Filmy, w których NAGOŚĆ oraz EROTYKA mają sens i uzasadnienie
W dzisiejszym dość specyficznym zestawieniu chciałabym pochylić się nieco nad zagadnieniem być może nieco kontrowersyjnym, ale chyba dość istotnym w kontekście chociażby filmów, o których postaram się opowiedzieć. Czy nagość i erotyka mają w kinie sens? Czy wnoszą coś do fabuły filmu? Moim zdaniem – jak najbardziej tak. Ale pod pewnymi warunkami. Niestety seks i nagość na ekranie to często tani chwyt (tak zwane bezczelne „szczucie cycem”, za przeproszeniem), który kompletnie nic nie wnosi do wymowy filmu czy do jego treści. Poniżej chciałabym wam jednak przedstawić kilka chlubnych – moim skromnym zdaniem – wyjątków, w których te elementy zostały wprowadzone w jakimś konkretnym celu i bez których rzeczone filmy wiele straciłyby na swojej mocy. Filmy, w których nagość to nie tylko próba przyciągnięcia widza do kina na „kawałek nagiego ciała”, ale zabieg, który tylko podkreśla to, co twórcy chcieli nam przekazać, opowiedzieć bądź uzmysłowić. I nie siląc się na TANIĄ (bo to akurat to słowo trzeba podkreślić) kontrowersję – choć filmów uznawanych za kontrowersyjne w niniejszym zestawieniu nie zabraknie.
Imperium zmysłów (1976) reż. Nagisa Oshima
A ranking ten zaczniemy z przytupem, bo od niesamowitego dzieła Imperium zmysłów w reżyserii Nagisy Oshimy. Ale zanim przejdziemy do fabuły tego opartego na autentycznych wydarzeniach filmu erotycznego, zatrzymajmy się na dosłownie krótką chwilę przy postaci reżysera. Oshima dostał propozycje]ę nagrania tego typu filmu od francuskiego producenta Anatole’a Daumana i bardzo chętnie przystał na tę współpracę. Co nim kierowało? Po pierwsze, ze względu na czasy i panujące obyczaje nie mógłby nakręcić tego filmu w Japonii. Nie oszukujmy się – to, co w swym melodramacie pokazał japoński reżyser, do tej pory obecne było raczej tylko w przemyśle pornograficznym. A że Oshima miał wyraźną ochotę i talent ku temu, by torować owe drogi w kinematografii, to całkiem dobrze się złożyło, że współpraca obu panów doszła do skutku. Dla tych, którzy mieli już tę niewątpliwą przyjemność oglądać Imperium zmysłów, nie będzie zaskoczeniem fakt, że Oshima został nazwany skandalistą. Ale już teraz zapewniam (a za chwilę zacznę to udowodniać), że jego manifest kina erotycznego, w przeciwieństwie do wielu filmów, ma ogromny sens, a pornograficzne wręcz sceny są całkowicie uzasadnione. Gdybym chciała streścić wam fabułę do minimum, mogłabym napisać, że jest to historia pracującej w hotelu jako dama do towarzystwa Sady Abe (Eiko Matsuda) oraz jej lubego, co prawda ożenionego z inną kobietą, bogacza Kichizo (Tatsuya Fuji). Ale powiedzieć, że była między nimi miłość, to nie powiedzieć nic. Przede wszystkim była to głównie miłość cielesna. I tu już pojawia się nam pierwszy argument za tym, aby uzasadnić dosadne pokazywanie nagości w tym filmie. Czy sceny erotyczne można by było nakręcić inaczej, tak aby kamera w tak łapczywy sposób nie filmowała narządów płciowych tej dwójki? Nie. W tym przypadku nie jest to możliwe.
Mamy tu bowiem film o obsesji. Penis Kichizo jest dla Sady jak magiczny totem, a seks, szczególnie oralny, jest dla niej swego rodzaju rytuałem prowadzącym ją do ekscytacji i jedynej możliwej pełni szczęścia. Czy można było to nakręcić tak, by kamera w trakcie ich stosunku pokazywała co innego? Powtórzę raz jeszcze – nie. Ten film w zamierzeniu twórców nie miał być tajemniczy i romantyczny. A mimo tych, nazwijmy to otwarcie, pornograficznych kadrów, dzięki swej fabule i znakomitej muzyce Minoru Miki wciąż pozostaje zmysłowy i piękny. Mam wrażenie, że czasem tak skupiamy się na rozmowach Sady i Kichizo, że zapominamy zupełnie o ich nagości. Uczucie między Sadą a Kichizo rozwija się powoli. Oboje są sobą zafascynowani. On wychwala jej piękno, ona nasyca zapachem jego ciała i fakturą jego skóry. Na początku to on nią dyryguje, kiedy ta zbyt szybko i zbyt intensywnie odczuwa podniecenie. Te role zmieniają się jednak bardzo szybko i to ona okazuje się tu dominą (a właściwie switchem ale o tym nieco później). Od namiętnego, delikatnego seksu przechodzimy do zabaw typowych dla BDSM. Będzie zatem element pissingu, wiązania, szczypanie czy bicie. Ważne jest również to, że w większości stosunków seksualnych, do których dochodzi między nimi, to ona jest na górze. I to Sada będzie w tym ogólnie górować nad swoim seksualnym niewolnikiem, choć jak już dałam wcześniej do zrozumienia, nie była stuprocentową dominą. Kiedy bowiem spotyka się ze swoim klientem, zaczyna odczuwać potrzebę, by być poniżona, prosi go tym samym, by ją pobił i nie litował się nad nią.
