Filmowy profiler #5. John Ryder. Autostopowicz
Jest północ. Zmęczony pracownik fabryki wychodzi z przydrożnej restauracji i wsiada do ciężarówki, myśląc już tylko o powrocie do domu. Na parkingu zaczepia go mężczyzna, prosząc o podwózkę. Tłumaczy, że spieszy się do siostry, która właśnie rodzi dziecko. Niechętnie, bo niechętnie, ale kierowca decyduje się podwieźć człowieka w potrzebie. Niedługo potem autostopowicz znienacka atakuje, grożąc śrubokrętem i żądając pieniędzy.
Wywiązuje się przepychanka, ale ostatecznie kierowcy udaje się uciec. Jeździ chwilę bez celu, próbując otrząsnąć się z przykrego przeżycia. W końcu kieruje się w stronę domu i wyobraźmy sobie jego zdumienie, gdy dostrzega czającego się w ciemnościach nieznajomego autostopowicza. Przerażony, wzywa policję z najbliższej budki. Wezwani funkcjonariusze odkrywają rozbitą szybę w drzwiach do tylnego wejścia, ślady krwi i zwłoki starszej kobiety w sypialni na piętrze. To matka kierowcy, który natychmiast zostaje aresztowany pod zarzutem morderstwa. Początkowo nikt nie wierzy w jego opowieść o niezrównoważonym nieznajomym, póki nie potwierdzają jej dowody na miejscu zbrodni. Właściwy sprawca zostanie zidentyfikowany i schwytany piętnaście lat później.
Opowieść z dreszczykiem? Miejska legenda? Scenariusz filmowy?
Nie, autentyczna historia, która miała miejsce w czerwcu 1991 roku w Maryland. Kierowca nazywał się Charles Holden, jego matka, ofiara morderstwa, to Dorothy Donovan. Autostopowicz, niejaki Gilbert E. Cannon, został skazany na dożywocie. Zeznał, że szukał po prostu miejsca na nocleg i wybrał pierwszy nieoświetlony dom. Nie wiedział, że jego ofiara ma cokolwiek wspólnego z kierowcą, którego zaatakował wcześniej… po prostu niemożliwy przypadek.
Historia z Maryland wydarzyła się pięć lat po premierze Autostopowicza i chociaż tym samym nie można powiedzieć, żeby prawda wyprzedziła fikcję, to niewątpliwie jej dorównała. Jakie może być prawdopodobieństwo podobnej sytuacji? Bliskie zeru, a jednak do niej doszło.
Młody bohater Autostopowicza, Jim Halsey, zmierza właśnie z Chicago do San Diego, by dostarczyć klientowi zamówiony samochód. Długo czekał na okazję, by jechać do Kalifornii. Pogoda jest kiepska, leje, nawet kawa i papierosy nie są w stanie go rozbudzić. Zatrzymuje się zatem, by zaoferować podwózkę autostopowiczowi. Chce mu pomóc, to raz, dwa, ma nadzieję, ze dzięki towarzystwu nie zaśnie za kółkiem. Niestety, wybrał kiepskiego kandydata, ponieważ John Ryder to wcielone zło, sadystyczny zabójca, który na dodatek wciąga nieszczęsnego chłopaka w okrutną zabawę w kotka i myszkę.
Scenarzysta Eric Red zaczerpnął inspirację z piosenki The Doors Riders On the Storm, a konkretnie ze zwrotki zaczynającej się od słów „There’s a killer on the road…”. To byłoby świetne zawiązanie akcji filmu, pomyślał. Klimatyczna muzyka, szalejąca burza i morderca wyłaniający się znikąd.
Tak narodził się John Ryder.
