Filmy SUPERBOHATERSKIE, na które CZEKAM, jakby zmęczenie nimi nigdy nas nie dopadło
W roku, gdy przynajmniej kilka filmów superbohaterskich zaliczyło flopy tak wielkie, że nie śniło się to nawet twórcom Green Lantern z Ryanem Reynoldsem, nic nie wskazuje na to, żeby Hollywood chciało z herosami z kart komiksów skończyć. Przeciwnie, kolejną produkcję tego typu zobaczymy już 4 sierpnia, gdy do kin powrócą Wojownicze Żółwie Ninja.
I właśnie ten film uświadomił mi, że są jeszcze zapowiedziane filmy superbohaterskie, na które czekam, jakby zmęczenie nimi nigdy nas nie dopadło.
„Wojownicze Żółwie Ninja: zmutowany chaos”
Zacznijmy zatem od wspomnianego już tytułu i produkowanego przez Setha Rogena animowanego rebootu słynnej marki. Film wizualnie czerpie z dokonań Spider-Mana Uniwersum i drugiego Kota w butach, mocno przy tym przywracając postaci do ich ikonicznego wizerunku, ale też podkreślając „nastoletniość” obecną w oryginalnym tytule. Wszystko to wsparte istnym panteonem ról głosowych. Zapowiada się przepysznie.
„Spider-Man: Beyond the Spider-Verse”
Skoro o Spider-Man Uniwersum mowa, to przejdźmy do zapowiedzianego przez Sony zwieńczenia animowanej trylogii o Milesie Moralesie. Dwa pierwsze filmy to zdecydowanie czołówka gatunku (moim zdaniem Spider-Man: Poprzez multiwersum to najlepszy film superbohaterski XXI wieku), więc trudno z ekscytacją nie czekać na ostatni rozdział tej historii. Szkoda tylko, że zakulisowe przecieki mówią o trudnych warunkach pracy animatorów, co z kolei może doprowadzić do przesunięcia premiery części trzeciej (oczywiście, jeśli z korzyścią dla komfortu jego twórców to jest to cenna warta zapłacenia).
„Deadpool 3”
Jeśli zmęczenie gatunkiem superbohaterskim ma twarz, to wygląda ona jak Kevin Feige. Trwająca od półtorej dekady gorączka to oczywiście wielka zasługa prezesa Marvel Studios, ale nawet ja – wcześniej broniący wyborów kreatywnych tzw. czwartej fazy MCU – dzisiaj jestem tym uniwersum mocno znużony. Inaczej rzecz ma się z trzecim Deadpoolem, sierotą po uniwersum Foxa, która miejmy nadzieję, że nie straci pazura w domu Myszki Miki i zabierze nas w kolejną zwariowaną metapodróż.
Muszę też przyznać, że mój chłodny pogląd na angaż Hugh Jackmana (o którym pisałem TUTAJ) stopniał sekundę po zobaczeniu aktora w kultowym żółtym stroju Wolverine’a.
„The Batman: Part II”
Skoro o najlepszych filmach superbohaterskich XXI wieku mowa, to z pewnością do tej listy kwalifikuje się mroczny kryminał noir, jakim niespodziewanie był Batman Matta Reevesa. Nie mogę zatem doczekać się kontynuacji tzw. The Batman Sagi, na którą po Batmanie właśnie i serialowym Pingwinie złoży się też The Batman: Part II. Matt Reeves obiecuje jeszcze mocniejsze przesunięcie granic formuły kina superbohaterskiego, a jeśli czegoś nauczyły mnie ostatnie lata, to tego, że Reevesowi po prostu można zaufać.
„Superman: Legacy”
Zakończmy kolejnym projektem ze stajni DC. Swoistym nowym otwarciem dla tego uniwersum, którym ma być napisany i wyreżyserowany przez aktualnego co-CEO firmy Jamesa Gunna film o Supermanie. Już na tym wczesnym etapie daje wielki kredyt zaufania, bo Gunn swoimi Strażnikami Galaktyki, The Suicide Squad i Peacemakerem udowodnił, że rozumie ten gatunek jak mało kto. A przy okazji dobrze wiedzieć, że po dekadzie traktowania po macoszemu swojego flagowego herosa ktoś w końcu będzie chciał oddać mu sprawiedliwość. Wszystko wskazuje też na to, że w końcu (!) zgodnie z komiksowym kanonem.
A wy na jakie filmy superbohaterskie jeszcze czekacie?