search
REKLAMA
Zestawienie

GENIUSZ objawiony! FILMY, które POZAMIATAŁY NARRACJĄ

Rafał Donica

22 lutego 2019

REKLAMA

Na skróty (reż. Robert Altman, 1993 r.)

Obyczajowa epopeja Roberta Altmana byłaby jedynie gigantyczną porcją nudy, gdyby nie pomysłowy sposób zaserwowania nam tego trzygodzinnego filmowego dania. Reżyser prowadzi tu bardzo dużą liczbę wątków oraz postaci i generalnie rzecz biorąc, ani żaden z bohaterów, ani jego historia nie są na tyle absorbujące, żeby poświęcić mu pełen metraż. Zamiast tego Robert Altman przedstawia swoich zwyczajnych bohaterów jako głównych bohaterów, ale ich własnego życia, którego urywki, jakby przypadkiem, akurat oglądamy. Był taki motyw w filmie Austin Powers, kiedy Mike Myers rozjeżdżał walcem jednego z pracowników czarnego charakteru, po czym… kamera przenosiła się do domu tegoż pracownika i widzieliśmy jego zdruzgotaną żonę, która przez telefon dowiadywała się o śmierci męża w pracy. Mniej więcej takie podejście do pozornie drugoplanowych i nic nieznaczących postaci proponuje Altman w Na skróty. Kiedy mały chłopiec zostaje potrącony przez samochód kierowany przez kobietę, kamera interesuje się nim i za nim podąża, ale już kilka scen dalej ta sama kamera poświęca uwagę tejże kobiecie, wyznającej swojemu partnerowi, że potrąciła dziś dziecko.

Altman tka w ten sposób cały film, przeplatając i łącząc ze sobą, jakby mimochodem, losy bohaterów, pobieżnie skacząc po ich pozornie niezwiązanych ze sobą historiach. W jednej scenie dana postać pojawia się gdzieś w tle, na drugim planie, by kilka scen dalej jej historia grała (przez moment) pierwsze skrzypce. Dzięki temu zwyczajną, szarą rzeczywistość, niemal serialową w treści prozę życia, ogląda się z dużym zaangażowaniem. Na skróty, w którym zastosowano tak nowatorski sposób opowiadania, powstało zaledwie rok przed słynnym Pulp Fiction, w którym Tarantino w podobny sposób poprzeplatał ze sobą, w sumie równie błahe (acz bardziej widowiskowe, brutalne i zakręcone), wycinki z przestępczego dnia powszedniego. Twórca Django, znany z tego, że czerpie inspiracje z klasyków i poprzedników, dodał jednak od siebie jeden ważny szczegół – zaburzoną chronologię, tym genialnym w swej prostocie zabiegiem, dokonując prawdziwego przewrotu w kinie. Warto jednak pamiętać, że to właśnie Robert Altman był pionierem w dziedzinie żonglowania postaciami i zdarzeniami, i bez jego Na skróty cholera wie, czy Pulp Fiction by powstało. Podobnie jak nakręcony w 2000 roku Amores perros i trzy lata młodszy 21 gramów.

Rejs (reż. Marek Piwowski, 1970 r.)

Nasze, polskie, rodzime, kultowe dzieło, dziwne, niepodobne do żadnego innego filmu, niezmiennie, mimo upływu kolejnych dekad, cieszące się ogromną popularnością. Ten skąpany w komediowym sosie, absurdalny paradokument na zawsze pozostanie udanym i jedynym w swoim rodzaju eksperymentem. I niepowtarzalnym. Fabuła (bohater Tyma, omyłkowo wzięty za kierownika od spraw kultury i oświaty, coraz bardziej wczuwa się w rolę) występuje tu w śladowych ilościach, tyle ile potrzeba, żeby wydarzeniom nadać jakikolwiek bieg, a postaciom kierunek działania, choć całość finalnie nie zapina się w żaden sensowny ciąg przyczynowo-skutkowy. Na czym polega geniusz scenariusza i narracji w Rejsie? Można powiedzieć, że na braku scenariusza i sensownej narracji, albowiem większość scen i dialogów była improwizowana, a gros postaci zagrali naturszczycy. Na planie podobno też nie wylewano za kołnierz (na pokładzie był duet Maklakiewicz & Himilsbach, więc sami wiecie…), a film urywa się po niecałej godzinie. Rejs, mimo statusu dzieła kultowego, do dziś spotyka się ze skrajnym odbiorem, albo się ten film kocha, albo nienawidzi. Albo będziemy się świetnie bawić, słuchając absurdalnych dialogów, albo stwierdzimy, że film jest nudny, a dialogi… bardzo słabe.

