Oczy szeroko zamknięte (Eyes Wide Shut, 1999)
Nowojorski lekarz Bill Harford dowiaduje się o perwersyjnych erotycznych fantazjach z udziałem obcego mężczyzny snutych przez jego żonę, Alice. Szukając ujścia dla swej obsesyjnej frustracji, poznaje prostytutkę. Za namową swego przyjaciela dostaje się na sekretny bal maskowy, będący w istocie gigantyczną seksualną orgią. Zdemaskowany i upokorzony Bill pewnej nocy widzi swoją balową maskę przy śpiącej żonie…
Przez całe lata 80. Stanley Kubrick rozważał pomysł nakręcenia filmu na podstawie opowiadania Briana W. Aldissa „Supertoys last all summer long”. Była to historia osadzona w realiach niezbyt przyjaznej, przeludnionej przyszłości, gdzie zezwolenie na dziecko można wygrać wyłącznie na rządowej loterii. Bohaterka opowiadania, marząca o dziecku Monica, czekając na swą szansę, wychowuje tymczasem dziecko – robota, imieniem David. Kubrick był wówczas w stałym kontakcie ze Stevenem Spielbergiem, nie bez racji uznając ten projekt za bliski również dla twórcy „E.T.”. Lecz ówczesna technika efektów wizualnych nie pozwalała na ukontentowanie wysokich wymagań reżysera.
W 1991 Kubrick zainteresował się historią kolejnego chłopca, lecz z zupełnie innej półki, zawartą w powieści Louisa Begleya „Wartime Lies”. Była to opowieść o 9-letnim Maćku z żydowskiej rodziny z Polski, który ukrywa się przed opanowującymi kraj nazistami w czasie II wojny światowej. Ukrywa się w sposób dość nieoczekiwany, udając nie-Żyda, niczym bohater filmu „Europa Europa” Agnieszki Holland. Osią fabuły miał być koszmar młodego człowieka, który unikając Holocaustu, przeżywa nie mniejsze katusze, związane z patrzeniem na śmierć swych bliskich. Przygotowania do realizacji scenariusza, zatytułowanego „Aryan Papers”, szły pełną parą. W numerze 4/1993 (jeszcze wówczas) tygodnika Film, zawarta była krótka notka o wizycie producenta Jana Harlana w Zamościu i Lublinie, zbierającego wszelką możliwą dokumentację historyczną. W roli chłopca miał wystąpić Joseph Mazello („Park jurajski”), a do roli jego matki rozważano Julię Roberts lub Umę Thurman. Lecz znów powtórzyła się historia, która 20 lat wcześniej przekreśliła realizację „Napoleona”. Spielberg nakręcił „Listę Schindlera”, wobec której Kubrick odstąpił od „Aryan Papers”.
W tym momencie znowu pojawił się Steven Spielberg, którego „Park jurajski” (1993) przekonał Kubricka, że technika cyfrowa wreszcie sprosta realizacji jego wymarzonego projektu „A.I.”, opartego na opowiadaniu Aldissa. W połowie lat 90. Kubrick zrozumiał, że żadna wytwórnia nie sfinansuje tego projektu dla reżysera, który od 1987 roku nie nakręcił dosłownie niczego. Wtedy Kubrick przedstawił Spielbergowi propozycję objęcia reżyserii „A.I.”, sam zadowalając się funkcją producenta.
Spielberg honorowo odmówił, tłumacząc się, że to wyłączny projekt Stanleya. Kubrick poszedł więc na układ z Warner Bros. Zanim wytwórnia wyda krocie na niepewny projekt milczącego od lat reżysera, Kubrick wcześniej nakręci inny, skromniejszy film, który udowodni, że wieloletnia przerwa nie pozbawiła go zdolności przyciągania widzów do kin. W tym celu wygrzebał z pamięci nowelkę „Traumnovelle”, napisaną w 1926 przez Arthura Schnitzlera, którą przeczytał w latach 70.
Bulwarowa prasa huczała od plotek, branżowe pisma także zachodziły w głowę, jakie tajemnice kryły się za szczelnie zamkniętymi halami Pinewood Studios. Enigmatyczne informacje o „opowieści o seksie, zdradzie i wierności” uskuteczniane przez milczącą od wielu lat legendę kina, zyskały zapalnik w postaci angażu do ról głównych wzorcowej hollywoodzkiej pary małżeńskiej Toma Cruise’a i Nicole Kidman (w latach 80. reżyser chciał obsadzić w roli głównej Steve’a Martina).
