DZIWNA PARA, czyli nietypowe FILMOWE DUETY
Historia kina zna mnóstwo pamiętnych duetów. Flip i Flap, Butch Cassidy i Sundance Kid, Riggs i Murtaugh, Mulder i Scully… A co jeśli słynny duet składa się tylko w połowie z człowieka, a w drugiej połowie z materii nieożywionej lub innego rodzaju nieokreślonego bytu, słowem z czegoś oryginalnego i niecodziennego, co to najchętniej rozmawia tylko z naszym bohaterem? Tytuły ułożyłem w formie rankingu, za kryterium oceny biorąc ogólną pomysłowość scenarzystów / stopień zakręcenia dziwnej pary / ogólną jakość samego filmu – wszystko oczywiście poddane mocno subiektywnej ocenie. UWAGA – ranking aż roi się od SPOJLERÓW, więc jak zobaczycie jakiś film, którego nie oglądaliście, odradzam zagłębianie się w lekturę przed seansem danego tytułu. Tymczasem, zanim przejdziecie dalej, choć tylko część przywołanych przykładów będzie podlegać poniższej definicji, miejcie gdzieś tam z tyłu głowy słowa dr. Łukasza Gawędy w interesującym nas temacie: Każdy człowiek w głowie odbiera swój wewnętrzny głos. Dzięki niemu możemy np. mówić sobie, co powinniśmy zaraz zrobić, komentujemy to, co się dzieje i przypominamy, co się zdarzyło. To jest nasz dialog z samym sobą… jednak osoby ze schizofrenią uważają, że ich wewnętrzny głos nie pochodzi z nich samych… Mylą produkowane przez siebie czynności i słowa z tymi, które pochodzą z zewnątrz. Inaczej mówiąc, znacznie częściej mają trudności w rozpoznaniu wyobrażeń jako wyobrażeń. Mają wrażenie, że to, co wyobrażane, dzieje się rzeczywiście.
15. Bez odwrotu (1986 r., reż. Corey Yuen)
Scenariusz No Retreat, No Surrender został chyba przed realizacją filmu ostrzelany serią z karabinu maszynowego, bo jest w nim od groma dziur fabularnych oraz zawirowań w ciągłości i rytmie opowieści. Aktorsko też film leży, ale… Ale No Retreat, No Surrender ma też trzy niezaprzeczalne atuty. Pierwszym z nich jest debiutancki występ na dużym ekranie Jeana-Claude’a Van Damme’a, w krótkiej, acz bardzo widowiskowej, negatywnej roli rosyjskiej machiny do zwyciężania (po tej roli młodego Belga natychmiast wyhaczyło Hollywood, co zaowocowało dwa lata później kultowym Krwawym sportem). Drugim atutem Bez odwrotu jest widowiskowa choreografia oraz dynamiczna kamera, będąca w centrum finałowej sekwencji walki. No i atut trzeci, najważniejszy w kontekście niniejszego artykułu; mamy tu bardzo ciekawy przykład dziwnej pary. Otóż młody bohater filmu, który w finale spuści łomot samemu Van Damme’owi, na początku, a właściwie to przez większość filmu, zanim zostanie Karate-Tygrysem, jest Karate-Pierdołą, i to do kwadratu. Do czasu, aż jego modły zostają wysłuchane i pod jego dachem zjawia się duch samego Bruce’a Lee, żeby w kilku szybko zmontowanych scenach nauczyć go być najlepszym. I choć motyw ów jest… odrobinę naciągany, a aktor grający Bruce’a Lee przypomina go tylko, gdy stanie do nas prosto profilem, to nie brakuje temu niecodziennemu szkoleniu sporej dawki klimatu, a wręcz pewnego rodzaju filmowej magii. Większości scen, w których “Bruce Lee” uczy młodzika podstawowych zasad Jeet Kune Do, towarzyszą budujące nastrój rozpalone świece, a duchowa obecność Małego Smoka wyzwala w widzach duże pokłady nostalgii i tęsknoty za tą ikoniczną postacią. A żeby nie było zbyt szablonowo, że ot duch uczy młodzika i znika, twórcy w ramach bonusa zamieścili bardzo pomysłową scenę, w której Bruce Lee kopie naszego bohatera, a ten, wyrzucony siłą uderzenia, przelatuje przez drzwi i wpada na swojego kolegę. Czy zatem duch mistrza był jedynie projekcją umysłu chłopaka, czy też faktycznie Bruce Lee pojawił się jako byt materialny i sprzedał mu realistycznego kopa?
14. Shutter – Widmo (Tajlandia 2004 r. / USA 2008 r.)
Zdecydowanie najtragiczniejsza dziwna para w niniejszym zestawieniu. Oto bowiem mamy do czynienia z dość niepokojącą parafrazą przysięgi małżeńskiej, która w tym przypadku mogłaby brzmieć I nie opuszczę cię… nawet po śmierci. Fabuła Shuttera obraca się wokół pary nowożeńców, w których życiu nagle (są przekonani, że potrącili ją samochodem) pojawia się młoda dziewczyna. Jej obecność przejawia się pod postacią świetlnych blików na zdjęciach oraz innych dziwnych wydarzeń, które z coraz większą intensywnością rozmontowują spokojną rzeczywistość naszych bohaterów. Młody fotograf skarży się też na dokuczliwy ból pleców i z niezrozumiałych powodów przybiera bardzo mocno na wadze, choć wcale nie wydaje się robić grubszy. Choć w ciemni fotograficznej odwiedza go nierzeczywista dziewczyna (jedna z najbardziej przerażających scen filmu), to nie on, a jego aktualna narzeczona zdaje się bardziej zainteresowana wyjaśnianiem przyczyn dziwnych wydarzeń i tajemniczych blików na zdjęciach. Finałowe rozwiązanie przyprawia o gęsią skórkę, albowiem okazuje się, że dziewczyna-widmo, to eksnarzeczona głównego bohatera, która jakiś czas temu popełniła samobójstwo z jego powodu. Według wyjaśnień chłopaka tworzyli razem toksyczny związek, on jej nie kochał, a ona namolnie żądała jego atencji. Nieszczęśliwie zakochana i upokorzona, odebrała sobie życie, a w chwili obecnej, jako duch silnie zespolony z żywą istotą, towarzyszy ukochanemu, siedząc mu na plecach w pozycji na barana. Ujęcie, na którym chłopak zauważa siedzącą mu na ramionach eksdziewczynę-widmo, to bez dwóch zdań jeden z najmocniejszych twistów w historii kina grozy. Film zamyka scena, w której chłopak po nieudanej próbie odebrania sobie życia, siedzi na łóżku w zakładzie psychiatrycznym, a na nim wciąż uwieszona w miłosnym uścisku eks. No, więc nie narzekajcie, jak zdarzy się wam wpaść na swoją byłą na ulicy, inni – jak widać – mają ciut gorzej.
13. Lśnienie (1980 r., reż. Stanley Kubrick)
Tony to wyimaginowany przyjaciel Danny’ego Torrance’a (Danny Lloyd). Stanowi on personifikację tytułowego lśnienia, czyli paranormalnej umiejętności komunikowania się przez chłopca za pomocą myśli, przewidywania przyszłych wydarzeń oraz widzenia tego, co wydarzyło się nawet dziesiątki lat temu. Tony przedstawiony jest w filmie Kubricka pod postacią palca, którym Danny porusza, wizualizując rozmowę ze swoim niewidzialnym przyjacielem. Kwestie wypowiadane przez Tony’ego Danny dubbinguje, obniżając głos do niepokojącego, gardłowego brzmienia. W kinowej wersji Lśnienia reżyser nie poświęca zbyt wiele czasu na głębszą eksplorację postaci Tony’ego. Co więcej, osoby nieznające literackiego pierwowzoru autorstwa Stephena Kinga (który zresztą ekranizacji Kubricka nie cierpi) mogą mieć problem ze zrozumieniem zachowań Danny’ego, m.in. w słynnej, przerażającej scenie w sypialni rodziców (słynne REDRUM). Wersja reżyserska, dłuższa o dobrych kilkanaście minut, znacznie rozbudowuje relację Danny-Tony, rzucając więcej światła na ten niezwykły duet. W wersji rozszerzonej, zanim Torrance junior przespaceruje się po sypialni rodziców, skrzeczącym głosem wypowiadając raz za razem słowo redrum, kilka scen wcześniej dowiadujemy się, że wymyślony przyjaciel przejął nad nim kontrolę i to dlatego Danny mówi od tej pory jego głosem. Już w tej dodanej sekwencji Danny bezwiednie wypowiada słowo redrum, ku przerażeniu Wendy (choć akurat Shelley Duvall przez cały film wygląda na przerażoną), a na jej pytania, co się dzieje z jej synem, Tony beznamiętnie odpowiada, że Danny’ego już tu nie ma. Choć głos Tony’ego brzmi dość niepokojąco, a napis “Redrum”, wykonany przez niego czerwoną szminką, również przyprawia o ciarki, wyimaginowany przyjaciel Danny’ego zdaje się mieć przyjazne zamiary. Wszak już na początku filmu informował Danny’ego, że nie chce jechać do hotelu Overlook. Wygląda też na to, że Tony mieszkający w buzi Danny’ego nie chciał się afiszować ze swoją obecnością i był raczej płochliwy. Na pytanie psycholożki (również w dodanej scenie), czy jeśli zajrzy teraz Danny’emu do buzi, zobaczy Tony’ego, chłopiec odpowiada, że nie, bo Tony wtedy schowa się do żołądka. W filmie Kubricka Tony ostatecznie znika w momencie pierwszego uderzenia Jacka toporem w drzwi i do końca fabuły nie widzimy już żadnej jego aktywności. Opis powstał na bazie wyłącznie filmu Stanleya Kubricka, powieść Kinga czytałem 15 lat temu, a miniserial ponad 10, więc jeśli książka i/lub oparty na niej serial przedstawiają relację Danny-Tony inaczej, chętnie poczytam o tym w komentarzach.
12. Siła strachu (2005 r., reż. John Polson)
Oglądając Siłę strachu, z minuty na minutę odnosiłem wrażenie, że wszystkie elementy filmu Johna Polsona silą się, by przebić atmosferą niepokoju Szósty zmysł, przewyższyć aktorski duet Willis-Osment, pokonać film Shyamalana jeszcze mocniejszym finałowym twistem, a po drodze dać pstryczka w nos Lśnieniu Kubricka i jeszcze zahaczyć o gatunek slasher. I na wszystkich tych próbach John Polson i jego aktorzy wykładają się jak na skórce od banana. Hide & Seek nie udał się pod względem dramaturgicznym i aktorskim. Dziewięcioletnia Dakota Fanning zagrała o niebo lepiej od samego De Niro, a i tak jej postać wzbudzała we mnie tylko antypatyczne uczucia. Reżyserowi zabrakło warsztatu, by wykreować odpowiednio wybrzmiewające sceny grozy, a typowo slasherowy finał w jaskini, gdzie ten zły dostaje kulkę z dodatkiem chwytliwego one-linera (Teraz pobawimy się w chowanego! Ho ho ho…), rozmontowuje niedobitki z trudem stworzonej atmosfery zagrożenia. Kiepsko wypada również sam finałowy twist, który może i na pierwszy rzut oka jest mocno zaskakujący, ale po prześledzeniu fabuły ta okazuje się w jego świetle dziurawa jak ser szwajcarski i mocno naciągana. W tym całym średnio zjadliwym filmowym posiłku znajduje się jednak całkiem smaczny deser w postaci dziwnej pary, a nawet dwóch. Pierwszym duetem jest Emily (Dakota) i Charlie, jej wyimaginowany przyjaciel. Charlie jest zabawny, bawi się z Emily w chowanego, ale jest też mściwy (na ścianie łazienki zostawia napisy oskarżające Davida – ojca Emily – o śmierć jej matki), zaborczy i wreszcie zabójczo niebezpieczny, gdy dopuszcza się zbrodni na nowej partnerce Davida. Drugą dziwną parą w Sile strachu jest David i… Charlie, który w finale okazuje się alter ego Davida, odpowiedzialnym za wszystkie złe rzeczy, które wydarzyły się w życiu rodziny Callawayów. Wszelkie psychologiczne diagnozy mówiące o tym, że dziecko po utracie matki uciekło w świat wyobraźni, tworząc sobie wymyślonego przyjaciela, można zatem wyrzucić do kosza, bo to nie Emily, a David okazuje się mieć ze sobą poważne problemy psychiczne. Jako spokojna i opanowana głowa rodziny sprząta bałagan po działaniach Charliego, a jako Charlie właśnie terroryzuje własną córkę, nie pozwalając jej powiedzieć – w sumie samemu sobie – o istnieniu jego zdrowo szurniętego alter ego. Rozpatrując film Polsona na tej właśnie płaszczyźnie, Siła strachu ma całkiem sporo do zaoferowania, szkoda jedynie, że poziom realizacyjny i dramaturgiczny całości nie poszedł w parze za interesującym pomysłem. Reżyser, który chyba nie mógł zdecydować się, jak zakończyć historię Emily, postanowił nakręcić dwa różne zakończenia filmu. W pierwszym – negatywnym – Emily jest układana do snu przez psycholożkę i przyjaciółkę rodziny (Famke Janssen) we własnym łóżku w domu, który okazuje się w ostatnim ujęciu wnętrzem zakładu psychiatrycznego. W zakończeniu drugim – pozornie pozytywnym – widzimy, jak ta sama przyjaciółka rodziny, po prawdopodobnej adopcji Emily, wyprawia ją rano do szkoły. Patrząc jednak na ostatnie ujęcie w tej wersji, gdzie widzimy rysunek wykonany przez Emily, na którym dziewczynka ma dwie głowy, to chyba to zakończenie też jest negatywne, dając nam do zrozumienia, że dziewczynka też posiada drugą, być może równie mroczną jak Charlie, osobowość. Trudno sobie bowiem wyobrazić, żeby dziecko, któremu własny ojciec z rozdwojeniem jaźni urządzał tak przerażający teatrzyk, mogło się kiedyś pozbierać.