Rękopis znaleziony w Saragossie (reż. Wojciech Has, 1965 r.)

odyseja

Prawdziwa narracyjna bomba, czyli arcydzieło w reżyserii Wojciecha Hasa. Rękopis znaleziony w Saragossie to trzygodzinna, utkana z precyzją chirurga tzw. opowieść szkatułkowa, w ramach której wchodzimy w coraz głębsze warstwy opowieści, gdzie z jednej historii wyłania się kolejna, a z niej kolejna. Reżyser miesza rzeczywistość z fantazją, a sen z jawą. Film, w którego fabularnych przeskokach i mnogości bohaterów można się pogubić niczym w labiryncie, zagłębia się w zagadnienia czasu, pamięci, historii, literatury. Intertekstualne arcydzieło ze Zbigniewem Cybulskim w roli głównej zaszalało z awangardowym sposobem narracji, dekady przed pojawianiem się takich artystów jak David Lynch (Zagubiona autostrada) czy Christopher Nolan (Incepcja), którzy mogli (i robili to!) czerpać garściami z narracyjno-montażowych rozwiązań zastosowanych w polskim klasyku. O klasie, wielkości i wpływie Rękopisu… na światowe kino może świadczyć również fakt, że (za Wikipedią) w latach dziewięćdziesiątych Jerry Garcia, Martin Scorsese i Francis Ford Coppola sfinansowali zrekonstruowanie oryginalnej kopii filmu, a twórca Chłopców z ferajny i Wilka z Wall Street uważa dzieło Hasa za jeden z najlepszych filmów, jakie widział. Podobno na ścianie biura Scorsese wisi nawet plakat kinowy Rękopisu… Do oddanych wielbicieli filmu należeli również wspomniany wyżej David Lynch oraz Louis Buñuel, który szkatułkowy sposób opowiadania wykorzystał w swoim Dyskretnym uroku burżuazji, jednym ze swoich najlepszych filmów.

Searching (reż. Aneesh Chaganty, 2018 r.)

Przeanalizowaliśmy takie klasyki jak Rashōmon, W samo południe, Memento, Pulp Fiction czy Rękopis znaleziony w Saragossie, które raz za razem wywarzały od nowa narracyjne drzwi, udowadniając, że w kinie wciąż można opowiedzieć coś w nowy, niespotykany sposób. Zestawienie zamyka Searching, ubiegłoroczna świeżynka, która udowadnia, że wciąż można opowiedzieć coś w nowy, niespotykany sposób! Film jest jednocześnie znakiem naszych czasów, kiedy to wszyscy ślęczymy z nosami w tabletach i smartfonach, odcięci od rzeczywistości, i wpadamy pod samochody na przejściach dla pieszych, nie wypuszczając komórki z dłoni. Historia zniknięcia córki głównego bohatera Searching w całości przedstawiona zostaje więc, zgodnie ze stylem życia w XXI wieku, na ekranie komputera, dając światu niemający precedensu, pierwszy… kryminał internetowy!? Ojciec prowadzi prywatne śledztwo, przeglądając życie córki zamknięte w mailach, filmikach, kalendarzach, w komentarzach i rozmowach na portalach społecznościowych. Aby akcja była żywsza, obok otwieranych i zamykanych, rotujących niczym w kalejdoskopie kolejnych okien Google’a, YouTube’a, Tumblra, Reddita, Skype’a, Twittera, Facebooka itd., przez większość czasu widzimy na ekranie monitora twarz głównego bohatera i innych postaci, obserwowane przez kamerki internetowe. Gdy bohater przemieszcza się samochodem, oglądamy go jako kropkę na mapie Google, a pozostałe wydarzenia w terenie pokazane są z perspektywy kamer wiadomości telewizyjnych lub komórkowych nagrań przypadkowych obserwatorów, wrzuconych na YouTube’a – wszystko oczywiście wyświetlane na kompie głównego bohatera.

Reżyser mimo bardzo ograniczającej i mało dynamicznej areny wydarzeń, gdzie często główną rolę dramaturgiczną przejmuje kursor myszki, trzyma nas w napięciu, wciąga w dramatyczną historię i oferuje solidny twist fabularny w finale. Aneesh Chaganty kreatywnie wykorzystuje w Searching bodaj wszystkie współczesne technologie audio-wizualne stosowane w sieci, jednocześnie przedstawiając w pigułce te dobre (pomocna społeczność, udostępnienia, lajki) i złe (porady specjalistów od wszystkiego, uzależnienie od portali społecznościowych, hejt) oblicza Internetu. Minimalistyczny w formie, z budżetem w wysokości zaledwie 1 miliona dolarów, Searching zarobił na świecie spektakularne 75 zielonych milionów. Obawiam się jednak, że producenci nieprędko zdecydują się na realizację kolejnego filmu w podobnej konwencji, biorąc pod uwagę, że już w wielu momentach Searching widać wyraźnie, że scenarzyści musieli ostro główkować i parę rzeczy ponaciągać, żeby pokazać wydarzenia odbywające się poza komputerem… na ekranie komputera.

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA