search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy, które powinniście obejrzeć, jeśli zachwyciło was SINNERS

Na tropie klimatu, tematyki i kontekstów hitu Ryana Cooglera.

Filip Pęziński

20 czerwca 2025

REKLAMA

Sinners Ryana Cooglera szturmem zdobyli światowe kina, jak i serca widzów oraz krytyków, na chwilę przynajmniej przywracając wiarę w przyszłość oryginalnych produkcji w Hollywood. I chociaż rzeczywiście film nie jest częścią żadnej dochodowej marki, to bez wątpienia widać w nim silne popkulturowe inspiracje. To połączenie horroru, kina akcji i westernu mocno polanych historią rasowych napięć w Stanach Zjednoczonych oraz wierzeń tak nowego, jak i starego kontynentu.

Stąd możliwe jest stworzenie listy polecanych filmów, które przynajmniej elementami przywrócą widzowi emocje związane z seansem Sinners.

„Candyman” (1992)

Gdyby ktoś włączył Candymana dzisiaj, mógłby mieć wrażenie, że ogląda współczesną produkcję, bo klasyk Bernarda Rose’a jawi się niczym społecznie zaangażowany horror Jordana Peele’a (smutna ironia losu, że ten wyprodukował kilka lat temu jego po prostu kiepski sequelo-reboot). Mamy tutaj wciągającą intrygę opartą na systemowym rasizmie i problemach klasowych Stanów Zjednoczonych, mistycznie podlaną miejską legendę, elektryzującą ścieżkę dźwiękową i nieoczywiście czarnego boogeymana w postaci tytułowego Candymana w znakomitej interpretacji Tony’ego Todda. Rose (biały Europejczyk) stworzył jeden z najważniejszych filmów grozy o czarnej Ameryce. Sinners bez wątpienia korzystają z jego spuścizny.

„Od zmierzchu do świtu” (1996)

Trudno nie odnieść wrażenia, że Sinners Ryana Cooglera to niemal mroczny, odwrócony i zremiksowany remake Od zmierzchu do świtu. Klasyk Roberta Rodrgiueza i Quentina Tarantino to w końcu nie tylko – podobnie jak tegoroczny hit Cooglera – historia dwóch braci, którzy muszą zmierzyć się z wampirami w parawesternowej stylistyce, ale też jeden z tytułów, które padają natychmiast, gdy mowa o filmach radykalnie zmieniających konwencję. I Sinners,i Od zmierzchu do świtu zmieniają się nagle w krwawe starcie ludzi ze strzygami.

„Blade: Wieczny łowca” (1998)

Na próżno szukać w Bladzie klimatu Sinners czy ich społecznych i historycznych kontekstów, ale trudno chyba o film bardziej kojarzony z walką z wampirami, gdzie protagonista jest czarnym mężczyzną. Blade: Wieczny łowca, jedna z pierwszych kinowych ekranizacji komiksów Marvela, to tytuł nastawiony na akcję i bezceremonialne rozprawianie się z wampirami. Do dziś cieszy sprawnie zbudowanym uniwersum, efektownymi sekwencjami starć z zastępami upiornych krwiopijców i mocnym protagonistą granym przez Wesleya Snipesa.

„Zemsta rewolwerowca” (2021)

Doskonała synteza obrazu ze ścieżką dźwiękową. Westernowy klimat. Spojrzenie na Amerykę z innej perspektywy. Efektowne sceny akcji. Wyraziste postaci. Czarni protagoniści. Wszystko to łączy Sinners z produkcją Netflixa, która w moim odczuciu zasłużyła na więcej szumu. Zemsta rewolwerowca zachwyca też obsadą, w której znalazło się miejsce m.in. dla Delroya Lindo, którego oglądać możemy też w filmie Cooglera. Stąd też obecność na tej liście mimo braku motywów mistycznych, wampirycznych.

„Nie!” (2022)

Trzeci film wspomnianego już tutaj Jordana Peele’a, to – podobnie jak Sinners – historia czarnego rodzeństwa prowadzącego wspólny biznes i w iście westernowym klimacie mierzącego się z paranormalnym zagrożeniem. Nie! również zachwyci was niecodzienną stroną wizualną, popkulturowymi nawiązaniami, społecznymi kontekstami i postawieniem na rodzaj fantastyki filmowej, który rzadko łączony był z postaciami Afroamerykanów. Zresztą: jeśli podobali wam się Sinners, możecie bez zastanowienia sięgnąć po wszystkie trzy filmy Peele’a, czyli również Uciekaj! i To my.

„Do ostatniej kości” (2022)

Wybór może nieco nieoczywisty, ale opowiedziana w Do ostatniej kości historia dwójki młodych kanibali, którzy samotnie (lub wspólnie) przemierzają prowincje Stanów Zjednoczonych, klimatem mocno kojarzy się właśnie z Sinners. Może ze względu na nieoczywisty romantyzm krwiożerczego duetu, może ze względu na specyficzny portret Ameryki, a może na dość mistyczne podejście do tematu zjadania ludzi. Nie jest to najbardziej znany film Luki Guadagnino, więc może nie każdy miał okazję go wcześniej obejrzeć. A zdecydowanie warto.

„Gdyby ulica Beale umiała mówić” (2018)

Wybór być może najmniej oczywisty. Gdyby ulica Beale umiała mówić to kameralna historia miłosna na podstawie prozy Jamesa Baldwina. Nie ma tu wampirów, nie ma ekscytujących scen akcji. Jest jednak coś, czemu bardzo blisko do Sinners. To opowieść o miłości, tworzeniu więzi i szukania radości dzięki muzyce, relacjach, społeczności i szczęściu, które dają pojedyncze chwile wolności. Na przekór systemowemu rasizmowi i beznadziei społeczno-politycznego układu.

„Straceni chłopcy” (1987)

Mimo wspólnego mianownika w postaci wampirów jest to trop dość daleki. Straceni chłopcy Joela Schumachera na wskroś przesiąknięci są klimatem lat 80., a cała opowieść korzysta częściej z poetyki komedii i kina nowej przygody niż stricte horroru. A jednak wiadoma scena w trakcie napisów Sinners natychmiast skojarzyła mi się z outsiderskim, rockowym wizerunkiem krwiopijców z tego klasyka.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na filmach takich jak "Batman" Burtona, "RoboCop" Verhoevena i "Komando" Lestera. Pasjonat kina superbohaterskiego, ale także twórczości Davida Lyncha, Luki Guadagnino czy Martina McDonagh.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA