Filmowe Gry Komputerowe #4: Wiedźmin 3: Dziki Gon
Rok 2015 zostanie zapamiętany jako jeden z bardziej znaczących w historii polskiej produkcji gier wideo. Na świat przyszło bowiem dzieło dalece wyjątkowe i z miejsca zaskarbiło sobie serca graczy, nie tylko polskich, ale i tych z całego świata. Mowa rzecz jasna o trzecim Wiedźminie. Ale prócz pisania zasłużonych peanów na jego cześć, warto także spojrzeć na tę grę z innej strony – tej filmowej. Ten materiał narracyjny idealnie nadaje się do przełożenia na duży ekran, co zauważone zostało nie tylko przeze mnie.
Przeczytaj jeszcze:
Filmowe Gry Komputerowe #3 – Star Wars Battlefront
Filmowe Gry Komputerowe #2 – Trylogia Maxa Payne’a
Filmowe Gry Komputerowe #1 – Heavy Rain
Muszę przyznać, że moje pierwsze zetknięcie się z prozą Sapkowskiego nie przejawiało potencjału do trwałego związku. Gdy jako szczyl przeczytałem Krew elfów, czyli pierwszy tom sagi o Wiedźminie, nie zrobił na mnie większego wrażenia. Barierę stanowiły liczne nawiązania do polskiej historii, które dla dziecka skąpanego w kulturze popularnej zachodu były kompletnie niezrozumiałe. Innymi słowy, Sapkowski okazał się dla mnie zbyt trudny i paradoksalnie zbyt obcy. Analogicznie sprawa przedstawiała się w przypadku podejścia do gier komputerowych, opartych na prozie Sapkowskiego. Grając w pierwszego Wiedźmina, kompletnie nie potrafiłem wejść w ten świat i zidentyfikować się z bohaterem. Najwyraźniej przeszłe uprzedzenia dały o sobie znać.
Patrząc jednak na to doświadczenie z perspektywy czasu, wiem jedno – jestem przekonany, że gdybym dziś zapoznał się z prozą polskiego pisarza fantasy, najzwyczajniej wciągnęłaby mnie bez reszty. Od czasu pierwszego spotkania z Białowłosym dojrzałem (także kulturowo) na tyle, by dojrzeć walory tam, gdzie niegdyś ich nie widziałem. Ale to, co przede wszystkim wpływa na mój spóźniony zachwyt tym światem, wynika z wyjątkowej jakości tworu ze stajni CD Projekt RED. Po sześćdziesięciu godzinach grania (co i tak jest średnim wynikiem) i ukończeniu głównego wątku fabularnego pewien jestem jednego – Wiedźmin 3 to cholerne arcydzieło.
Największy potencjał tkwi w historii.
Poznajemy Geralta z Rivii, wiedźmina, czyli członka elitarnej klasy łowców potworów. Razem z nim uczestniczymy w kolejnej wielkiej przygodzie, która następuje po wydarzeniach z poprzedniej części gry. Nowym zadaniem Geralta jest znalezienie i uwolnienie Ciri, młodej wiedźminki, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach. W przygodzie towarzyszyć mu będzie między innymi Yennefer, dawna miłość, uczucie do której wciąż nie potrafi przygasnąć. Śledztwo doprowadzi bohatera do Dzikiego Gonu – kawalkady mrocznych jeźdźców – a celem nadrzędnym będzie jego eliminacja.
Wiele już popełniono recenzji, które wypunktowały wszystkie najlepsze aspekty rozgrywki. Powtórzyć mogę tylko za nimi, że rozpiętość otwartego świata faktycznie powala, a ogrom zadań, wątków i tajemnic przyprawia o zawrót głowy. Na uwagę zasługuje także mechanika gry, niezwykle przystępna i dostarczająca czystej przyjemności z powodzenia bohaterem. Ale to już wiemy. By nie wyjść na ignoranta, dodam do tego zbioru coś od siebie.
Ujmuje mnie poetyka tej gry. To bardzo rzadko spotykane, by przedstawiciel gatunku hack and slash, czyli erpega nastawionego na intensywność pojedynków potrafił także przyjąć obliczę nieporównywalnie spokojniejsze i stonowane. Przemieszać dwie skrajne wartości. Widać to chociażby za sprawą możliwości podróży koniem przez świat i podziwiania wspaniałych, wręcz pocztówkowych widoków. Wyjątkowy nastrój tak przeżywanej chwili podkreśla także piękna muzyka. Na długo zapamiętam moment wieńczący jedną z misji pobocznych, gdy Geralt wraz z Yennefer postanowili ponownie wyznać sobie miłość na szycie śnieżnej góry, po czym po prostu usiedli i wpatrywali się w dal. Nigdy wcześniej nie przeżywałem podobnego romantyzmu chwili w grze, która z zasady podporządkowana jest walce i eksploracji.
Właśnie te niuanse stanowią o wyjątkowej sile tytułu. Płaszczyzna porozumienia się z odbiorcą jest znacznie szersza. Charakterystyczne są także przerywniki filmowe, popularnie zwane cut-scenkami. Są intrygujące, pozwalają wierzyć, że przeżywana historia jest czymś więcej. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takiej precyzji ich reżyserii i kompozycji. Spojrzenia, gesty i kwestie dialogowe – to dziwne uczucie, gdy patrząc na rozmowę dwójki bohaterów w grze, myślę o aspektach aktorstwa, a nie grafiki komputerowej. Przecież te sceny są tak dobre, że nadają się na osobną kategorię rozpatrywań, stojącą niejako obok gry.
Jest jeszcze on – Biały Wilk. To bohater dobrze nam znany. Szorstki romantyk. Gniewny, acz wrażliwy. Maszyna do zabijania – z duszą. Geralt jest wierny swoim przekonaniom oraz dążeniom. W swych działaniach pozostaje nieustępliwy, zaciekły i konsekwentny. Uosabia dzikość i agresję, która odpowiednio pokierowana może z powodzeniem stać na straży dobra. Ale najlepsze jest, że to tylko moja interpretacja tej postaci. Przecież wy mogliście zgoła inaczej ukierunkować jej poczynania.
I tu dochodzimy do kolejnej, jakże cennej osobliwości (choć nie tak oryginalnej) trzeciego Wiedźmina. Możliwości wyboru. To, w jaki sposób zostanie poprowadzona fabuła, a tym samym rozwój, leży w rękach gracza. Choć skończyłem grę w jeden, określony sposób, zżera mnie ciekawość, jak mógłby wyglądać finał tej opowieści, gdybym na pewnym etapie dokonał innych wyborów. A można ich dokonywać w najbardziej prozaicznych momentach oraz misjach, przez co nigdy nie wiadomo, do czego doprowadzi określona decyzja.
Gdy zsumujemy wyróżniki, wnioski okażą się oczywiste – to idealny materiał na film.
Jest pełnokrwisty bohater, jest fabuła pełna akcji i zawiązana politycznym suspensem, jest świat podparty swojską kulturą i mitologią, jest w końcu kruszący serca, wyjątkowo intrygujący wątek romantyczny. Zakończmy tym, że za sprawą popularności gry na świecie, Wiedźmin stał się marką niezwykle rozpoznawalną, co może pomóc w sukcesie ewentualnego filmu. Czy tylko dla mnie wygląda to jak gotowiec?
Zapomnijmy już o traumatycznych doświadczeniach związanych z filmem Marka Brodzkiego z 2001 roku. Na szczęście już oficjalnie wiadomo, że powstanie nowy film o przygodach Geralta. I wyreżyseruje go nie byle kto, bo Tomasz Bagiński. Twórca ten, który zasłynął niezwykle oryginalnymi, krótkometrażowymi animacjami, cechuje się skłonnością do plastycznych, fantastycznych wizji, czym wyróżnia się na tle innych, rodzimych twórców. Obdarza się go zresztą coraz większym zaufaniem, a do Wiedźmina dostanie nawet dofinansowanie z PISF-u. W decyzji o obsadzeniu akurat jego na stołku reżyserskim nie ma oczywiście przypadku, gdyż stworzył pamiętny zwiastun do Dzikiego Gonu oraz intra poprzednich części gry – czym jednoznacznie do siebie przekonał. Ciekawe tylko, jak poradzi sobie w formule pełnometrażowego live action – to może, ale nie musi stanowić dla niego przeszkodę.
Nie wiem, jak było z tym u was, ale we mnie Wiedźmin 3 wzbudził jeszcze jedno uczucie. Odkopał schowany głęboko patriotyzm, przywiązanie do polskiej kultury i do polskości w ogóle.
Nigdy wcześniej żaden rodzimy twór nie potrafił tak czytelnie i dosadnie uzmysłowić mi, jak bogata jest nasza historia, jak piękne były krajobrazy polskiej wsi, jak ciekawe są przedchrześcijańskie wierzenia Słowian. To co prawda jest fantasy, świat wykreowany, ale cała jego podbudowa ma czytelne, rodzime źródła. To jesteśmy my. Naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Nie udawajmy zachodu, nie podrabiajmy innych kultur. Zróbmy użytek z polskości, tak jak zrobił to Sapkowski.
korekta: Kornelia Farynowska