Rozciągająca się we wschodniej części Kalifornii i w południowej części Wielkiej Kotliny pustynia Mojave zajmuje łącznie powierzchnię około sześćdziesięciu pięciu tysięcy km2 i ma niesławną renomę mekki morderców poszukujących dogodnego miejsca na pozbycie się ciał swoich ofiar. „Gdyby oznaczyć krzyżem każdy obszar, na którym znaleziono ciało, pustynia Mojave wyglądałaby jak cmentarz Forest Lawn” – mówi Keith Bushey, niegdyś zastępca szeryfa w San Bernardino, dziś emerytowany weteran z czterdziestotrzyletnim stażem pracy w siłach porządku. „Jeśli planujesz kogoś zabić, szukasz odizolowanego miejsca, a kalifornijska pustynia jest do tego idealna”. Mając wiele do zaoferowania pod względem turystycznym, Mojave działa na wyobraźnię przede wszystkim z powodu swojej mrocznej strony. Na przestrzeni lat przyciągała zarówno seryjnych zabójców, zwłaszcza tych polujących przy autostradach (tzw. highway/freeway serial killers), jak i przypadkowych zbrodniarzy. Ostatnio głośna była sprawa rodziny McStay, matki, ojca i dwójki dzieci, uprowadzonych z domu w Fallbrook w 2010 roku i zamordowanych na pustyni w Victorville w Kalifornii, gdzie ich ciała znalazł motocyklista trzy lata później. Policja zatrzymała Chase’a Merritta, wspólnika w interesach Josepha McStaya. Grozi mu kara śmierci. Dla niego pustynia nie okazała się łaskawa i rodzina McStayów ma szansę doczekać się sprawiedliwości. Wiele innych ofiar pozostaje jednak bezimiennych, a sprawcy ich śmierci bezkarni.
Istnieje wiele interpretacji postaci Johna Rydera, co jest tym ciekawsze, że sam w sobie jest niesłychanie enigmatyczny i wiadomo o nim bardzo niewiele. Całe jego życie wydaje się koncentrować wokół tego specyficznego odcinka Drogi 66. Nie ma kartoteki, ubezpieczenia, żadnych dokumentów, nic. Wypowiada zaledwie kilka zdań. Zapytany, skąd pochodzi, odpowiada „z Disneylandu”. Unika odpowiedzi na pytania. Czego chce? Jeśli wierzyć jego słowom, pragnie, żeby go powstrzymać.
W popularnej opinii pragnienie zostania powstrzymanym jest często spotykane u seryjnych zabójców. To niejako druga strona medalu „niepohamowanej żądzy” kierującej ich poczynaniami, żądzy stojącej w sprzeczności z racjonalną oceną zdarzeń. Racjonalna część pragnie zostać powstrzymana, potrzeba zabijania, rozumiana jako rodzaj zwierzęcego, niekontrolowanego instynktu, walczy o lepsze z wszelkimi przejawami człowieczeństwa. To uproszczenie, aczkolwiek dosyć zrozumiałe, jest jednak w dużej mierze mitem. Zdecydowanie częściej mamy do czynienia z dumą z własnych dokonań i poczuciem mocy, rozwijającym się wraz z pewnością siebie nabywaną z każdym kolejnym morderstwem. Czasami to poczucie mocy i przekonanie o własnej wyższości względem organów ścigania przekłada się na błędy i nonszalancję, co w końcu doprowadza do schwytania mordercy. Potem może zacząć się budowanie buńczucznej fasady („złapaliście mnie tylko dlatego, że tego chciałem”) bądź linii obrony („jestem szalony, nie mogłem nad tym zapanować”).
Oczywiście od każdej reguły są wyjątki. Mamy w historii kryminologii przypadki, kiedy mordercy dobrowolnie oddali się w ręce policji. Należeli do nich Wayne Adam Ford, który w 1998 roku zgłosił się na posterunek, deklarując, że „Bóg nakazał mu się przyznać” do czterech zbrodni – wedle niektórych raportów dla potwierdzenia swoich słów przyniósł w kieszeni odciętą kobiecą pierś; Mack Ray Edwards, który zabił sześcioro dzieci w latach 1953-1969, przyznał się, a następnie powiesił w celi („mam kompleks winy” – powiedział) oraz Elmer Wayne Henley, wspólnik Deana Corlla (znanego jako Candy Man). Henley pomagał Corllowi w ten czy w inny sposób przy co najmniej pięciu z jego dwudziestu ośmiu udowodnionych zbrodni i ostatecznie go zastrzelił. Niezwykle ciekawy jest również przypadek Edmunda Kempera III, którego profiler John Douglas określił jako „najinteligentniejszego przestępcę, jakiego kiedykolwiek przesłuchiwałem”. Zdaniem Douglasa, wysokie IQ Kempera przekłada się na jego samoświadomość i zdolność do analizy.
Skazany za osiem morderstw Kemper odsiaduje obecnie dożywocie (chociaż domagał się dla siebie kary śmierci), celowo nie ubiega się o przedterminowe zwolnienie. Na podstawie rozumowej analizy wyciągnął bowiem wnioski, że jego zachowania się powtórzą, jeżeli wyjdzie na wolność. Chętnie współpracuje również z analitykami FBI, wnikliwie i drobiazgowo analizując swoje zbrodnie i ich motywacje. „Może to powstrzyma innych, podobnych do mnie, przed zabijaniem” – mówi. To raczej nie wyrzuty sumienia napędzają Kempera. On po prostu doszedł do wniosku, że powinien zostać powstrzymany. Inaczej niż William Heirens, znany jako Lipstick Killer z uwagi na wiadomość nabazgraną szminką w sypialni drugiej z jego trzech ofiar: „na miłość boską, złapcie mnie, zanim znowu zabiję, nie potrafię się kontrolować”. Mimo rozpaczliwego apelu, Heirens jednak sam się w ręce policji nie oddał. Aresztowany w 1946 roku, zmarł w 2012 jako osiemdziesięciotrzyletni starzec, po drodze odwołując zeznania i skarżąc się na brutalność policji. Fritz Lang nakręcił film na motywach historii Heirensa, Gdy miasto śpi (1956).
Jedna z interpretacji postaci Johna Rydera zakłada, że bardziej niż człowiekiem z krwi i kości jest symbolem mrocznej strony drzemiącej w Jimie (i tym samym w każdym z nas). Ryder ucieleśnia hedonistyczną wolność bez żadnych ograniczeń prawnych ani moralnych, stawiając tym samym pytanie, do jakiego stopnia nasze tzw. właściwe postępowanie jest dyktowane przez faktyczną potrzebę, a do jakiego stopnia narzucone przez lęk przed konsekwencjami, ostracyzmem czy napiętnowaniem. Ryder budzi oczywiście lęk swoim stuprocentowym okrucieństwem, wyzuciem z uczuć wyższych, pogardą dla wszystkiego, co normalny człowiek uważa za drogie: niewinności, porządku, miłości. Budzi lęk również w Jimie, którego stale zachęca, w ten czy w inny sposób, żeby zechciał się z nim zmierzyć. Chcesz pokonać swój lęk? Wyjdź mu naprzeciw.
Może i nie jesteśmy z natury źli, ale tkwi w nas, jak sugerował Immanuel Kant, podatność czy wręcz skłonność do zła. Ignorując ten fakt, oszukujemy samych siebie. Ryder w tym samym zdaniu mówi do Jima „chcę, żebyś mnie powstrzymał” i „powiedz, że chcesz umrzeć”. Jim ucieka przed starciem z Ryderem, przekonując się po drodze, że bycie przyzwoitym, dobrym, niewinnym człowiekiem nie chroni przed niczym. Ryder kusi go cały czas: stań się mną, otwórz się na mroczną stronę swojej natury, zaakceptuj fakt, że istnieje, zaakceptuj to, że JA istnieję, nie bądź tchórzem, no dalej. Chyba że wolisz się mnie pozbyć? W takim razie dalej, powstrzymaj mnie, unicestwij wszelkie negatywne instynkty, śmiało. Nie potrafisz? Ty tchórzu.
Jim daje się skusić. Ze słusznych pobudek, być może, ale jednak bierze los we własne ręce. W oryginalnej wersji filmu widać to jeszcze wyraźniej: Jim zabija Rydera, podczas gdy ten leży bezradnie na ziemi. W ostatecznej wersji złagodzono tę scenę: Ryder podnosi się na nogi (sygnalizując, że nadal jest zagrożeniem) i Jim ma uzasadniony powód, by do niego strzelić. Symbolicznie rzecz ujmując, pokonuje złą stronę swojej natury, dopuszczając możliwość, że jest zdolny do popełnienia zła. Pod względem dosłownym natomiast posuwa się do przemyślanego samosądu, który wszyscy popieramy, ponieważ John przeraził również nas.
Druga interpretacja postaci Johna Rydera ma nieco szerszy, a jednocześnie bardziej ogólny wymiar.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych autostop był nie tylko powszechnie akceptowanym sposobem przemieszczania się, ale też sposobem na życie, wyrazem wolności. Wolne artystyczne duchy, studenci, hippisi, wszyscy byli oczarowani przez romantyczne wyobrażenie wyzwolonego podróżnika, a perłą w koronie tej autostopowej mentalności okazał się właśnie stan Kalifornia.
Dopiero w 1985 roku został zaimplementowany program ViCAP (Violent Criminal Apprehension Program, czyli Program Ścigania Brutalnych Przestępców). Była to pierwsza tak poważna próba zgromadzenia w jednym miejscu ogólnonarodowej bazy danych dotyczącej brutalnych zbrodni, w szczególności morderstw, i jednocześnie narzędzie do analizowania ewentualnych powiązań między przestępstwami popełnionymi w różnych stanach. Wcześniej pojedyncze przypadki niejednokrotnie były traktowane jako odosobnione z powodu braku komunikacji między poszczególnymi departamentami.
Stopniowo gromadzenie danych skierowało uwagę policji i FBI na ważki problem seryjnych morderców polujących przy autostradach i drogach szybkiego ruchu. Ich ofiarami wielokrotnie padali właśnie autostopowicze. W 2004 roku FBI zapoczątkowało Highway Serial Killers Initiative, bazę gromadzącą dane dotyczące tej konkretnej grupy przestępców. Obecnie obejmuje już ponad pięćset przypadków. Żeby wymienić tylko te najbardziej znane i tylko z Kalifornii: Keith Duncan Jesperson, podpisujący się uśmiechniętą buźką, od której zyskał przezwisko (Happy Face Killer); Herbert Mullin, mordujący po to, by „zapobiec trzęsieniom ziemi”; Christopher Wilder (Beauty Queen Killer); Randall Woodfield (I-5 Killer, od nazwy autostrady międzystanowej, na której polował).
Przede wszystkim jednak sprawa, która zyskała niesamowity rozgłos medialny, niemal szokująco szeroki jak na czasy na długo przed internetem: Freeway Killer. Ten poręczny pseudonim wymyśliła prasa na określenie mordercy działającego w latach siedemdziesiątych w Kalifornii i porzucającego swoje ofiary wzdłuż tras szybkiego ruchu. Potem podchwyciła go również policja, kiedy już zdecydowali, że mają jednak do czynienia z serią, a nie odizolowanymi przypadkami. Najciekawsze na koniec: okazało się, że Freeway Killer to nie jeden przestępca, ale trzech działających niezależnie od siebie: Patrick Kearney, William Bonin i Randy Steven Craft! Zatrzymano ich odpowiednio w 1977, 1980 i 1983 roku. Wszystkie ich ofiary były młodymi mężczyznami, najczęściej podróżującymi autostopem. Łącznie ta trójka zamordowała co najmniej sto dziesięć osób.
To właśnie echa tej podsycanej przez całą dekadę paniki można znaleźć w Autostopowiczu. John Ryder symbolizuje zagrożenie czające się na trasie, bezimienne, okrutne i zdolne dopaść każdego, kto na chwilę straci czujność. Zagrożenie czające się w przydrożnym barze, w odizolowanym hoteliku czy na parkingu ciężarówek. Mobilne i nieprzewidywalne, przekraczające swobodnie granice stanów bez wiedzy i interwencji policji. Już wówczas do świadomości opinii publicznej zaczynała dochodzić brutalna prawda, że czasy radosnego przemierzania kraju dzięki życzliwości przypadkowych kierowców odchodzą do lamusa. Że na trasie mogą czaić się drapieżcy, przed którymi nikt nie jest bezpieczny, niezależnie od płci, wieku czy koloru skóry. I że trudno się przed nimi skutecznie obronić, bo – podobnie jak John Ryder – są nieuchwytni, przemyślni i nieopisanie okrutni.
Pozbawiony biografii i przeszłości Ryder może być w zasadzie każdym z nich. Dlatego też krytyka, ubolewająca nad rzekomym brakiem pogłębienia relacji między Ryderem a Jimem, popełniła błąd zakładając, że patrzą na coś, co jest motywowane osobiście. Nie jest. Jim miał po prostu pecha, podobnie jak David Murillo, James Macabe, Keith Klingbeil, John LaMay i wielu, wielu innych. Na tej płaszczyźnie Autostopowicz służy za poważne ostrzeżenie i wezwanie do zachowania czujności, ponieważ John Ryder może czaić się wszędzie i jeśli tylko zechce, skutecznie ukryć się za fasadą dobrego wujaszka, z uśmiechem otwierającego drzwi swojej ciężarówki i proponującego ci podwiezienie.
korekta: Kornelia Farynowska