Zdjęcia rozpoczęto 4 listopada 1996 roku. Cruise i Kidman podpisali kontrakty z otwartym terminem zakończenia zdjęć, natomiast reszta kluczowej obsady nieoczekiwanie uległa zmianom. Harvey Keitel, zaangażowany do roli Victora Zieglera, nie wytrzymał pracy z opętanym powtórkami ujęć reżyserem i opuścił plan. Jego miejsce zajął słynny reżyser Sydney Pollack, często udzielający się także po drugiej stronie kamery (Kubrick rozważał też powierzenie tej roli… Woody’emu Allenowi). Jennifer Jason Leigh zdążyła nakręcić wszystkie sceny jako Marion Nathanson, córka zmarłego pacjenta dr Harforda, wyznająca miłość lekarzowi przy ciele ojca. Lecz Kubrick doszedł do wniosku, że Jennifer nie zagrała tak jak należy i wezwał ją z powrotem na plan. Aktorka była zajęta na planie „eXistenZ” David Cronenberga, więc jej rolę powierzono szwedzkiej aktorce Marie Richardson. Zdjęcia zakończono w czerwcu 1998 roku. Montaż tej ultraprecyzyjnej układanki dramaturgicznej trwał niemal rok. Czy warto było tyle czekać?
Jedynie słuszna odpowiedź brzmi „na Kubricka zawsze warto czekać”! Sam reżyser po ukończeniu filmu zdążył wyznać: „to mój najlepszy film”. Czy rzeczywiście? Z jednej strony kosztujące 65 mln dolarów „Eyes wide shut” to dzieło niezwykłe, utkane ze scen i chwil, których nie nakręciłby nikt inny. Powolne tempo 2,5-godzinnego filmu nie usypia i nie zanudza, przeciwnie, tworzy wokół widza niewidoczną, hipnotyzującą otoczkę, z której nie sposób się wyzwolić. Po seansie widz ma wręcz ochotę na kilka kolejnych godzin spędzonych w misternie splecionej pajęczynie mrocznych namiętności głównych bohaterów. Aktorzy spisali się fantastycznie, a Nicole Kidman zagrała tu rolę życia.
Wizualnie „Eyes wide shut” to – jakże by inaczej – Kubrick, jakiego znamy i podziwiamy od 40 lat. Wspominane już wielokrotnie długie jazdy filmowane za pomocą Steadicamu, precyzyjnie, wręcz matematycznie zakomponowane ujęcia statyczne, tempo montażu zsynchronizowane do muzyki, nieśpieszna, dostojna narracja – elementy kubrickowskiego stylu, pomimo lat przerwy i zmieniających się zasad filmowego opowiadania, przetrwały w nienaruszonej formie. „Oczy szeroko zamknięte” przypominają podróż do minionych czasów, w których liczyła się przede wszystkim elegancja inscenizacji, pragnienie zachowania wyrazistości wizualnego stylu, ściśle korespondującego z meandrami fabuły. Kubrick i jego operator Larry Smith z pietyzmem podeszli do koncepcji kolorystycznej filmu. Każda barwna plama w kadrze posiada ścisły związek ze stanem psychicznym bohaterów.
Echem doświadczeń Johna Alcotta na planie „Barry’ego Lyndona” jest scena przyjęcia u Zieglerów, oświetlona wyłącznie widocznymi w kadrze lampami salonowymi. Lecz z drugiej strony pobrzmiewa też nutka niepokoju z efektem deja vu. Szczególnie dla badaczy twórczości Stanleya Kubricka, jest to film w pewnym sensie przewidywalny, jak gra znaczonymi kartami. Reżyser na każdym kroku podkreślał, jak bardzo jest to JEGO film, jak pielęgnowany od dziesięcioleci jego unikatowy sposób opowiadania historii, wciąż MUSI działać. I faktycznie działa bezbłędnie, nie sposób wyobrazić sobie filmu Kubricka inaczej, lecz mimo to jego ostatnie dzieło przypomina nieco zjadanie własnego ogona, odcinanie kuponów od pracowicie wypichconych koncepcji scenariuszowo-technicznych, stanowiących o wielkości jego poprzednich arcydzieł. To wszystko już było i to w bardziej porywającym stylu.
Metodyczna wiwisekcja, jak pod maską normalności, mieszczaństwa, małżeństwa rodzą się demony, nie była tak perfidnie porywająca, jak studium szaleństwa Jacka Torrance’a. Abstrahując od porównania, że to, co dla innych jest sufitem, dla Kubricka jest podłogą, „Oczy szeroko zamknięte” nie były arcydziełem, na które widzowie czekali przecież tyle lat. Zabrakło tej odrobiny szaleństwa, którym Kubrick władał, gdy był młodszy.
