Filmy WOJENNE, których NIE ZNASZ, a powinieneś
Aleja Snajperów (1997)
Podobne wpisy
Kolejnym filmem na temat wojny, przy którym należy się zatrzymać, jest dramat w reżyserii Michaela Winterbottoma – Aleja Snajperów, którego akcja rozgrywa się w oblężonym przez Serbów Sarajewie. Reżyser w doskonały sposób pokazuje nam ludzką obojętność. Tym razem nie dotyczy ona ani żołnierzy, ani osób wydających wyroki, ale pracujących na terenie Sarajewa korespondentów wojennych. Kiedy akurat nie zajmują się kręceniem szokujących materiałów, czas upływa im na zabawach, imprezach, wesołych rozmowach i piciu drogich alkoholi. Tuż obok trwa wojna. Ludzie żyją w obawie o własne życie, gdyż na każdym kroku czają się snajperzy. Nie mają tez pieniędzy nawet na jedzenie. Nikt nigdzie nie może czuć się bezpiecznie. Ale dla dziennikarzy nie ma to znaczenia. Kiedy wznoszą toasty, za oknami słychać kolejne wybuchy, na ulicach giną kolejni ludzie. Na domiar złego szokujące zdjęcia i materiały, do których chcą dotrzeć za wszelką cenę, wcale nie mają na celu pomóc temu miastu. Jak nietrudno się domyślić, chodzi o zwiększenie oglądalności programu i rozwój kariery. Obojętnością wykazują się też politycy, używając niedorzecznych argumentów. Ich zdaniem sytuacja w Sarajewie nie jest wcale najgorsza w porównaniu z innymi państwami, a jednak zapytani o to, jakie konkretnie państwa mają na myśli, nie potrafią odpowiedzieć. Mówią też, że trzeba cierpliwości. Nic to, że na ulicach giną cywile, że giną też dzieci, nic to, że zaczyna się mordowanie muzułmanów – patrząc na rosnącą liczbę trupów i straszliwe rany, trudno mieć jakąkolwiek cierpliwość. Łatwo rzucać tak puste słowa, kiedy ma się zapewnione bezpieczeństwo i wszystko, co potrzebne do życia. Łatwo tak uspokajać, kiedy nie ma się w swoim pobliżu stosu zmarłych, krzyczących z bólu rannych czy płaczących z przerażenia dzieci. Bezczynność polityków i decydentów jest zatrważająca.
Ale wśród zobojętniałych korespondentów wojennych na szczęście znajduje się jeden, którego uczucia nie wygasły. Michael Henderson (Stephen Dillane) z zaangażowaniem zaczyna pomagać dzieciom z jednego z sierocińców. Na ile jednak w tej pomocy będzie gotów się posunąć?
Ogromnym atutem tego dramatu jest fakt, że jego twórcy do realizacji filmu wykorzystali prawdziwe zdjęcia. Dzięki temu zabiegowi wydarzenia z tamtego czasu zyskują znacznie bardziej dosadny wydźwięk. Nie możemy wzruszyć ramionami i powiedzieć sobie: „to tylko fikcja”.
Ostatnim, na co chciałabym zwrócić uwagę, jest muzyka. W scenach, kiedy widzimy zabitych, rannych oraz polityków którzy za wszelką cenę chcą uniknąć odpowiedzialności i nie mają zamiaru udzielać jakiejkolwiek pomocy, w tle słychać na przekór szyderczo wykorzystaną piosenkę Bobby’ego McFerrina „Don’t Worry, Be Happy”. Ogromne brawa dla twórców filmu.
Ziemia niczyja (2001)
Konfliktu między Serbami a Bośniakami dotyczy też komediodramat w reżyserii Denisa Tanovicia – Ziemia niczyja. W wyniku przypadku ranny bośniacki żołnierz Čiki (Branko Djurić) dostaje się do okopu leżącego na tak zwanej ziemi niczyjej między terenami, na których stacjonują wojska bośniackie i serbskie. Do przeszukania tego okopu zostają z kolei wysłani dwaj żołnierze serbscy, w tym początkujący, nieobeznany jeszcze z bronią Nino (Rene Bitorajac). Na miejscu natrafiają na zwłoki zamordowanego Cery (Filip Šovagović), pod którego ciałem postanawiają umieścić minę wyskakującą. Działanie takiej miny polega na tym, że eksploduje ona nie w momencie, kiedy przyciśnie ją ciężar, ale kiedy się go z niej zdejmie. Serbowie liczą, że bośniaccy żołnierze wrócą po ciało swojego kolegi, a poruszenie go spowoduje eksplozję. Ukrywający się do tej pory Bośniak wychodzi ze swej kryjówki, morduje jednego z wrogich żołnierzy i staje twarzą w twarz z drugim z nich, darując mu jednak życie. Między żołnierzami dochodzi do pokazu sił, gdzie górą jest ten, kto akurat ma broń. I chociaż obaj zaczynają się wzajemnie oskarżać, obwiniać i kłócić o to, kto zapoczątkował tę wojnę, mimo wzajemnej niechęci, która wszak nie wydaje się być nienawiścią, pojmują wnet, że muszą na moment zawiesić broń i zacząć ze sobą współpracować – tylko to pozwoli im bowiem przetrwać. Okazuje się jednak, że są w gorszej sytuacji, niż początkowo myśleli – leżący na minie żołnierz wcale nie jest martwy, a najmniejszy jego ruch może oznaczać tragiczną śmierć całej trójki.
Choć film Tanovicia ma w sobie liczne elementy komediowe, moim zdaniem od początku do końca więcej w nim dramatyzmu. Uwięzionych żołnierzy obserwują z dwóch stron wojska serbskie i bośniackie, nie mając najmniejszego pojęcia, że w okopie jest mina. Kiedy dochodzi do wezwania pomocy (ONZ), mamy niemal identyczną sytuację, jaką mogliśmy oglądać w filmie Shooting Dogs – organizacje pokojowe jedynie obserwują, nie mogą się jednak angażować. I chociaż w filmie pada zdanie: “wobec mordu nie należy pozostawać obojętnym”, dokładnie tak się dzieje. Każdy, kto mógłby pomóc, umywa ręce i wycofuje się, nie bacząc na to, że zagrożone są trzy ludzkie życia. Podobnie jak w Alei Snajperów, padają tutaj wielkie słowa, obietnice, a także usprawiedliwienia, które tak naprawdę nie mają pokrycia i nic nie znaczą. Tanović także krytykuje w swoim filmie pazerność dziennikarzy. Zupełnie nie przejmują się oni ludzkim życiem i tragedią trójki żołnierzy – liczy się tylko pozyskanie ciekawego materiału. W pamięci pozostaje scena, w której dziennikarka prosi swego kamerzystę, by zrobił zbliżenie na twarz leżącego na minie żołnierza, w trakcie gdy saperzy będą rozbrajać minę. Czyż nie jest objaw całkowitego odczłowieczenia? Tanović pokazuje nie tylko całkowity bezsens wojny, ale również bezduszność ludzi z różnych środowisk oraz potrzebę troszczenia się tylko o własne interesy. Zdradzę jeszcze, że film pozostaje tragicznym do samego końca i nawet jeśli kilka razy uśmiechniecie się podczas seansu, to zakończenie skutecznie zdejmie wam ten uśmiech z twarzy.