Filmy WOJENNE, których NIE ZNASZ, a powinieneś
Skonstruowanie podobnego rankingu to zawsze rzecz niełatwa. Wszak jako autorka piszę oczywiście w sposób subiektywny, a gusta są różne. Starałam się jednakowoż polecić kinomanom zagłębiającym się w nasze artykuły filmy, które niezbyt często pojawiają się w tego typu spisach, a które zdecydowanie warte są uwagi. Szczególnie że wiele z nich to perły częstokroć przewyższające pod względem artystycznym czy wizualnym te „klasyczne” lub najczęściej wspominane produkcje. Czy uda mi się was zaciekawić do sięgnięcia po niektóre z nich? Mam nadzieję, że tak, gdyż uważam, że każdy z niżej wymienionych filmów to kino najwyższej próby.
UWAGA: od razu chciałabym uciąć komentarze. Z mojej perspektywy filmy, które “jedynie” dzieją się w czasach konfliktów zbrojnych – a nie tylko obrazują batalie i starcia militarne – również należą do szeroko rozumianego nurtu kina wojennego. I często w o wiele bardziej dosadny sposób ukazują grozę wojny – choćby z perspektywy obserwatorów tych wydarzeń.
Dzieciństwo Iwana (1962)
Podobne wpisy
W 1962 roku jeden z najwybitniejszych rosyjskich twórców filmowych Andriej Tarkowski zadebiutował swoim pierwszym filmem pełnometrażowym pt. Dzieciństwo Iwana. W główną rolę wcielił się utalentowany młody aktor Nikołaj Burlajew. Film ten rozgrywa się w czasie II wojny światowej i jest historią dwunastoletniego chłopca-sieroty Iwana. Kiedy wojska radzieckie toczą walkę z wojskami niemieckimi, Iwan działa jako zwiadowca-partyzant. Liczne retrospekcje pozwalają nam dowiedzieć się, że rodzice chłopca zginęli z rąk Niemców.
Schwytany przez żołnierzy rosyjskich Iwan zostaje przesłuchany przez porucznika Galcewa (Jewgienij Żarikow). I tu po raz pierwszy poznajemy naznaczone wojną oblicze chłopca. Mimo młodego wieku ma silny charakter, nie pozwala sobą rządzić, jest butny i pewny siebie. On nie zadaje pytań, on stawia wymagania. To dorosły, doświadczony żołnierz w skórze dwunastolatka. Jego charyzma jest szokująca nawet dla dorosłych żołnierzy – stoi bowiem przed nimi wątły, niepozorny blondynek. Postura i anielska twarz chłopca niezwykle silnie kontrastują z jego postawą i zamierzeniami. A jednak jest w tym niewinnie wyglądającym dziecku pewien rodzaj arogancji i wściekłości. To on wydaje rozkazy. Czasy beztroski i szczęścia ujawniane są nam tylko w snach Iwana. Tarkowski lubi zresztą kontrasty. Czyż nie największym jest właśnie zestawienie dziecka i wojny? Zaślepiony nienawiścią i pałający chęcią zemsty i zdeterminowany Iwan za swój cel stawia walkę na linii frontu.
Zatrzymajmy się jeszcze na moment przy wspomnianych kontrastach. Tarkowski dzieli film na dwie sfery – tak drastycznie od siebie różne sferę jawy (wojna) i sferę snu (wspomnienia). W tej pierwszej uśmiech nie pojawia się już na twarzy Iwana, nie licząc spotkania z kapitanem Cholinem (Walentin Zubkow, choć rola ta pierwotnie była przeznaczona dla Włodzimierza Wysockiego). Dramat, który go spotkał, sprawił, że nagle zmuszony został stawić czoła problemom, które dziecka nigdy dotknąć nie powinny. Ale mimo charyzmy, jaką przejawia Iwan, mimo iż, jak sam podkreśla, „sam sobie jest panem”, wciąż jest w nim coś z małego chłopca. Zdarza mu się stracić siły i zapłakać. Nie radzi sobie też zupełnie z nawracającymi koszmarami i wizjami, ale z taką traumą mógłby nie poradzić sobie nawet najbardziej doświadczony dorosły.