Film tradycyjnie powstał w Wielkiej Brytanii, a szerokie plany ulic Nowego Jorku to dzieło drugiej ekipy zdjęciowej. Nazwisko Billa Harforda to skrót od… Harrisona Forda, gdyż Kubrick widział bohatera, granego przez Toma Cruise’a, jako typowego Amerykanina (w odróżnieniu od współscenarzysty Frederica Raphaela, który, zgodnie z pierwowzorem literackim, chciał, aby główny bohater był Żydem, nazwiskiem Scheuer). Przybrana córka reżysera, Katharina, oraz jej synek, zagrali pacjentów dr Harforda. Traumatyczna muzyka, ilustrująca początek orgii, zawiera odtworzoną od tyłu pieśń kościelną w języku rumuńskim.
Nakręcenie kluczowej rozmowy Harforda z Zieglerem przy stole bilardowym zajęło aż trzy tygodnie. Apartament Harfordów został zbudowany wg nowojorskiego mieszkania Kubricków z lat 60. Przy wyborze odpowiedniej taśmy, Kubrick i Larry Smith wybrali jeden z negatywów Kodaka, którego sam producent nie brał pod uwagę przy wypełnianiu zamówienia. Sekwencja orgii została ocenzurowana w amerykańskich kinach poprzez cyfrowe dodanie ludzi i rekwizytów, zasłaniających najbardziej wyuzdane fragmenty ujęć.
Kubrick umieścił w filmie sporą liczbę autocytatów. Napis na ścianie budynku w Soho zawiera słowo „bowman”. Tak samo nazywał się astronauta w „2001: Odysei kosmicznej”. Z tego samego filmu pochodzi nazwisko Kaminsky. To nazwisko pacjenta dr Harforda. Maska Harforda, noszona podczas orgii, ma rysy Ryana O’Neala, grającego tytułowego bohatera w „Barrym Lyndonie”. W jednej ze scen na ekranie widać telewizor, w którym emitowany jest film „Blume in Love” w reż. Paula Mazursky’ego, który wystąpił w debiucie Kubricka „Fear and Desire”. Kostnica, w której Bill znajduje Mandy, znajduje się w szpitalnym skrzydle C, w pomieszczeniu 114 (C room 114, CRM-114). Taki kryptonim miała maszyna szyfrująca na pokładzie bombowca w „Dr Strangelove”, ten symbol był na jednej z kapsuł statku Discovery w „2001: Odysei kosmicznej”, wreszcie to samo było umieszczone na fiolce z lekiem, podawanym Alexowi w „Mechanicznej pomarańczy”. W artykule prasowym o zmarłej prostytutce Mandy jest wzmianka o człowieku nazwiskiem Leon Vitali. Tak nazywa się dłogoletni asystent i przyjaciel Kubricka, który zagrał dorosłego Lorda Bullingdona w „Barrym Lyndonie” oraz przywódcę orgii w „Oczach szeroko zamkniętych”. W scenie, której Bill Harford widzi swą maskę przy śpiącej Alice, przez chwilę widać stos kaset video z filmami Stanleya Kubricka, leżący na stoliku.
Stanley Kubrick zmarł na atak serca 7 marca 1999 w swojej posiadłości Childwickbury Manor w Hertfordshire, zaledwie cztery dni po ukończeniu montażu „Oczu szeroko zamkniętych”. Miał 71 lat. Zostawił po sobie niezwykłe filmy. Widza był w stanie doprowadzić do ekstazy duchowej, krytyka umiał wyprowadzić na manowce, a współpracownika wpędzić w załamanie nerwowe. Serdeczny wobec bliskich, bezlitosny wobec współpracowników, często wobec ludzi, którzy byli dla niego jednym i drugim. Jak nikt inny, skupiał się na każdym szczególe swojego Dzieła, wyciągał zadziwiające swą trafnością spostrzeżenia z najbardziej, wydawałoby się, banalnych elementów scenariuszowych układanek.
Kontrolując każdy aspekt produkcji pokazał, na czym polega prawdziwie bezkompromisowy autorski przekaz, niezależny od umiejętności i zdania ludzi, którymi się otaczał. Za pomocą kamery tworzył wysnute z podświadomości światy, nabrzmiałe od najbardziej palących problemów moralnych. Potrafił odpowiadać na pytania, które bali się zadawać inni. Twórca, którego geniusz na zawsze zmienił oblicze światowej kinematografii.
[quote]Zmarł, zanim stał się świadkiem stulecia, które rozsławił „2001: Odyseją kosmiczną”. Stanley chciał, byśmy widzieli jego filmy dokładnie tak jak on. Ośmielał nas odwagą swoich przekonań, a potem przenosił w swój świat, swoją wizję. A drugiej takiej próżno szukać w całej historii kina. To wizja nadziei, cudów, piękna i tajemnicy. Kiedyś była darem, teraz jest spuścizną, która będzie nas inspirować i karmić, dopóki będziemy odważni jego śmiałością. I mam nadzieję, że będzie ona trwać długo po wybrzmieniu wszystkich podziękowań i pożegnań – Steven Spielberg podczas rozdania Oscarów, 21 marca 1999.[/quote]