FARGO – noir w negatywie. Analiza filmu braci Coen.
Tak jak w filmie noir niektórzy bohaterowie w spaczonym świecie są nosicielami pierwiastka dobra, tak samo w filmie braci Coen w czystym środowisku tego „białego” świata pojawiają się jednostki pragnące zakłócić jego harmonię. Jak już wspomniałem – wartości są odwrócone. W Fargo to jednostki oddziałują na otoczenie (odwrotnie niż w kinie czarnym). Co bracia próbują przez to powiedzieć? Może znaczy to, że w ich mniemaniu człowiek z natury jest istotą czystą, a zło jest wytworem sztucznym i obcym? Kłóciłoby się to wtedy z poglądami autorów czarnych kryminałów i filmów noir, którzy przedstawiają zło jako integralną cząstkę ludzkiej duszy – rozprzestrzeniającą się jak choroba. Takimi naznaczonymi piętnem grzechu jednostkami-anomaliami są w filmie braci Coen właściwie tylko cztery osoby: Jerry Lundegaard, Shep Proudfoot i dwóch porywaczy, którzy bez pardonu burzą spokój mieszkańców miasteczka. Pierwsza z nich zasadniczo różni się od reszty – zimnych i bezwzględnych kryminalistów. Przecież Jerry Lundegaard początkowo budzi naszą sympatię, a nawet współczucie. Jest człowiekiem jak każdy z nas – pragnie w końcu się wybić, lecz brakuje mu okazji.
Czemu zatem wymieniam tę postać obok trzech bandytów? Recepta na życie według braci Coen wydaje się być bardzo prosta i streścić ją możemy w krótkich hasłach: „Nie wychylaj się”, „Zadowalaj się tym, co masz”, „Naucz się czerpać radość z małych rzeczy”.
Przecież wszyscy pozostali bohaterowie to zwykli przeciętniacy! Nie wyróżniają się żadnymi szczególnymi cechami i zajmują się swoimi sprawami. Są anonimowi, ale dzięki temu właśnie szczęśliwi. Wystarczy wspomnieć życzliwych policjantów z posterunku, „ciepłą kluchę”- męża Marge, zabitego funkcjonariusza, który nie tknął łapówki i którego jedyną cechą szczególną jest to, że „wygląda na miłego gościa”.
Jest więcej tych szaraczków – Bogu ducha winny pracownik parkingu, głupiutkie acz sympatyczne prostytutki (którym daleko do noirowych femmes fatales), przypadkowi świadkowie mordu na drodze, żona Jerry’ego, wokół której zbudowana jest cała akcja filmu, a o której nie wiemy praktycznie nic i wreszcie dziecko (uosobienie niewinności!) – syn Jerry’ego, który w jednej ze scen wysłuchuje wykładu na temat swoich przeciętnych stopni. Warto zwrócić uwagę również na dialog Marge i jej męża z ostatniej sceny, w której kochająca żona cieszy się z drobnego sukcesu męża.
Przezabawna i sugestywna jest również scena, w której jeden z porywaczy chce wyjechać z parkingu bez płacenia i kłócąc się z facetem w budce podaje nam definicję zadowolonego z życia, Coenowskiego przeciętniaka: „Chyba uważasz się za ważniaka w tym głupim mundurze. Służbowy krawat, ważna figura. Oto cały twój świat. Jesteś królem tego szlabanu. Masz tu swoje zasrane 4 dolary”. Ambicja zatem zdaje się być według braci Coen najcięższym z możliwych grzechów. Dlatego ciamajdowaty Jerry jest w filmie takim samym czarnym charakterem jak bandyci, którzy bez wahania pociągają za spust. Dopuścił się grzechu ambicji i przez braci Coen zostaje potępiony.
Zostańmy jeszcze na chwilę przy samych postaciach. Wszystkie sprawiają wrażenie, jakby stworzone zostały przez proste odwrócenie znaków z filmów noir. Przestępcy na przykład są tutaj niepoważni i brak im profesjonalnego podejścia do zadania. Partaczą dosłownie na każdym kroku. Przed akcją zatrzymują się w hoteliku i zamawiają panienki, po czym wydzwaniają do swojego łącznika z wyrokiem w zawiasach. Potem w biały dzień z łomem w ręku wdzierają się do domu ofiary (przy czym robią mnóstwo hałasu i to ofiara spostrzega ich pierwsza, dzięki czemu diabli biorą efekt zaskoczenia, o który z pewnością zadbaliby zawodowcy rodem z filmów noir). W tej samej scenie jeden z oprychów zostaje ugryziony przez panią Lundegaard, która z przeraźliwym wrzaskiem wyrywa się i biegnie na górę. Porywacz (w samym środku akcji!) tępym wzrokiem bada rankę i stwierdza: „Maść. Potrzebuję maści” – po czym zabiera się za poszukiwania. Carl zapomina o nalepkach na wóz o tymczasowych numerach i przez to porywacze zostają zatrzymani przez kogoś, kto w filmie czarnym nie miałby prawa egzystencji – gliniarza, który nie bierze w łapę. Nie tylko zachowanie gangsterów jest w Fargo groteskowe, ale – jak już wcześniej zaznaczyłem – również metody pracy policji pozostawiają wiele do życzenia. Wystarczy wspomnieć partnera Marge, który podczas badania miejsca zbrodni pełni funkcję uchwytu do kawy, albo samą Marge, która podczas przesłuchania nie widzi niczego podejrzanego w nerwowym zachowaniu Lundegaarda. Przykłady można mnożyć.
Podobnie jak w filmie noir, miejsce akcji jest tutaj niezwykle istotne – przenosimy się w Fargo na odludzie, w miejsce, gdzie człowiek odnajduje spokój niezmącony zgiełkiem asfaltowej dżungli.
Ważna jest w filmie twórców Bartona Finka symbolika bieli – wszechobecnej i wypełniającej każdy niemal kadr Fargo (stojącej oczywiście w opozycji do noirowej, wszędobylskiej czerni). Przyjrzyjmy się filmowym pejzażom. Akcja toczy się w plenerach stanu Minnesota – rozległych i zaśnieżonych. Biel, która dominuje na ekranie, oddaje wszystkie cechy świata nakreślonego przez braci Coen – niewinność, czystość, dobro, poczciwość etc. Symboliczne jest na przykład ujęcie z lotu ptaka, które przedstawia samotnego Jerry’ego, wpisanego w tło białej pustyni. To ujęcie doskonale obrazuje stosunek świat – bohater, o którym mówiłem wcześniej. Lundegaard wygląda jak ciemna plama kontrastująca ze śnieżną bielą kadru – Jerry wyraźnie nie pasuje, jest obcym elementem zakłócającym harmonię obrazu. Innym ciekawym ujęciem o podobnej wymowie jest zbliżenie na torbę z robakami, którą trzyma Norm – mąż Marge. W momencie zbliżenia słyszymy głos Frances McDormand z offu – „Wygląda nieźle”. Oczywiście ma ona na myśli kanapki przyniesione przez męża. Jednak ujęcie jest wymowne. Tak jakby Coenowie chcieli powiedzieć: „Ten idealny świat wygląda dobrze, ale pod ziemią czai się obrzydliwe robactwo”.
Innym ważnym elementem oddającym atmosferę filmu jest muzyka, raz smutna i przygnębiająca, a raz spokojna i sielankowa – kontrastująca z dramatycznymi wydarzeniami wielu scen. Słyszymy ją podczas napadu w domu Jerry’ego, podczas zakopywania walizki z pieniędzmi i w innych tego typu sytuacjach. Taki dobór muzyki może mieć na celu ośmieszenie działań „złych” bohaterów. Ów kontrast pokazuje, jak bezcelowe i żałosne są ich wysiłki, gdyż bracia wiedzą od początku, że w ostatecznym rozrachunku to dobro i sprawiedliwość zatriumfują w ich filmie. Zło jest tylko przejściową patologią, która przemija tak szybko, jak się pojawia.
„Tam na podłodze leżała pani Lundegaard? A ten facet w młynku to twój wspólnik? Plus tych troje w Brainerd. Za co? Dla paru dolarów. Życie nie kończy się na pieniądzach. Nie wiesz o tym? Siedzisz w radiowozie, a jest taki piękny dzień. Nie rozumiem tego”. Te słowa Marge Gunderson, wypowiedziane w radiowozie do jednego z porywaczy są najlepszą puentą Fargo. Odzwierciedlają one naiwny sposób myślenia poczciwych mieszkańców Minnesoty oraz ich brak zrozumienia dla okrucieństwa, które wstrząsa ich uporządkowanym i statecznym światem. Światem białym tego jedynego w swoim rodzaju filmu blanc – jeśli pokusić się mogę o neologizm.
REALIZM GROTESKOWY
Trudno powiedzieć, czy odwrócona konwencja czarnego kryminału przybliża nas do realizmu. Czy wydarzenia przedstawione w Fargo rzeczywiście mogłyby realnie mieć miejsce, tak jak sugerują to początkowe napisy? Bohaterowie filmu braci Coen paradoksalnie wydają się być bardziej ludzcy niż postacie z filmów noir (mimo odwrócenia tego realistycznego przecież schematu o 180 stopni). Rolę detektywa pełni tu kobieta w ciąży zamiast przystojniaka w trenczu, bandytą jest facet, który „śmiesznie wygląda”, a inicjatorem całego zajścia i mózgiem operacji, która wymyka się spod kontroli już w pierwszych scenach filmu, jest ciamajda Jerry – finansowo zależny od swojego teścia, w niczym nie przypominający geniuszy zbrodni z kryminalnych powieści.
Zatem czy oglądając Fargo „kupujemy” tę historię tak, jak chcą tego twórcy, czy myślimy może, że to zbyt absurdalne, żeby było prawdziwe? Bracia zdają się twierdzić, że historia tym prawdziwsza, im bardziej groteskowa i niewiarygodna.
Czy eksperyment się udał?