ukryć, że z każdą dekadą postapokalipsa w kinie rozrasta się do niczym grzyb atomowy, choć są to produkcje różnej jakości i zasięgu.

W wywiadzie dla portalu Scene Creek reżyserka Głuszy Patricia Rozema mówiła o niej tak:

Wszyscy kręcą filmy postapokaliptyczne, ale nikt nie robił ich realistycznie, a już na pewno nie z dwiema głównymi bohaterkami. To wydawało się świeże i chciałam znaleźć w tym coś nowego i pięknego.

Brzmi zachęcająco.

Siostry Eva i Nell (Evan Rachel Wood i Ellen Page) mieszkają wraz z ojcem w malowniczo położonym domku pośród lasu. Samochodem dojeżdżają do najbliższego miasteczka, gdzie jedna dziewczyna uczęszcza na lekcje tańca, a druga spotyka się ze swoim chłopakiem. Sielankę wśród bujnej przyrody przerywa niespodziewany zanik prądu, sieci komórkowej i Internetu. Odcięcie dostępu do tych dóbr od pierwszych chwil okazuje się udręką dla obu sióstr. Eva musi trenować swój układ taneczny przy monotonnym stukaniu metronomu zamiast muzyki, a Nell zastąpiła naukę przy pomocy komputera czytaniem drukowanych podręczników. Na domiar złego ojciec – będący najbardziej rozgarniętą osobą w rodzinie – dość szybko ginie w wypadku podczas ścinania drzewa na opał. Pogrążone w żałobie i pozbawione elektryczności siostry z braku innych opcji próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości bez zasięgu i stałego źródła energii.

I choć nic na to nie wskazywało, pozostawione same sobie dziewczyny całkiem nieźle się organizują. Mają kurnik i chlewik, starają się mądrze gospodarować zapasami żywności. Coraz większą zaradność bohaterek znakomicie ilustrują takie sceny jak sprawianie upolowanej samodzielnie zwierzyny, czy zbieranie ziół i jadalnych roślin. Część suszą, a z reszty robią przetwory. Ze znalezionych w domu książek uczą się metod konserwacji i przechowywania zdobytego jedzenia, starając się myśleć perspektywicznie. Mimo śmierci ojca patrzą w przyszłość z nadzieją, liczą na to, że prąd wróci i świat znowu zacznie normalnie funkcjonować. Codzienna praca zbliża siostry, które różni usposobienie, ale łączy chęć przeżycia i dbania o siebie nawzajem. W tych chwilach film zaczyna robić się wciągający, a widz ma szansę zżyć się nieco z bohaterkami.

Niestety zamiast skoncentrować się na – dosyć istotnej  dla gatunku – walce o przetrwanie, Rozema wyraźnie woli tworzyć między siostrami nowe, coraz bardziej niedorzeczne konflikty. Bo jak inaczej nazwać kłótnię o ostatnie litry paliwa (do generatora prądu), które Eva za wszelką cenę chce wykorzystać do włączenia muzyki i ćwiczenia swojej tanecznej choreografii? Inną awanturę wywołuje Nell, zjadając znalezioną przypadkiem czekoladkę, zamiast się nią podzielić. Za to jedyne poważnie potraktowane w filmie zdarzenie (które pominę, by za dużo nie zdradzić) ma – podobnie jak wspomniane kłótnie – więcej wspólnego z dramatem psychologicznym niż kinem postapokaliptycznym.

Mniej więcej połowa Głuszy to nieszczególnie ciekawa historia o dwóch siostrach dogryzających sobie, bo nie ma prądu. A wszystko po to, by jedna z nich dokonała odkrycia, że przecież kiedyś nie było elektryczności i ludzie nie wyginęli.

Nie to sobie wyobrażałem, czytając o „realistycznej postapokalipsie”.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA