Filmowo-komiksowe podróże Darrena Aronofsky’ego
Zawsze pociągały mnie powieści graficzne, głównie dlatego, że są one miejscem, w którym możesz opowiadać bardzo nietypowe historie
Darren Aronowsky kocha obrazkowe medium i jako jeden z pierwszych reżyserów odkrył niezwykle błyskotliwy sposób na to, aby za jego pomocą przeciągnąć na swoją stronę producentów – niechętnie wydających pieniądze na oryginalne historie, za którymi nie stoją stabilne marki. Idealnym przykładem tej strategii są komiks oraz film Noe, które znalazły sobie miejsce na polskim rynku – komiks w czterech częściach pojawił się dzięki wydawnictwu SQN, a filmowa wersja zawitała właśnie do kin.
Aronofsky komiksy chciał adaptować już od lat. W szkole średniej zakochał się w Powrocie Mrocznego Rycerza Franka Millera oraz Strażnikach Alana Moore’a. Nie ma się czemu dziwić – komiksy te wprowadzały całkowicie nową jakość w skostniały świat trykociarzy, pokazując, że za ich pomocą można przedstawiać złożone, poważne oraz brutalne opowieści.
Po sukcesie niezależnego obrazu Pi na błyskotliwego twórcę szybko zarzuciło sieci Warner Bros., które w pośpiechu szukało kogoś, kto wyciągnie Batmana z bagna – w którym utknął po premierze sutkowego Batmana i Robina. Plany związane z Batman: Year One były wielkie – reżyser zaprosił do współpracy autora adaptowanego komiksu, wspomnianego wcześniej Millera. Obaj chcieli odejść do wersji papierowej i przedstawić zamaskowanego herosa w całkiem nowym świetle. Zapowiadana bezceremonialna oraz mroczna wizja szybko jednak zniknęła z horyzontu, gdyż studio zaczęło planować niezrealizowanego do dzisiaj Batman vs Superman. Jakiś czas po tym, gdy przymiarki do nowej wersji RoboCopa również nie przyniosły żadnych plonów, WB zgłosiło się po raz kolejny. Tym razem chodziło o wysokobudżetową wersję ukochanych przez niego Strażników. Całość straciła jednak rację bytu z dwóch powodów: a) studio chciało wypuścić film latem 2006 roku, a Aronofsky był w tym czasie zajęty pracą nad Źródłem, które pragnął zrealizować od lat i b) nie chciał walczyć z tak krótkim czasem produkcji, ponieważ miał świadomość, iż komiks ten jest kamieniem milowych medium i trzeba go zrobić z głową (dodatkowo w tym czasie David Bowie pracował nad operową wersja dzieła Moore’a, a reżyser żartował, że nie chce go wkurzyć). Trzeba również wspomnieć, iż w 1998 roku (dzięki wydawnictwu Dark Horse) Aronofsky napisał komiks inspirowany swoim debiutem filmowym: Pi: The Book of Ants.
Kolejną odyseją filmową była walka z adaptacja przygód Wolverine’a w Japonii. Stołek reżyserski zajął pod koniec 2010 roku, wzbudzając zachwyt fanów. Ciepło wypowiadał się o tym jego przyjaciel oraz odtwórca głównej roli, Hugh Jackman, który miał nadzieję, że Wolverine odzyska dzięki temu jaja. Reżyser nie chciał robić kontynuacji nieudanego Wolverine: Origins, a zamiast tego przedstawić krwawą opowieść o samuraju w zjawiskowym kraju kwitnącej wiśni – po raz kolejny inspirowaną komiksem współtworzonym przez Millera. Niestety, na przeszkodzie stanął prawie rok zdjęć za granicą, na co reżyser nie mógł przystać, gdyż wymagałoby to długoterminowej rozłąki z najbliższymi. Ot taki prozaiczny, ludzki powód – bez walki ze studiem czy kłótni na planie. Stery nad produkcją szybko przejął James Mangold.
Najciekawsze przygody związane z komiksowo-filmowym mariażem Aronowsky’ego związane są jednak z jego oryginalnymi pomysłami.
Romans reżysera ze Źródłem był niezwykle problematyczny. Pomysł zaświtał mu w głowie już w 1999 roku, a prace nad filmem rozpoczęły się w 2002 roku. Początkowo w głównych rolach mieli wystąpić Brad Pitt oraz Cate Blanchett, a budżet wynosił ponad 70 milionów dolarów. Twórca szybko musiał jednak zapomnieć o swoim wielkim projekcie – prace zaczęły się przeciągać, Pitt zrezygnował z filmu (wybierając udział w Troi Wolfganga Petersena), a studio poinformowało go o zamknięciu projektu. Ostatecznie udało się uratować obraz, jednak musiał odchudzić budżet w sporym stopniu. Z tego powodu trzeba było na nowo przepisać cały scenariusz, aby zmienić najbardziej kosztowne elementy historii.