Mimo wielu typowo wojennych scen zamierzeniem Tarkowskiego było przede wszystkim pokazanie skutków wojny. I nie chodzi tu o śmierć czy zniszczenie (choć i tego w filmie nie brakuje) Chodzi o zniszczenie ludzkiej psychiki. Sam reżyser tłumaczy, że zestawiając dzieciństwo i wojnę, pragnął wyrazić całą swą nienawiść do niej.
W filmie nie zabrakło tak bliskich twórczości Tarkowskiego symboli chociażby wody, która w późniejszych filmach stała się znakiem rozpoznawczym reżysera, a także odwołań do chrześcijaństwa. Nic więc dziwnego, że ten stworzony na podstawie opowiadania Władimira Bogomołowa film zdobył tak wiele nagród, w tym Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji w 1962 roku, oraz stał się inspiracją dla największych twórców światowej kinematografii, takich jak Kieślowski, Bergman czy Paradżanow.
Na koniec chciałabym jeszcze zatrzymać się na moment przy nieszczęsnym polskim tytule – Dziecko wojny. Decyzja o tej zmianie była moim zdaniem fatalna w skutkach. Tytuł oryginalny, Dzieciństwo Iwana, rozumieć można w dwojaki sposób. Z jednej strony dzieciństwem jest to, co poznajemy ze wspomnień chłopca; to, co bezpowrotnie przeminęło. Z drugiej zaś dzieciństwem jest czas wojny, czas zemsty, kiedy to sprawami dorosłych ludzi zmuszony jest zajmować się dwunastolatek.
Film Tarkowskiego z pewnością znany jest większości z was i powyższa analiza zapewne była dla was tylko przypomnieniem. Tym, którzy jakimś cudem jeszcze na to dzieło nie trafili, z całego serca polecam je obejrzeć, bo takich filmów nie tworzy się już prawie wcale.
Shooting Dogs (2005)
W 1994 roku w wyniku ludobójstwa dokonanego przez lud Hutu na przedstawicielach ludu Tutsi zginęło 800 tysięcy ludzi. Pomimo ogromu tej tragedii była to jedna z wojen, o której “biali ludzie” nie mieli pojęcia. Bo, jak udowadnia to w swym filmie Shooting Dogs Michael Caton-Jones, podziały rasowe mają w kwestiach wojennych znaczenie ogromne. A wszystko zaczyna się niewinnie – od spisywania ludności Tutsi, nazywanej przez Hutu karaluchami. Czy jednak takie spisy czegoś nam nie przypominają? Czyż nie niemal identycznie zaczynało się stygmatyzowanie Żydów? Jak udowadnia Caton-Jones, nic to nas nie nauczyło.
W Ruandzie zaczyna się rzeź. Na ulicach mordowanych jest tysiące ludzi, w tym także dzieci, z plemienia Tutsi. Ci, którym cudem udało się ocaleć, szukają schronienia w prowadzonej przez ojca Christophera (John Hurt) szkole, gdzie stacjonują siły ONZ. Wśród osób tych oprócz czarnoskórych Tutsi znajduje się również czterdziestu Europejczyków. Według ONZ to “białym” należą się godziwe warunki. Zupełnie tak, jak gdyby Tutsi nie byli takimi samymi ludźmi czującymi przerażenie i smutek. Choć po drugiej stronie szkolnej bramy bardzo szybko zbierają się uzbrojeni Hutu, choć mordują niemal na oczach wojskowych z Europy, choć tylko czekają na jeden fałszywy ruch, by zaatakować chroniących się na terenie szkoły Tutsi – przedstawiciele ONZ mają, jak sami podkreślają, związane ręce. Ich zadaniem bowiem jest tylko monitorowanie porządku, a nie jego zaprowadzanie. Kpina? Tak, i to jawna, jednak jak wynika z jednej z rozmów przeprowadzonej z zamartwiającym się sytuacją nauczycielem przez pozbawioną całkowicie emocji dziennikarkę, to przecież tylko „sterty czarnoskórych”. A skoro to nie “nasi”, to ciężko się nimi przejmować. Shooting Dogs, znany również pod tytułem Beyond the Gates, to wstrząsający film nie tylko o masakrze dziejącej się tak niedawno, to także film o rasizmie i bezradności ONZ oraz innych organizacji, które w razie podobnych sytuacji tak naprawdę niewiele mogą (chcą?) zrobić.