Ale wróćmy teraz do uczucia między Sadą a Kichizo. Czy było tylko cielesne? Chyba jednak nie. Zauważmy, jaka panowała między nimi zazdrość. On chciał z jednej strony, by zarabiała pieniądze, pracując ciałem, z drugiej nie mógł znieść myśli, że dotyka ją ktoś poza nim. Ona początkowo godzi się na to, by przyjmował gejsze pod jej nieobecność, by jakiś czas potem zagrozić mu śmiercią i kastracją. Następnie z kolei niemal zmusza go do stosunku z siedemdziesięcioletnią kobietą (tu również nagość jest uzasadniona, mamy bowiem pokazanie obrzydliwości tego aktu i tylko dosadne zobrazowanie go może podziałać na widza). Sada jest więc nieobliczalna. Ale nie tylko dlatego, że co chwilę zmienia zdanie, ani dlatego, że uwielbia się kochać, gdy ktoś jest tego świadkiem, ani dlatego, że granica między orgazmem a morderstwem to u niej cienka linia. Sada bowiem z jednej strony boi się utraty ukochanego, a z drugiej podczas podduszania nie zna litości. Do ich uczucia możemy podejść też całkiem inaczej. Lubieżne zachowanie Sady może wynikać również z egoizmu. Bo czyż nie traktuje ona swojego partnera nieco przedmiotowo? Pójdźmy dalej tym tropem. Czy nie możemy uznać Sady za osobę chorą psychicznie, za nieznającą umiaru, żyjącą dla własnej przyjemności sadystkę? A może to on cierpi na jakieś zaburzenia? Sam zauważa iż jego penis jest jej posłuszny, a on sam jest jej oddany jak nikt inny. Czy nie jest zatem uzasadnione pokazywanie penisa, kiedy wokół niego właśnie wszystko się kręci? Jest, i to jak najbardziej. Możemy też nie patrzeć na film z oburzeniem, tylko dostrzec, że Oshima odsłania przed nami piękno, które do tej pory było zakazane w kinie.
Wersja skrócona
Opętanie (1981) reż. Andrzej Żuławski
Film Żuławskiego to poruszająca widza opowieść o rozpadzie małżeństwa. Od samego początku jest on nasączony negatywnymi emocjami, burzliwymi kłótniami, a nawet przemocą fizyczną. Widzimy miłość walczącą z egoizmem i obojętnością, resztki popędu i pożądania walczące z niechęcią i frustracją. Małżonkowie prowadzą wręcz wojnę wzajemnych oskarżeń i grę kłamstw i nic nie wskazuje na to, by miało dojść między nimi do porozumienia. A my, widzowie, jesteśmy brutalnie wciągani w ten wir uczuć, który im dalej w las, tym więcej będzie zawierał elementów grozy, makabry czy horroru.
Kobieta (Isabelle Adjani) ma podwójną osobowość. Jest delikatna, subtelna, wrażliwa i opiekuńcza, ale również namiętna, pełna pasji i pożądania. Jej mąż (Sam Neill) natomiast ponosi klęskę na każdym kroku, szczególnie w małżeństwie. Co gorsza, nie potrafi znaleźć odpowiedzi na pytanie, czemu tak się dzieje. Nie rozumie otaczającego go świata i zdarzeń, które go dotykają. Kochanek kobiety to z kolei postać niebywale pewna siebie.
W jednej ze scen filmu Mark po powrocie do domu zastaje go w takim stanie, jakiego zupełnie się nie spodziewał. Jego żona nie zajmuje się dzieckiem, które jest totalnie zaniedbane, zamiast tego jest zamyślona i wydaje się, że jej dusza jest w tym momencie w całkiem innym miejscu niż ciało. Bardzo szybko przyznaje się swojemu mężowi do tego, że ma kochanka, Heinricha (Heinz Bennent), jest jednak jeszcze coś, co przed nim skrywa. Mark, nie mogąc pogodzić się z zaistniałą sytuacją i nie chcąc rozpadu małżeństwa, postanawia wynająć prywatnego detektywa, który bardzo szybko odkrywa przerażającą i mroczną tajemnicę kobiety. Utrzymuje ona intymne stosunki z przypominającym ośmiornicę potworem, bestią. Czemu kobieta decyduje się na ten krok? Może dlatego, że mąż nie spełnia jej seksualnych oczekiwań. Może dlatego, że nie spełnia ich w ogóle. A ona potrzebuje kogoś, kto nią zawładnie, kto będzie nad nią dominował. Kogoś silnego, by nie powiedzieć – mającego nad nią przewagę fizyczną. Dlatego też jej frustracja i pożądanie nabierają nieludzkich rozmiarów. Ale monstrum z filmu Żuławskiego możemy interpretować na wiele sposobów. Możemy podejść do tematu nieco bardziej metaforycznie i potraktować bestię jako wizualizację narastającej między małżonkami nienawiści. Możemy interpretować to na sto innych sposobów, ważne jest natomiast, że pokazanie stosunku seksualnego nagiej kobiety z potworem jest całkowicie uzasadnione. Domyślam się, że jednym z celów Żuławskiego było to, aby widza zaszokować, i myślę, że to mu się udało. Ale nie tylko o szokowanie tu chodzi. Scena stosunku z potworem, poprzez filmowanie jej wprost i poprzez występującą w niej nagość, ukazuje dysharmonię między pięknym ciałem delikatnej kobiety pragnącej zniewolenia a obrzydliwym ciałem i przerażającymi kształtami bestii. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na niemalże teatralną i przerysowaną grę aktorską, która sprawia, że ta scena jest jeszcze bardziej wymowna. Kobieta, która do tej pory wydawała się zagubiona i przygnębiona, teraz sprawia wrażenie tej, która osiągnęła pełnię satysfakcji i szczęścia.