Aronofsky nie chciał jednak stracić swojej pierwotnej, kompletnej wizji. Miał też asa w rękawie, ponieważ jeszcze przed przystąpieniem do prac na planie, zadbał o prawo do opublikowania scenariusza w formie komiksowej. Załamany przeciągającą się walką z celuloidowymi hegemonami, artysta zadzwonił do Karen Berger – szefowej komiksowego imprintu Vertigo – która zachwyciła się jego pomysłami. Poleciła mu rysownika Kenta Williamsa. Obaj mężczyźni szybko złapali nić porozumienia i przystąpili do pracy. Właśnie to wydarzenie przedefiniowało spojrzenie Aronowsky’ego na Źródło. Postanowił przerobić scenariusz w duchu kina niezależnego z którego się wywodził, zastępując hollywoodzki rozmach niskobudżetową wyobraźnią. Nowa fabuła prześlizgnęła się przez czujny wzrok włodarzy studia, a oba projekty – papierowy oraz filmowy – zaczęły zmierzać do mety w tym samym tempie. Reżyser mówił: „[Obie opowieści] miały tego samego rodzica, fabułę, jednak były zupełnie wyjątkowe”.
Rysunki Williamsa znacznie wpłynęły na wizualny przepych wielkoekranowej produkcji, która stała się dzięki temu jeszcze bardziej unikalna. Podobnie jak rozciągnięta w czasie oraz przestrzeni historia miłosna, która na narkotycznych kartach komiksu i bez ograniczeń cenzury (które wpisane były w kontrakty aktorów), zyskała inny wydźwięk. Oba media idealnie się uzupełniają, a kontakt z każdym z osobna zapewnia unikalne doznania.
Podczas pracy nad Noe Aronowsky wyniósł naukę ze Źródła. Biblijna epopeja doprawiona elementami fantasy od początku była niezwykle ryzykownym projektem. Dlatego też reżyser, razem ze swoim stałym współpracownikiem Arim Handelem oraz artystą Niko Henrichonem (ilustrującym między innymi niezwykłe Lwy z Bagdadu Briana K. Vaughana), zabrał się za adaptowanie pierwszej wersji scenariusza w formie obrazkowej. Dzięki temu oba produkty mają różnić się w wielu elementach, a jednocześnie dobrze uzupełniać – ujawniając przy tym w jaki sposób dostosowywano tę historię do wersji filmowej. Nie jest z racji tego zwyczajnym dodatkiem do filmu, a w swoisty sposób jego udoskonaloną wersją, nieograniczoną przez wizję ludzi wykładających na nią pieniądze. Aronowsky wykorzystał komiks w formie niezwykle zaawansowanego storyboardu, dzięki czemu dostał zielone światło od studia.
Prace nad scenariuszem rozpoczął jeszcze w 2002 roku (a sam pomysł siedział w jego głowie od momentu gdy skończył 13 lat), w czasie walki o Źródło. Komiksowa wersja ujrzała światło dzienne dzięki belgijskiemu wydawcy La Lombard, a pierwszy tom historii (Noe: Za niegodziwość ludzi) ukazał się pod koniec 2011 roku. Paramount i New Regency wyłożyły na stół 130 milionów dolarów, co samo w sobie świadczy o wartości obrazkowej wersji historii.
Aronofsky przywraca biblijną opowieść do życia w dosyć przewrotny sposób. Zachowuje jej podstawowe wyznaczniki, ale skupia się na charakterach postaci – pokazuje, w jaki sposób nieugięta wiara oraz krytyczna sytuacja wpływają na więzy rodzinne. Mamy do czynienia z brutalną opowieścią, w której nie ma krystalicznych postaci. Każdy tutaj jest człowiekiem z krwi i kości, ze swoimi przekonaniami, wartościami oraz potrzebami. Szczególnie druga część komiksu – która dzieje się na zalanym globie – zamienia znaną nam historię w bardzo dobry thriller, który trzyma w niepewności do końca. Jeśli tylko celuloidowej wersji uda się utrzymać gęsty suspens oraz świetne tempo wersji obrazkowej, to będziemy mieć do czynienia z udanym powrotem kina biblijnego – oczywiście widzianego oczami jednego z najbardziej utalentowanych amerykańskich twórców, który nawet klasyczną historię upadłego sportowca musi pokazać przez pryzmat własnego warsztatu.
Religijne motywy przechodzą w jego szkole naprawdę ostry trening. I bardzo dobrze, ponieważ dzięki temu historia Noego jest świeża, a także funkcjonuje na wielu płaszczyznach: jako dramat rodzinny, batalistyczne widowisko, film postapokaliptyczny, produkcja katastroficzna i wariacja na temat wiary oraz jej dogmatów. Mamy do czynienia z twardym bohaterem, któremu przyświeca jasny cel – a ten może go wyzwolić lub zniszczyć.
O tym jednak musicie przekonać się sami. Polecam zapoznanie się z tą historią w obu formach, ponieważ mimo tego, iż wersja filmowa działa na większą skalę, to właśnie w komiksie można pokazać więcej.
Noe 1. Za niegodziwość ludzi
Noe 2. Wszystko, co pełza po ziemi
Noe 3. I wody spadły na ziemię
Noe 4. Kto przeleje krew
Scenariusz: Darren Aronofsky, Ari Handel
Rysunki: Niko Henrichon
Wydawnictwo: SQN
Tłumaczenie: Marta Duda-Gryc
Strony: od 56 do 72
Cena okładkowa: 36,90