Flirt, zdrada i samotność. NIEOCZYWISTE polskie FILMY O MIŁOŚCI
Chociaż Polacy nie są tak płodni w materii filmów o miłości jak chociażby Amerykanie, w naszej rodzimej kinematografii ich nie brakuje. Sale kinowe pękają w szwach na premierach kolejnych komedii romantycznych wątpliwej jakości, a jeśli mamy ochotę na coś lepszego, możemy sięgnąć po przedwojenne produkcje z wątkami miłosnymi. Jest jednak w kinie polskim sporo filmów, których reżyserowie z wrażliwością i uwagą przyglądają się relacjom damsko-męskim – ich początkom, końcom, niedopowiedzeniom, straconym szansom, ulotnym chwilom zamkniętym w spojrzeniu, geście, dotyku. Oto tytuły, które warto obejrzeć, jeśli macie ochotę na dobre, niesztampowe kino o miłości.
Pociąg (1959), reż. Jerzy Kawalerowicz
W panoramie polskiego kina Pociąg Kawalerowicza wyróżnia się świeżym spojrzeniem, bo wyłamuje się z nurtu kina „szkoły polskiej” – nie jest filmem o wojnie ani jej konsekwencjach. Kawalerowicz poszedł swoją drogą i zaproponował nową formułę kina, tworząc gatunkowy miszmasz, w którym łączy się melodramat, kryminał i dramat psychologiczny, i zamykając swoich bohaterów w ograniczonej przestrzeni, tytułowym pociągu. Nie ma przecież w kinie lepszego miejsca do budowania gęstej atmosfery, napięcia i psychologicznej głębi bohaterów. W przedziale sypialnianym w pociągu z Warszawy na Hel spotykają się przypadkiem Marta (Lucyna Winnicka) i Jerzy (Leon Niemczyk). Tymczasem w pobliżu grasuje morderca. Pomiędzy głównymi bohaterami, samotnymi, pełnymi życiowego niespełnienia i zmagającymi się z własnymi wewnętrznymi dramatami, nawiązuje się nić porozumienia.
Jowita (1967), reż. Janusz Morgenstern
Nakręcony na podstawie książki Disneyland Stanisława Dygata dramat obyczajowy Janusza Morgensterna to kolejny w dorobku reżysera słodko-gorzki film o miłości i relacjach damsko-męskich. Marek Arens (Daniel Olbrychski), z wykształcenia architekt, a zawodowo utalentowany lekkoatleta, to trochę typ lowelasa-cwaniaka, któremu wydaje się, że mu wszystko wolno. Disneyland z książki Dygata to kraina niedojrzałości i dzieciństwa, w której tkwi Arens, wieczny Piotruś Pan. Pewnego razu z typową dla siebie nonszalancką pewnością siebie bryluje wśród znajomych i nieznajomych twarzy na balu przebierańców, gdy jego uwagę przykuwają czarne oczy kobiety w stroju arabskim, skrytej za czarczafem (woalka zasłaniająca twarz i odkrywająca tylko oczy). To tytułowa Jowita. Ogarnięty obsesją na jej punkcie Arens spotyka w tym samym czasie uroczą, inteligentną Agnieszkę (Barbara Kwiatkowska) i rozpoczyna z nią miłosną grę.
W filmie aż roi się od gwiazd. Poza fantastycznymi głównymi aktorami swoje epizodyczne role mają tutaj kultowi polscy aktorzy tego okresu – Zbigniew Cybulski (w jednej ze swoich ostatnich ról), Kalina Jędrusik, a także Iga Cembrzyńska, będąca wówczas na początku swojej kariery.
Do widzenia, do jutra… (1960), reż. Janusz Morgenstern
Reżyserski debiut Morgensterna, który podobnie jak Kawalerowicz, chciał zrobić film o współczesności, nienawiązujący do tragizmu minionej wojny. Paradoksalnie pomysł na film narodził się, kiedy Morgenstern był drugim reżyserem na planie Popiołu i diamentu. W głównej roli męskiej obsadził zresztą aktora wcielającego się w protagonistę filmu Andrzeja Wajdy – Zbigniewa Cybulskiego. U Morgensterna gra Jacka, młodego artystę-lekkoducha, który na ulicach Gdańska poznaje czarującą Margueritte, córkę francuskiego konsula (Teresa Tuszyńska). Przez półtorej godziny kamera, a wraz z nią widz, podąża ulicami Trójmiasta za dwójką bohaterów, którzy niczym XIX-wieczni flaneurzy włóczą się po mieście, zatracając się w tej spontanicznej relacji. Ta prosta, romantyczna historia, opierająca się głównie na dialogach, ma marzycielską aurę wakacyjnego romansu, która wraz z popisem dwójki charyzmatycznych aktorów sprawia, że ciężko się temu filmowi oprzeć.